Rozdział 197

227 5 25
                                    

— Niestety, nie mam dobrych wiadomości — medyk westchnął ciężko. — Kiedy ją przywieziono była bardzo słaba, a potem doszło do zatrzymania krążenia. Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, ale... niestety, nie udało nam się jej uratować. Naprawdę mi przykro — dodał tonem pełnym współczucia.

— Nie — jęknęła żałośnie Amelia, ukrywając twarz w dłoniach. Mimo odczuwanego niepokoju, Scacchi do tego momentu nie dopuszczała do siebie myśli, że Boccia mogłaby nie wyjść z tego żywa. Dziewczyna niezachwianie wierzyła, że to po prostu kolejny kryzys, który dzięki pomocy lekarzy uda się przetrwać tak samo, jak wszystkie wcześniejsze sytuacje tego typu. Dlatego wiadomość o śmierci Lidii wywołała u niej szok połączony z odruchem obronnym typowym dla fazy wyparcia. — Nie, to nie może być prawda — zaprzeczyła, po czym rozpłakała się jak dziecko. — Tu na pewno nie chodzi o Lidię.

— Rozumiem, że to dla pani trudne. I choć brzmi to jak oklepany frazes, to zapewniam panią, że... tak nie jest. Niedawno ja również straciłem bliską osobę i wciąż nie mogę się z tym pogodzić — przyznał lekarz, a jego oczy zaszkliły się łzami. — Naprawdę pani współczuję. Czy mogę pani jakoś pomóc?

— Tak... nie... nie wiem — wyjąkała, czując się w kompletnej rozsypce, która uniemożliwiała jej zebranie myśli. — Panie doktorze, czy ja... mogłabym ją zobaczyć? — poprosiła, spoglądając na niego błagalnym wzrokiem.

— Tego bym absolutnie nie zalecał — odmówił grzecznie, acz stanowczo.

— Błagam pana... bardzo mi na tym zależy — Amelia upierała się przy swoim zdaniu. — Chciałabym się z nią pożegnać — wyjaśniła swoje stanowisko medykowi, który sprawiał wrażenie mocno zaskoczonego jej prośbą.

— Jest pani pewna? — spytał nieśmiało, na co ona odpowiedziała tylko skinieniem głowy. — Nie powinienem się zgadzać, ale... skoro pani na tym zależy, to... proszę ze mną — dodał konspiracyjnym szeptem, nerwowo rozglądając się po korytarzu — najprawdopodobniej po to, by się upewnić, czy w zasięgu wzroku nie było nikogo z personelu. Na szczęście na korytarzu akurat nie znajdował się nikt oprócz nich i jeszcze jednej kobiety, która siedziała kilkanaście metrów dalej i wydawało się, że nie zwróciła na nich najmniejszej uwagi. Rozejrzawszy się wokół jeszcze raz, lekarz odwrócił się w stronę drzwi do sali i pośpiesznie wprowadził Amelię do środka.

— Czy mogę zostać z nią sama? — poprosiła Scacchi, gdy zorientowała się, że medyk najwyraźniej zamierzał nie odstępować jej na krok.

— Na to nie mogę się zgodzić — odpowiedział w sposób niepozostawiający cienia wątpliwości, że w tej kwestii nie zamierzał ustąpić. — Lepiej, żebym był pod ręką, na wypadek gdyby pani zemdlała — dodał nieco łagodniej.

— Nie jestem taka słabowita — stwierdziła Amelia, uważając jego obawy za przesadzone.

— Nigdy nie wiadomo. Ludzie różnie reagują na silne emocje — odparł, przyjmując mentorski ton. — Poza tym ktoś musi stać na świecy — dodał, spoglądając na nią znacząco.

— No dobrze — niechętnie ustąpiła Amelia, nie chcąc tracić cennego czasu na przekonywanie medyka do swoich racji, co pewnie i tak niczego by nie zmieniło. Dziewczyna zrezygnowała więc z dalszej rozmowy na ten temat. Zamiast tego przeniosła swój wzrok na stojące na środku sali łóżko, na którym leżała Lidia. Na pierwszy rzut oka wyglądała ona tak, jak ktoś pogrążony w głębokim śnie. Jedynie brak choćby minimalnego ruchu klatki piersiowej będącego oznaką, że staruszka oddychała oraz przerażająca bladość wskazywały na to, że nie było jej już na tym świecie. Ten widok okazał się dla Amelii znacznie bardziej wstrząsający niż informacja przekazana ustnie przez medyka. Choć Scacchi nie miała powodu mu nie ufać, to gdzieś w głębi duszy chciała wierzyć, że zaszło jakieś nieporozumienie i wcale nie chodziło o jej przyjaciółkę, tylko o jakąś inną osobę. Kiedy jednak na własne oczy zobaczyła Lidię martwą, dotarło do niej, że o pomyłce nie mogło być mowy. Świadomość ta sprawiła, że rozpacz uderzyła w Amelię z siłą wodospadu. Nie będąc w stanie zapanować nad bólem tak silnym, jak gdyby ktoś wbił jej nóż prosto w serce, Scacchi doskoczyła do łóżka, zanosząc się spazmatycznym płaczem. Upadłszy na kolana tak, jak gdyby chciała pomodlić się o cud, Amelia delikatnie ujęła w dłonie bezwładnie leżącą na pościeli rękę Lidii.

A gdyby tak - sezon 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz