Rozdział 54

336 33 15
                                    

Taniec reprezentantów był nużący, a Diana ciągle błądziła wzrokiem, szukając pewnego gryfona na Sali. Zaczynała podejrzewać siebie o masochizm, bo ten widok ją ranił. Na parkiet wkrótce wyszły wszystkie pary, a Diana jedynie modliła się, żeby nikt nie zwrócił na nią uwagi. Wyglądała absurdalnie w sukni ślubnej matki Warringtona. Dłoń chłopaka co jakiś czas zjeżdżała w dół jej pleców, ale dziewczyna nawet nie miała siły żeby protestować. Była zmęczona i nie miała ochoty na kłótnie ze swoim chłopakiem. Jeszcze tego brakowałoby, aby ten wieczór stał się bardziej okropny.

Fred i Angelina zdawali się być kompletnym przeciwieństwem dla pary ślizgonów. Wywijali na parkiecie, zupełnie tak jakby jutra miało nie być, a uczniowie odsuwali się od nich, aby nie dostać od nich łokciem lub inną kończyną. Zdawało jej się, że ich wzrok skrzyżował się tylko raz, a w spojrzeniu chłopaka nadal widziała pogardę. Może i był teraz zadowolony i szczęśliwy, ale to wszystko na nic, skoro i tak jej nienawidził. Pozostawało jej tylko grać dobrze swoją rolę i udawać zadowolenie z takiego obrotu spraw. Wyjątkowo Cassius nawet jej to ułatwiał. Był zadowolony, że spełniła jego prośbę i nie był ani trochę zgryźliwy. W normalnych warunkach pewnie skakałaby z radości. W końcu była na balu z najprzystojniejszym chłopakiem w tej szkole i każdy widział, że są razem.

Jakiś czas później Cassius wypatrzył na Sali rok starszego, byłego pałkarza Slytherinu i pod pretekstem przyniesienia napoi, zostawił Dianę samą. Nie była jednak o to zła. Z wdzięcznością przyjęła tę informację i ruszyła w stronę krzeseł ustawionych pod ścianą. Kilkanaście metrów dalej zobaczyła czwórkę uczniów, którzy siedzieli z wyraźnym niezadowoleniem wypisanym na twarzach. Wśród nich był Potter i młodszy brat bliźniaków Weasley. Cóż, przynajmniej ktoś jeszcze ma równie udany wieczór, pomyślała siadając wystarczająco daleko od nich. 

 – Jesteś ubrana jak na wesele, a minę masz jak na pogrzeb.

Diana odwróciła się na dźwięk znajomego głosu i zobaczyła Aarona, z dłońmi w kieszeniach, który nieśmiało podchodził do niej. Nie widziała jednak nigdzie Heleny, co nieco ją zmartwiło.

– Gdzie zgubiłeś Helenę, Murphy? – spytała puchona, kiedy ten opadł na krzesło obok.

Dziewczyna miała tylko nadzieję, że Warrington nie przyjdzie prędko, bo mógłby jeszcze zrobić jej niepotrzebną scenę zazdrości.

– Odpoczywam od tańca – wzruszył ramionami. – Ona została z koleżankami. Więc jednak plan się udał?

– Powiedzmy – mruknęła, chcąc uniknąć tej rozmowy. Aaron nie wyglądał na szczęśliwego z jej decyzji. – Jak z twoją wybranką? Hasacie po łąkach miłości?

– Przystopuj, nigdzie nie hasamy – chłopak zacisnął usta w cienką kreskę. Taki ton nie był do niego podobny. Chyba się szybko zorientował, bo dodał zaraz delikatniejszym głosem: – Nie śpieszymy się nigdzie.

Diana kiwnęła głową, choć szczerze mówiąc teraz naprawdę nie miała siły przerobowej, żeby o tym myśleć. Przynajmniej byli szczęśliwi. 

– Jeśli Warrington znowu odwali Ci taką akcję to – urwał, kiedy zobaczył jej mordercze spojrzenie. Wziął głęboki wdech. Puchon nie miał zamiaru się tym przejmować. Nie dziś. – Pożałuje tego, zobaczysz.

– On tego nie zrobi – westchnęła.

– Zawsze go będziesz bronić, mimo że wiesz że zachowywał się jak skończony dupek?

Diana zamrugała kilkukrotnie. Głos Aarona był bardziej ostry niż zwykle, zupełnie tak jakby zaraz miał zamiar się z nią pokłócić. Nie było to do niego podobne, więc dziewczyna się zdziwiła. Nie miał żadnych swoich zmartwień? 

Słowa niewypowiedziane | Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz