Rozdział 5

676 44 17
                                    

Nad Hogwartem rozhulała się spora burza, która przyprawiła nowych pierwszoroczniaków o strach, a starszych uczniów wyłącznie o zirytowanie. Diana Collingwood odetchnęła z ulgą, kiedy w przemoczonej szacie znalazła się w zamku, który mimo swoich grubych, zimnych murów dziś sprawiał wrażenie wyjątkowo ciepłego i przyjaznego. W Wielkiej Sali jak zwykle przygotowane były cztery stoły, przystrojone w barwach czterech domów Hogwartu. Przy stole Slytherinu znajdowała się już gromada uczniów, która obrzuciła Dianę zaniepokojonym spojrzeniem.

– Nie masz wrażenia, że ludzie się gapią? – mruknęła Diana do swojej przyjaciółki Heleny, siedząc już przy stole.

– Na nas? Oczywiście. – odezwała się nieproszona Violet, z paru miejsc dalej. – Na Ciebie? Nie ma chyba co.

– Przymknij się Rees. – warknęła Helena w odpowiedzi i zwróciła się do Diany: – Ciekawe kto w tym roku będzie nauczycielem obrony.

Diana uśmiechnęła się złośliwie do siebie i trąciła łokciem swojego chłopaka siedzącego obok niej.

– Pan „futerkowy problem" chyba się nie sprawdził. – syknęła, chcąc zaimponować Cassiusowi.

– No coś ty? – ku zdziwieniu ślizgonki chłopak zabrzmiał drwiąco. – Przecież to było oczywiste.

Diana przewróciła oczami. Najwyraźniej humor nadal mu się nie poprawił.

Collingwood wyprostowała się, kiedy profesor McGonagall zaczęła wprowadzać tłum pierwszoroczniaków do Sali. Nie była co prawda prefektem, ani nikim szczególnie ważnym, ale już od pierwszego dnia nauki tych dzieciaków chciała wyrobić sobie swoją pozycję. Do tej pory większość jej znajomości opierała się na wzajemnym nastraszaniu się. Diana uznawana była za jedną z bardziej ciętych i złowrogich uczennic. Chodziła wiecznie z zadartym nosem i wyższością wypisaną na twarzy. Do tego jej wygląd sprawiał, że dużo młodszych uczniów zdawało się jej bać. Przynajmniej tak było do tej pory. Teraz jednak zauważyła, że więcej osób pozwalała sobie rzucać na nią ukradkowe spojrzenia, co doprowadzało ją powoli do szału.

Rozmowy ucichły, a na Sali słychać było tylko tupot pierwszoroczniaków i donośny śmiech tych idiotów z Gryffindoru. Z rozczarowaniem stwierdziła, że Caleb Byrne wyprzedził ją ze złośliwym komentarzem, który zwabił uśmiech na twarzy Cassiusa Warringtona. Po rozpoczęciu Ceremonii Przydziału, Diana w tłumie uczniów zaczęła szukać wzrokiem Aarona. Kiedy pierwsza przydzielana osoba trafiła do Slytherinu, a wokół rozległy się oklaski, musiała udawać szalone zainteresowanie. Tak naprawdę miała gdzieś to, gdzie kto trafiał. Póki nie był to Gryffindor, rzecz jasna. Niestety, większość jej znajomych raczej nie podzielała jej zdania, akceptując jedynie swoich współbraci – ślizgonów. Dianie tak bardzo weszło w nawyk to poczucie wyższości nad innymi, że nie było to trudne do realizacji.

Dziewczyna dobrze pamiętała swoją Ceremonię, kiedy jako jedenastolatka siedziała na stołku po środku Sali, łapiąc jedynie przyjazne spojrzenie swojego starszego brata z Hufflepuffu. Jej matka jednak od jej narodzin wpajała jej, że z pewnością trafi do Slytherinu. Presja była jeszcze większa po tym jak Kieran nie spełnił oczekiwań matki. Diana wspomniała stres jaki wtedy odczuwała, kiedy Tiara Przydziału opadła jej na czoło, a w uszach usłyszała charakterystyczny głos czapki:

– Ambicję i spryt to ty w sobie pielęgnuj. Nie nienawiść.

Chwilę później Tiara na całą salę wykrzyknęła słowo „Slytherin", a Diana tym samym trafiła do domu węża, spełniając marzenia Winony Collingwood. Nigdy zbyt długo nie rozmyślała nad słowami Tiary, ale chyba mogła uznać je za komplement. Była sprytna i ambitna, a chyba właśnie tym cechowali się uczniowie Slytherinu?

Słowa niewypowiedziane | Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz