Rozdział 097

139 4 0
                                    

Maciek wrócił do mieszkania dopiero w niedzielny poranek. Z racji tego, że dochodziła już dziesiąta, Szymczyk nie widział powodu, żeby się skradać. Znał swojego współlokatora na tyle, by spodziewać się, że o tej porze nie powinien już spać. Jakież więc było zdziwienie Maćka, gdy po przestąpieniu progu salonu zauważył Piotra spoczywającego na fotelu w bardzo dziwnej pozie. W pierwszej chwili Szymczyk przestraszył się, czy nic mu się nie stało, bo trudno było powiedzieć, czy Sosnowski z jakiegoś powodu stracił przytomność, czy po prostu drzemał w tym nietypowym dla siebie miejscu.

— Ej, stary, żyjesz? Wszystko okej? — spytał z przerażeniem w głosie Maciek, mocno szarpiąc współlokatora za ramię. — Słyszysz mnie?

— Głośno i wyraźnie — wymamrotał Piotr, wykrzywiając twarz w grymasie niezadowolenia.

— No to całe szczęście — odetchnął z ulgą Szymczyk, głośno wypuszczając powietrze. — Nieźle mnie nastraszyłeś — dodał z wyrzutem.

— Niby czym? — wzruszył ramionami Sosnowski, po czym ziewnął przeciągle.

— Mieszkamy pod jednym dachem już trochę i nigdy nie widziałem, żebyś przespał noc na fotelu. Chyba, że to jakiś twój nowy zwyczaj — stwierdził półżartem Szymczyk.

— Noc? Jaką noc? — spytał nieprzytomnie Piotr, dopiero teraz otwierając szeroko oczy. — To już jest rano?

— Tak, dochodzi dziesiąta — potwierdził Maciek, kręcąc głową z niedowierzaniem. — Oj, zabalowało się wczoraj, kolego — dopowiedział, nie potrafiąc powstrzymać się przed wybuchem śmiechu.

— No właśnie nie — rzucił Sosnowski, wyprostowując się na fotelu, na którym do tej pory spoczywał powyginany w chińskie osiemnaście.

— Jasne, jasne. A świstak siedzi i zawija je w te sreberka — odparł z powątpiewaniem Maciek, posługując się zasłyszanym od Katola powiedzonkiem. — Przyznaj się, ile wypiłeś, co?

— Ani kropli, słowo honoru! Ała, moja szyja — jęknął, robiąc zbolałą minę. — Czekałem na ciebie ze świętowaniem, ale najwidoczniej w pewnym momencie padłem. Gdzieś ty się podziewał przez całą noc, co? — zainteresował się, rozmasowując obiema rękami kark oraz tylną część szyi.

— A jak myślisz? — odpowiedział mu pytaniem na pytanie, uśmiechając się szelmowsko.

— U Darii? — odparł bez zastanowienia Piotr. — No wreszcie! — wykrzyknął, gdy Maciek kiwnął głową na znak zgody. — Szkoda tylko, że mnie nie uprzedziłeś, to nie czekałbym tu na ciebie jak głupek — dodał z wyraźnym wyrzutem.

— No przepraszam, to jakoś tak... samo wyszło — stwierdził Szymczyk, rozkładając bezradnie ręce. — Absolutnie tego nie planowałem. Zadzwoniła do mnie, że ma awarię, to pojechałem do niej, żeby naprawić urwany kran. A potem już sam się wieczór rozwinął — wytłumaczył się, robiąc minę niewiniątka. Nie umiał jednak ukryć przed współlokatorem swojej radości z takiego obrotu sprawy. Maciek nie potrafił przestać się uśmiechać jak człowiek pod wpływem alkoholu lub innej używki wprawiającej w tak wyśmienity nastrój. Wiedział, że po tej nocy nic już nie będzie takie samo i że to koniec — koniec Darii i Maćka jako dwóch niezależnych jednostek, a początek ich wspólnej historii.

— W końcu się zdecydowałeś, brawo — pochwalił go Sosnowski, spoglądając na niego z uznaniem. — W moim życiu też trochę się pozmieniało od wczoraj. Mam dla ciebie aż dwie dobre wiadomości — dopowiedział z tajemniczym uśmieszkiem na ustach.

— No to zamieniam się w słuch — zapowiedział Maciek, zajmując miejsce naprzeciwko Piotra.

— Wczoraj okazało się, że dostałem się na staż w Bostonie! Nie masz pojęcia, jak się cieszę! Wyjazd tam zawsze wydawał mi się tylko pięknym marzeniem, celem nie do zrealizowania jak znalezienie Świętego Graala. Dlatego bez większych nadziei jakiś czas temu złożyłem wniosek stażowy. Nie przypuszczałem, że cokolwiek wyjdzie.

A gdyby tak - sezon 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz