Zanim Piotr i Maciek ruszyli w kierunku posesji Dąbrowskich, rozejrzeli się wokół, czy w zasięgu ich wzroku nie było nikogo, kto mógłby ich zauważyć. Znów los się do nich uśmiechnął — na ulicy ani na pobliskich podwórkach nie było żywego ducha. Jakby cała miejscowość wymarła lub była pogrążona w głębokim śnie. Piotrowi przywodziło to na myśl obraz Warszawy podczas długiego weekendu — w takich sytuacjach ulice także świeciły pustkami. Korzystając z tych sprzyjających okoliczności, obaj dziarskim krokiem ruszyli do furtki, która była lekko uchylona. Pewnie Dąbrowska przez pośpiech lub rozkojarzenie zapomniała lepiej ją zamknąć. Kiedy Sosnowski chciał zamaszystym ruchem pchnąć bramkę, Szymczyk zdecydowanym gestem powstrzymał jego rękę.
— Co znowu? — zapytał lekarz półgłosem, piorunując kolegę spojrzeniem. Nie lubił, kiedy ktoś mu się sprzeciwiał lub z byle powodu opóźniał realizację jego planu.
— Pozwól, że ja to zrobię — poprosił Maciek równie cicho, po czym bardzo delikatnie popchnął furtkę, która cicho zaskrzypiała. Piotr w lot zrozumiał, o co chodziło. Zbyt szybkie otworzenie nadgryzionej rdzą bramki sprawiłoby, że nienaoliwione zawiasy wydałyby z siebie tak głośny dźwięk, że usłyszałby to nie tylko Bartek, ale zapewne też wszyscy okoliczni sąsiedzi. A oni mieli przecież nie zwracać na siebie uwagi.
— Skąd wiedziałeś? — zainteresował się Sosnowski, kiedy obaj znaleźli się na podwórku, idąc ścieżką zacienioną przez wysokie tuje.
— To normalne, kiedy w domu brakuje męskiej ręki. Dąbrowska od lat jest wdową, a na Bartka przecież nie można liczyć w tej kwestii — wyjaśnił prawie szeptem Szymczyk.
— No tak, to brzmi logicznie — przyznał Piotr, kiwając głową ze zrozumieniem.
Resztę dystansu dzielącego ich od drzwi domu pokonali w absolutnej ciszy. Choć obaj szli dosyć szybko, to jednak tak stawiali stopy na ścieżce wyłożonej płytkami chodnikowymi, by nie było ich słychać.
Pogoda najwyraźniej też nam sprzyja, pomyślał Sosnowski, spoglądając na chmury w kolorze atramentu, które wisiały nad Rysiowem. Dzięki temu było znacznie ciemniej, niż wskazywałaby na to pora dnia, co zwiększało ich szanse na to, by pozostać niezauważonymi. Co więcej, zerwał się porywisty wiatr, którego przeraźliwe wycie z pewnością zagłuszy ewentualne krzyki oraz inne hałasy mogące się pojawić przy konfrontacji z Bartkiem. Wyraźnie zanosiło się na burzę — zarówno w sensie dosłownym, jak i przenośnym.
Kiedy Maciek i Piotr znaleźli się na ganku, stanęli tak, by żadnego z nich nie było widać przez wizjer, a następnie zapukali. Nikt jednak się nie odezwał. Z piersi Maćka wyrwało się mimowolne westchnienie, które można było zinterpretować jako: „a nie mówiłem?". Piotr jednak nie miał zamiaru łatwo się poddać. Jeszcze raz zastukał, nieco głośniej niż poprzednio.
— Już idę, idę! — Usłyszeli ze środka męski głos. Nie minęła minuta, gdy za niezbyt dźwiękoszczelnymi drzwiami rozległy się kroki. A gdy do uszu Sosnowskiego dobiegł szczęk otwieranego zamka, napiął mięśnie niczym drapieżnik gotowy do ataku na swoją ofiarę. — Co jest? Czego znowu zapomniałaś? — dodał Dąbrowski z wyraźnie wyczuwalną niechęcią, zanim zorientował się, kto stał przed nim. — O, cholera! — zaklął, wybałuszając oczy ze zdziwienia. Próbował szybko zabarykadować się w domu, ale Piotr skutecznie mu to uniemożliwił, umieszczając nogę między drzwiami a framugą. Jednocześnie z całej siły napierał na wejście, a Maciek wsparł jego heroiczne wysiłki. We dwóch przemogli Bartka, który — widząc, że nie miał szans — przerażony odskoczył do tyłu. A Sosnowski tylko na to czekał. Jako pierwszy wtargnął do przedpokoju jak zdobywca do warownej twierdzy i, dopadłszy do Dąbrowskiego, chwycił jego prawą rękę mocnym uchwytem, by wykręcić mu ją do tyłu.
![](https://img.wattpad.com/cover/292537309-288-k290282.jpg)
CZYTASZ
A gdyby tak - sezon 1
FanfictionSezon 1 A gdyby tak... wypadki w serialu od początku potoczyły się inaczej? Zapraszam do zapoznania się z alternatywną wersją pierwszej serii Pomysł narodził się wkrótce po zakończeniu serialu, ale dopiero wiadomość o planowanej kontynuacji okazała...