Rozdział 119

105 2 8
                                    

Następnego dnia Paulina wstała niecały kwadrans przed budzikiem, czując się rześka i pełna energii. Miała tak dobry humor, że podczas porannej krzątaniny uśmiechała się sama do siebie i nuciła pod nosem jedną ze swoich ulubionych melodii. Zanim Marek zwlókł się z łóżka, ona zdążyła nie tylko wziąć prysznic, ale też przygotować śniadanie oraz wyjąć z szafy ubranie, jakie miała zamiar na siebie założyć. Jej wybór padł na czarną, niezbyt przylegającą do ciała sukienkę, która idealnie maskowała jej minimalnie powiększony brzuch. Do tego dobrała czerwony żakiet z ostatniej kolekcji Pshemko oraz odpowiednią biżuterię.

— Marco, wstawaj — przemówiła wesoło do narzeczonego, który nadal wylegiwał się w łóżku.

— Kochanie, jeszcze pięć minut — wymamrotał pod nosem, odwracając się na drugi bok.

— Powtarzasz to już od ponad dwudziestu minut — westchnęła, przewracając oczami. — Chcesz, żebyśmy spóźnili się do pracy? — spytała z wyrzutem. Normalnie byłoby jej wszystko jedno, o której pojawiali się w biurze. Uważając, że została stworzona do wyższych celów, nigdy nie przykładała zbyt dużej wagi do punktualności. Zwłaszcza, że Paulina zwykła sama decydować o tym co i kiedy będzie robiła. Jako pani swojego czasu nie widziała powodu, dla którego miałaby urzędować w biurze od dziewiątej do siedemnastej. Jednak dzisiaj — ze względu na zaplanowany casting — zależało jej, by znaleźć się w firmie możliwie jak najszybciej.

— Spokojnie, panuję nad sytuacją — odparł półgłosem Marek, sprawiając wrażenie człowieka wciąż pogrążonego w głębokim śnie.

— Właśnie widzę — bąknęła z niezadowoleniem. — Wstawaj, no! — nalegała, nerwowo spoglądając na zegarek. — Szkoda się wylegiwać w taki piękny dzień — rzuciła pierwsze, co jej przyszło do głowy.

— Piękny? Dzień? — powtórzył za nią jak echo, leniwie otwierając jedno oko. — Co słowo, to kłamstwo — stwierdził, po czym ziewnął przeciągle. — Za oknem ciemno jak w... kopalni, a do tego jest straszna mgła.

— Nie marudź, tylko wstawaj — po raz trzeci próbowała namówić narzeczonego, by dobrowolnie opuścił ciepłe łóżko. Jednak on i tym razem nie zareagował tak jak oczekiwała, więc Paulina postanowiła przejść od słów do czynów. Podszedłszy bliżej Marka, zdecydowanym ruchem ściągnęła z niego kołdrę.

— Paula — jęknął żałośnie, zwijając się w kłębek. — To nie fair. Tak się nie robi — dodał jak dziecko, któremu rodzice zabrali ukochaną zabawkę.

— Dosyć tego wylegiwania się. Marsz pod prysznic — rozkazała tonem nieznoszącym sprzeciwu. — A potem zejdź na śniadanie — dopowiedziała, kiedy narzeczony niechętnie się podniósł i ruszył w stronę łazienki, powłócząc nogami. Kiedy Marek zniknął za drzwiami, Paulina sprawnie pościeliła łóżko, a następnie czym prędzej udała się do kuchni. Poruszając się po niej tanecznym krokiem i wciąż podśpiewując pod nosem, Febo zabrała się do parzenia kawy dla Dobrzańskiego oraz czarnej herbaty dla siebie, a potem wzięła się za nakrywanie do stołu.

— Jestem — zaznaczył swoją obecność Marek, przeczesując dłonią mokre włosy.

— W samą porę — oceniła, wskazując przygotowane przez siebie śniadanie. — Siadaj. Nalać ci kawy? — spytała przymilnie, posyłając mu szeroki uśmiech.

— Chętnie — odparł lakonicznie, zajmując miejsce przy stole. — Widzę, że masz dzisiaj wyjątkowo dobry humor — stwierdził, przyglądając jej się badawczo.

— Czy to źle?

— Nie, nie, absolutnie — energicznie pokręcił głową. — Po prostu zastanawiam się, skąd ta poprawa nastroju — pomyślał na głos, biorąc do ręki filiżankę z kawą.

A gdyby tak - sezon 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz