Rozdział 071

126 3 0
                                    

Józef z przyjemnością spędził czas w towarzystwie najstarszej córki. Chociaż jego pobyt w Łodzi trwał mniej więcej tydzień, podczas którego nie mógł narzekać ani na nudę, ani na samotność, to zdążył stęsknić się za pogawędkami z Ulą — stałym elementem spokojnych wieczorów w Rysiowie. Zwłaszcza, że ich rozmowy zazwyczaj nie dotyczyły tylko i wyłącznie codziennych spraw, ale stanowiły też okazję do poruszania poważniejszych tematów. Nie inaczej było i tym razem. Po tym jak córka ze szczegółami zrelacjonowała mu przebieg swojego spotkania z kadrową, a on w rewanżu opowiedział jej o dniu spędzonym w domu Dąbrowskiej, do ich pogawędki niepostrzeżenie wkradł się temat Halloween — święta, którego Józef szczerze nie znosił. Przy każdej okazji zwykł podkreślać swoją niechęć do tego zapożyczonego z krajów anglosaskich zwyczaju i nigdy nie pozwalał ani Jaśkowi, ani Beti uczestniczyć w organizowanych z tej okazji zabawach. I chociaż oboje początkowo w mniej lub bardziej zdecydowany sposób wyrażali swój sprzeciw wobec decyzji ojca, to chyba w końcu zrozumieli i przyjęli jego pogląd na tę kwestię, bo od dwóch lat żadne z nich nie odezwało się słowem na ten temat.

— Ludzie poszaleli z tym całym Halloween — stwierdził Cieplak, krzywiąc się z dezaprobatą. — Ty wiesz, że nawet Dąbrowska kupiła dużą dynię i ma zamiar powycinać ją tak, by przypominała głowę jakiegoś potwora?

— Cóż, potem może przerobić ją na zupę — pomyślała na głos Ula. — Sama się zastanawiam, czy nie skorzystać z okazji i w piątek nie kupić na przecenie kilku dyń. Zawsze jakieś zostają, a można by zrobić z nich nie tylko zupę, ale też przetwory na zimę.

— Właściwie czemu nie? Byłaby to jakaś korzyść z tego głupiego święta. Twoja mama robiła genialną dynię w ostrej marynacie — rozmarzył się Józef, a na jego twarzy pojawił się błogi uśmiech. — Postaram się znaleźć jej przepis w swoich notatkach. Jutro się tym zajmę, jak wrócimy z Beti z Łodzi. I trzeba będzie pomyśleć nad jakąś wspólną zabawą na wieczór, bo w telewizji będą chyba tylko same horrory — kontynuował swój wywód, choć z braku czasu nie zerknął nawet do programu na kolejny dzień. — Naprawdę nie wiem, co ludzie widzą w tym Halloween! Ani to ładne, ani przyjemne, moim zdaniem. A to, że rodzice pozwalają swoim dzieciom chodzić po domach i zbierać słodycze, to już ogóle nie mieści mi się w głowie! To już lepsze były andrzejki, o których wszyscy jakoś chętnie zapomnieli! Pamiętam ze swojej młodości, jak niezamężne dziewczyny w różnym wieku zbierały się, żeby wspólnie sobie wróżyć, która pierwsza wyjdzie za mąż. Przeważnie się to nie sprawdzało, ale to już inna sprawa.

— I mama też brała w tym udział? — zainteresowała się Ula, spoglądając na ojca podejrzliwie.

— O ile wiem, to tak, ale jako osoba twardo stąpająca po ziemi traktowała to wyłącznie jako dobrą zabawę. Wtedy nie było tyle różnych rozrywek, co dzisiaj, więc korzystało się z każdej okazji, jaka się trafiała — wyjaśnił Józef, wracając pamięcią do wydarzeń sprzed kilkudziesięciu lat. — A kiedy Madzia i ja się pobraliśmy, to już nie było ani powodu, ani czasu na obchodzenie andrzejek. W międzyczasie ten zwyczaj umarł śmiercią naturalną, więc jak podrosłaś, to już nie było o czym mówić. Nie pierwszy i nie ostatni — westchnął ze smutkiem. — Na przykład kto dziś pamięta, że swego czasu w Polsce maj był miesiącem zakochanych? Zamiast tego obchodzi się te... walentynki — dodał, krzywiąc się tak, jakby zjadł kawałek cytryny.

— Cały dzień tylko dla zakochanych to piękna idea — stwierdziła Ula tonem gorliwego obrońcy przemawiającego przed sądem. — Nie widzę w tym nic złego.

— Gdyby nie fakt, że romantyzm został zepchnięty na dalszy plan i walentynki stały się głównie dobrym biznesem dla restauratorów, kwiaciarzy i innych sklepikarzy — wyraził swoją opinię Józef, z roku na rok ze smutkiem obserwując coraz większą komercjalizację tego święta. — A polski maj, jako miesiąc zakochanych, był znacznie sympatyczniejszy. Przede wszystkim ze względu na pogodę, ale nie tylko. Jego podstawa zaleta polegała na tym, że trwał trzydzieści jeden razy dłużej niż dzień świętego Walentego — dodał, spoglądając porozumiewawczo na córkę.

A gdyby tak - sezon 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz