Rozdział 156

113 3 52
                                        

— Wdech, wydech — powtarzał półgłosem Pshemko, chodząc nerwowo po pracowni w tę i z powrotem. — Jestem kwiatem lotosu, świat zewnętrzny mnie nie dotyka — wyrecytował słowa, które zwykł przywoływać na pamięć zawsze wtedy, kiedy ktoś wyprowadził go z równowagi. — Co za bezczelne chłopaczysko! Kto w ogóle go tu wpuścił?! — zirytował się na samo wspomnienie urodziwego, lecz niewychowanego młodzieńca, który ośmielił się wtargnąć do jego pracowni i zaburzyć jego proces twórczy. — O, Izabela! — zawołał na widok krawcowej, która nieśmiało zajrzała do wnętrza pomieszczenia przez szpary w żaluzjach. — Proszę, proszę, niech Izabela wejdzie! — zachęcił ją, mając wrażenie, że kobieta wahała się, czy przekroczyć próg pracowni.

— Co? Już po rozmowie? — zdziwiła się, spoglądając ciekawsko na Mistrza.

— A tak, już po — potwierdził, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

— I jak? — drążyła temat krawcowa, uśmiechając się tajemniczo.

— Jak, jak! — projektant zaczął ją przedrzeźniać, krzywiąc się z dezaprobatą. — A jak Izabela myśli, co? Czy w ogóle Izabela myśli? Kogo mi tu przysłała, hę? Jakiegoś chłystka, bez doświadczenia i umiejętności, ale za to z olbrzymim tupetem! Ja rozumiem, że w dzisiejszych czasach trudno o wykwalifikowaną siłę roboczą, ale na Boga, jakieś normy chyba jeszcze obowiązują! Niech na przyszłość Izabela lepiej sprawdza kandydatów, zanim przyśle ich do mnie! Zrozumiano?

— Oczywiście, panie Przemysławie. Tyle tylko, że chłopak, z którym pan rozmawiał, to nie był nowy asystent — wyjaśniła, czym wprawiła projektanta w osłupienie.

— To kto to był? — spytał po chwili milczenia.

— Nie jestem pewna — zaczęła krawcowa, ściszając głos. — Spotkałam go na korytarzu. Szukał drogi do pracowni. Powiedział tylko, że ma do pana ważną sprawę osobistą. Wydawało mi się, że to może być... pański syn? — zasugerowała nieśmiało.

— O, Dio! — wykrzyknął Mistrz, łapiąc się za głowę. — A ja wyrzuciłem go za drzwi, nie dając mu dojść do słowa! Myślałem, że to nowy model albo asystent! Co robić? Co robić? Wyszedł na tyle dawno, że pościg za nim jest z góry skazany na niepowodzenie...

— Spokojnie, panie Przemysławie, coś wymyślimy — przemówiła do niego łagodnie, podchodząc do niego, by położyć dłoń na jego ramieniu.

— Niech mnie Izabela nie pociesza, bo nic nie da się zrobić — westchnął smutno Mistrz, mając poczucie, że wszystko przepadło. — Straciłem jedyną szansę na poznanie swojego syna. Może tak miało być, bo zostało to zapisane w gwiazdach? — pomyślał na głos, unosząc wzrok.

— Zapisane — powtórzyła za nim krawcowa. — Zapisane, naturalnie! Książka gości! — dodała z wyraźnym podekscytowaniem. — Wchodząc do budynku, każdy musi podać swoje dane ochronie! Wystarczy zejść na dół i zajrzeć, a poznamy jego imię i nazwisko, a to już jest jakiś punkt zaczepienia!

— Izabela mi wraca życie — przyznał projektant, w lot pojmując, jakie otwierałoby to przed nim możliwości. — Tylko że ja nie mogę tam pójść. Stróż zacząłby coś podejrzewać. Najlepiej niech Izabela to załatwi, ale błagam o dyskrecję.

— Zajmę się tym, proszę się o nic nie martwić — przyrzekła uroczyście krawcowa, a następnie czym prędzej opuściła pracownię.

***

Chociaż podczas porannego biegania Amelia starała się skupić swój umysł na wrażeniach, jakie odniosła podczas oglądania turnieju tenisowego w Rzymie, to mimowolnie jej myśli biegły w zupełnie inną stronę. Nowiny, jakie poprzedniego dnia usłyszała od Lidii, poruszyły ją do tego stopnia, że nie mogła przejść obok tego obojętnie. Już sama wieść o tym, że Paulina urodziła miesiąc przed terminem, dopadła ją depresja poporodowa i najbliższe kilka tygodni miała spędzić w Mediolanie, była dla Amelii szokiem. Przede wszystkim szczerze współczuła Febo-Dobrzańskiej, bo zdawała sobie sprawę, z jak poważnym problemem przyszło jej się zmierzyć. I kto wie, gdyby miały ze sobą lepsze relacje, to Scacchi starałaby się jakoś wesprzeć ją w tym trudnym czasie. Niestety, Paulina od początku traktowała Amelię z niechęcią i należało się spodziewać, że raczej nie zmieniła zdania. Dlatego Scacchi zastanawiała się, jak odnaleźć się w tej sytuacji. Z jednej strony nie zamierzała rezygnować z wizyt u Lidii, ale z drugiej — musiała brać pod uwagę komfort Pauliny, której stanu nie należało lekceważyć. A jakby tego było mało, to niczym grom z jasnego nieba spadła na Amelię wiadomość, że Aleks, który przywiózł siostrę do Mediolanu, by osobiście znaleźć dla niej terapeutę, został napadnięty i pobity. I chociaż Lidia przekazała swojej przyjaciółce niewiele szczegółów związanych z tym zdarzeniem, to z jej słów przebijały niepokój oraz troska o zdrowie przybranego wnuka. Emocje te udzieliły się również Amelii i jak drążąca kamień kropla tak długo na nią oddziaływały, że dziewczyna podjęła ważną decyzję. Wiedząc o tym, że Febo miał tego poranka wracać do Warszawy, Scacchi postanowiła pojechać na lotnisko.

A gdyby tak - sezon 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz