Rozdział 187

194 3 41
                                    

Kiedy tylko Ula weszła do budynku, usłyszała stłumiony, ale mimo to dosyć wyraźny, dźwięk muzyki — a raczej czegoś, co miało nią być. Sosnowska nawet się temu nie dziwiła — nie był to bowiem pierwszy raz, kiedy ktoś z sąsiadów urządził sobie weekendową imprezę. Przeważnie tego rodzaju dzikie zabawy miały miejsce w którymś z mieszkań wynajmowanych na doby — a w tym bloku było ich co najmniej pięć. Przynajmniej o tylu wiedziała Ula. Dwa takie lokale znajdowały się tym samym piętrze, na którym mieszkała z Piotrem, jeden bezpośrednio nad nimi, a dwa pozostałe — na siódmej kondygnacji, ale na szczęście nie w tym samym pionie. I choć konstrukcja budynku dość dobrze tłumiła różnego rodzaju dźwięki, to hałaśliwych potańcówek zwyczajnie nie dało się nie słyszeć — zwłaszcza w nocy. Niestety, niewiele też można było na to poradzić — do dwudziestej drugiej można było tylko grzecznie zwracać uwagę imprezowiczom, licząc na to, że trochę się uspokoją, ale zazwyczaj puszczali oni wszelką krytykę mimo uszu. A w czasie trwania ciszy nocnej często konieczne było wezwanie policji lub straży miejskiej, co jednak nie zawsze skutkowało. A nawet jeśli udało się osiągnąć pożądany efekt, to i tak nie stanowiło to trwałego rozwiązania problemu, bo niesforni wynajmujący znikali tak szybko, jak się pojawili. A po nich pojawiali się następni i wszystko zaczynało się od początku. Skargi pisane do administracji oraz bezpośrednio do właścicieli lokali również niewiele dały.

Tym chętniej się stąd wyprowadzę, stwierdziła Ula z ulgą, wsiadając do windy. Gdy znalazła się ósmym piętrze, oceniła, że tym razem hałasy dochodziły z lokalu znajdującego się o jedną kondygnację niżej, czyli nie w bezpośrednim sąsiedztwie mieszkania Piotra. Interesowało ją to o tyle, że zamierzała spokojnie z nim porozmawiać, a dźwięki ustawionej za głośno muzyki mogłyby to niepotrzebnie utrudnić. Z tą myślą Sosnowska weszła do przedpokoju, gdzie okazało się, że hałasy dochodzące z piętra niżej były wyraźne, ale nie na tyle uciążliwe, by nie dało się normalnie pogadać.

— Cześć, jestem — zakomunikowała Piotrowi swoje przybycie, przekraczając próg salonu.

— Wreszcie raczyłaś się pojawić — warknął, piorunując ją spojrzeniem. — Dlaczego nie wróciłaś na noc? Żądam wyjaśnień! — dodał gniewnie, podnosząc się z zajmowanego miejsca.

— Potrzebowałam pobyć sama i przemyśleć sobie pewne sprawy — odparła uprzejmie, acz stanowczo, czym prawdopodobnie go zaskoczyła, o czym świadczyła jego zdziwiona mina.

— A konkretnie? — drążył temat, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

— Zastanowiłam się nad tym, co mówiłeś i muszę przyznać ci rację — zaczęła swój przygotowany wcześniej wywód, który celowo skonstruowała w taki sposób, żeby stworzyć wrażenie, że to ona ponosiła winę za rozpad ich związku. Choć prawda była zupełnie inna, to Ula zdawała sobie sprawę, że oskarżanie Piotra nie tylko nic nie da, ale też niepotrzebnie go rozjuszy, czego wolała uniknąć. A tak liczyła na osiągnięcie efektu zaskoczenia, dzięki któremu mąż nie będzie protestował, gdy ona oświadczy mu, że odchodzi, albo wręcz poprze tę decyzję, uważając ją za jedyne wyjście w tej sytuacji.

— Ja zawsze mam rację — stwierdził dumnie, patrząc na żonę z wyższością. — Sądziłem, że to oczywiste. A ty musiałaś zastanawiać się nad tym przez tyle godzin? Moje gratulacje — zaśmiał się szyderczo.

— Nie tylko. Myślałam też o tym co dalej. Skoro nie jest dla ciebie tajemnicą, że wyszłam za ciebie z rozsądku i że nie potrafię kochać, to może czas wreszcie się z tym zmierzyć, a nie nadal zamiatać to pod dywan i udawać, że wszystko jest w porządku? Spójrzmy prawdzie w oczy — nie jesteśmy razem szczęśliwi. Nie jestem taką żoną, jakiej byś sobie życzył, nie mogę mieć dzieci, na których bardzo ci zależy...

A gdyby tak - sezon 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz