Wychodząc z pracy, Sebastian przechodził obok gabinetu Marka i kątem oka zauważył, że Violetta nadal siedziała w sekretariacie i żywiołowo rozmawiała z kimś przez telefon — zapewne na tematy prywatne, a nie służbowe. Olszańskiemu przeszło nawet przez myśl, by uświadomić Kubasińskiej, że może już iść do domu, ale ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu. Nie wiedział, czy Dobrzański był jeszcze w biurze i jakie dyspozycje wydał swojej sekretarce. A ostatnie, czego Sebastian sobie życzył, to wkraczać w kompetencje przyjaciela, bądź co bądź pełniącego obowiązki prezesa. Zresztą Olszański wolał nie kręcić się tak ostentacyjnie wokół Violetty — już wystarczyło, że w poniedziałki przychodzili razem do firmy, co ściągało ciekawskie spojrzenia innych pracowników, a zwłaszcza wścibskich modelek. Mając to wszystko na uwadze, Olszański postanowił wyjść z firmy i poczekać na dziewczynę w samochodzie. By nie przegapić momentu, kiedy Kubasińska będzie wychodziła, przestawił auto przed wejście do biurowca. Wprawdzie oznaczało to konieczność dyskutowania z jąkającym się ochroniarzem Władkiem, który przeganiał każdego, kto nieopatrznie zatrzymał się w tym miejscu, ale Sebastian miał na niego swojego sposoby. Wreszcie po mniej więcej kwadransie na horyzoncie pojawiła się Violetta. A właściwie najpierw było ją słychać, a dopiero potem widać — jej charakterystyczne tupanie obcasami zapewne słyszeli wszyscy ludzie znajdujący się w promieniu kilometra od „F&D".
— Może cię podwieźć? — spytał przymilnie Olszański, kiedy tylko Kubasińska znalazła się na chodniku przed firmą.
— A to taki losowy zabieg okoliczności, że tutaj jesteś, czy czekałeś na mnie? — zainteresowała się Violetta, świdrując go spojrzeniem.
— A jakie to ma znaczenie? — rezolutnie zapytał Sebastian.
— Żadne, po prostu byłam ciekawa — wzruszyła ramionami.
— To jak, jedziesz?
— No w sumie... nie uśmieje mi się gnieść w autobusie jak landrynka w puszce, więc to posucha nie do odparcia — pomyślała na głos Violetta, po czym otworzyła sobie drzwi od strony pasażera. — Do domu — poprosiła, kiedy oboje znaleźli się we wnętrzu auta.
— Jak sobie życzysz — odparł przymilnie Sebastian, uruchamiając silnik. — Naprawdę się cieszę, że ją nosisz — dodał, kątem oka zerkając na nadgarstek dziewczyny, na którym zapięta była bransoletka podarowana jej przez niego na urodziny.
— Mówiłam ci, że mi się podoba. A do tego jest taka... uniserwalna. Pasuje mi do wszystkich rzeczy. No może prawie do wszystkich. Tak sobie myślę, że to szczęśliwa bransoletka.
— A skąd ten pomysł? — zmarszczył brwi Olszański. Nigdy nie wierzyłem w przesądy. Szczęście może zależeć tylko od nas samych, ewentualnie od innych ludzi, ale nigdy od rzeczy, dopowiedział sobie w myślach.
— Tak jakoś... kobieca intuicja mi to podpowiada. A na takich sprawach to ja zęby zjadłam.
— Skoro tak mówisz — ustąpił Sebastian, czując, że i tak nie uda mu się wyprowadzić dziewczyny z błędu. Skoro chciała wierzyć w magiczną moc przedmiotów, to on nie odczuwał potrzeby, by się do tego mieszać. — A jak ci dzisiaj minął dzień w pracy? — zręcznie zmienił temat.
— Po japońsku, jako tako. Niby dużo się działo, a tak jakby nic. Marek ciągle był zajęty: a to rozmawiał przez telefon, a to ślęczał nad jakimiś papierami. A ja siedziałam w tym sekretariacie sama jak padalec. Gdyby chociaż była Joaśka, to byłoby do kogo język otworzyć, a tak? Chwilami się zastanawiam, co ja tu w ogóle robię poza parzeniem kawy i kserowaniem dokumentów.
— Od czegoś trzeba zacząć — próbował ją pocieszyć, mając wrażenie, że dziewczyna nie jest zadowolona z tej sytuacji. — Sama mówiłaś, że nie masz doświadczenia w takiej pracy, więc to dobrze, że Marek nie rzuca cię od razu na głęboką wodę.
CZYTASZ
A gdyby tak - sezon 1
FanfictionSezon 1 A gdyby tak... wypadki w serialu od początku potoczyły się inaczej? Zapraszam do zapoznania się z alternatywną wersją pierwszej serii Pomysł narodził się wkrótce po zakończeniu serialu, ale dopiero wiadomość o planowanej kontynuacji okazała...