Rozdział 080

119 4 0
                                    

— Mama? — zapytał zamiast powitania Andrzej, nawet nie próbując ukryć swego zaskoczenia, że na progu mieszkania zobaczył nie Joasię, a jej matkę — Celinę Jankowską. — A co mama tu robi? — wyrwało mu się, nim zdążył pomyśleć.

— Stoję — odpowiedziała rzeczowo teściowa, spoglądając na zięcia wzrokiem, jakiego nie powstydziłby się nawet bazyliszek. — Stoję i dzwonię, czekając aż ktoś mi w końcu otworzy. Mogę wejść czy masz zamiar przyjąć mnie na korytarzu?

— Tak, oczywiście, zapraszam — wyjąkał Andrzej, speszony cofając się o kilka kroków, by Celina mogła wejść do środka. — Bardzo mamę przepraszam, nie wiem, gdzie ja mam głowę — zaczął chaotycznie się tłumaczyć. Kostrzewskiemu wciąż nie udało się otrząsnąć z szoku wywołanego niespodziewanym widokiem teściowej. Kiedy ta dziarsko wkroczyła do przedpokoju, on sięgnął po stojące na korytarzu pakunki, które okazały się znacznie cięższe, niż przewidywał. — O ludzie kochani — jęknął, o mało nie wypuszczając z rąk jednego z bagaży.

— Jędruś, ostrożnie, na litość boską! — wykrzyknęła Jankowska, kręcąc głową z dezaprobatą. — W środku są słoiki.

— A ja myślałem, że cegły — burknął pod nosem Kostrzewski, z niemałym trudem wnosząc ciężkie tobołki do salonu. Podejrzewam, że zawartością tych walizek można by z powodzeniem nakarmić pułk wojska, westchnął w duchu. — Gdyby nas mama uprzedziła, to odebrałbym mamę z dworca — dodał, chcąc jakoś przerwać niezręczną ciszę.

— A co ja jestem paczka, żeby mnie trzeba było odbierać? — obruszyła się Celina, kierując się prosto do łazienki, skąd przeszła do salonu po mniej niż trzech minutach. — Dałam sobie świetnie radę — dodała z niekłamaną satysfakcją, podchodząc do stołu, by przy nim usiąść.

— W to nie wątpię — przyznał Kostrzewski, przewracając oczami. — Raczej miałem na myśli to, że mama nie powinna dźwigać sama takich ciężarów — powiedział z udawaną troską, gdyż teraz bardziej martwił się o swój kręgosłup. A znając przebojowość teściowej, był prawie pewien, że zaangażowała sztab ludzi do dźwigania jej ciężarów na każdym etapie podróży.

— A, o to ci chodzi — machnęła ręką Celina, zaglądając ciekawsko do obu półmisków z przygotowanymi przez Andrzeja sałatkami. — Nie martw się, mój drogi. W podróży zawsze znajdą się uprzejmi ludzie, którzy pomogą samotnej kobiecie w noszeniu bagaży — uspokoiła go Jankowska, próbując jednej z sałatek. — Dałeś zdecydowanie za dużo cykorii — skomentowała, krzywiąc się z niesmakiem.

— Joaśka bardzo ją lubi — bronił się Kostrzewski, jak zawsze, kiedy spotykał się z krytyką ze strony teściowej.

— Co za dużo, to i świnia nie zje. We wszystkim trzeba znać umiar, mój drogi — upierała się przy swoim Jankowska. — Jutro ja ugotuję obiad i przygotuję porządną sałatkę z dodatkiem cykorii — dodała tonem nieznoszącym sprzeciwu, wyraźnie akcentując słowo „dodatkiem". Jednocześnie Celina sięgnęła do drugiego półmiska, by spróbować tego, co znajdowało się w środku. — A ta sałatka jest w ogóle niedoprawiona! — wykrzyknęła, krzywiąc się z niesmakiem. — Zaraz coś dodam, żeby nie była taka mdła — zarządziła, kierując się w stronę kuchni, skąd po chwili wróciła z koszyczkiem, w którym znajdowały się przyprawy. — O, teraz lepiej — przyznała z zadowoleniem po dosypaniu czegoś do półmiska. Zrobiła to tak szybko, że Andrzej nie zdążył zauważyć, co to było. — A Asi nie ma? — zmartwiła się, ponownie zajmując miejsce przy stole.

— Jeszcze nie wróciła z pracy — wyjaśnił szybko Andrzej, ukradkiem ocierając pot z czoła. — Coś jej się tam przeciągnęło i musiała zostać po godzinach.

A gdyby tak - sezon 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz