Rozdział 33

378 34 7
                                    

Ślizgonka udawała, że wszystko jest w porządku, jak tylko umiała. Widząc szykujących się do wyjścia do Hogsmede uczniów, poczuła ukłucie zazdrości. Tak bardzo miała ochotę wyrwać się z tej cholernej szkoły, choć na chwilę. Ale przecież nie mogła pójść sama. Jeszcze tego by brakowało, żeby dać Warringtonowi i Violet nowe pole żartów do popisu. Helena była zawalona natłokiem nauki, z jakim wiązało się wybranie historii magii na jeden z przedmiotów zdawanych na egzaminach końcowych, a Aaron już umówił się z Diggorym i resztą swoich bezmózgich kumpli. Cholera jasna, Diana próbowała nawet u Weasleya, ale ten kretyn musiał dostać szlaban.

Ślizgonka wolała kompletnie zignorować fakt, że na tym szlabanie powinna być również i ona. Łatwo przychodziło jej wyparcie ze świadomości faktu, że tylko i wyłącznie dzięki Weasleyowi, który jej nie wydał, nie zdrapywała właśnie brudu z kociołków u Snape'a. Chociaż może i na ten moment byłoby to lepszym zajęciem, niż patrzenie jak radośnie szczebioczące grupy uczniów opuszczały powoli gmach zamku, aby udać się do magicznego miasteczka. Dziewczyna westchnęła i oderwała wzrok od okna, bo wśród nich zauważyła Warringtona w towarzystwie Lisy. Pewnie szli właśnie na jedną z tych swoich cholernie głupich randek.

Z braku lepszego zajęcia, w to sobotnie południe dziewczyna stwierdziła, że dobrym rozwiązaniem będzie pójście do Heleny do biblioteki. Przy odrobinie szczęścia może uda jej się spisać zadanie od dziewczyny. Z rezygnacją, niedosytem i smutkiem wstała z parapetu, na którym siedziała i ruszyła w stronę biblioteki. Niespodziewanie zza kotary, którą mijała dobiegły ją dziwne szepty, a po chwili coś ją chwyciło. Serce jej podskoczyło, a sama znalazła się za kotarą, będąc w lekkim szoku. Jej wzrok szybko przyzwyczaił się do ciemności, a kiedy już co nieco widziała, piegowata twarz od razu rzuciła jej się w oczy.

– Co ty sobie do cholery wyobrażasz, Weasley? – zapytała oskarżycielsko wytykając palec w jego stronę.

Chłopak jedynie wziął jej palca i go schował, co tylko bardziej ją zdenerwowało. Fred doskonale wiedział co robił, ponieważ każdy nadprogramowy dotyk bardzo ją drażnił.

– Chciałaś iść do tego Hogsmede, tak? – zapytał, trochę jakby z wyrzutem.

Ona kiwnęła jedynie głową i nadal patrzyła się na niego niezrozumiałym wzrokiem.

– Tak, ale wczoraj mówiłeś...

– Ale, zmieniłem zdanie – odparł beztrosko, ale to wciąż nie odpowiadało na pytania, które kłębiły się w głowie Diany.

– Co ze Snape'em? – dopytywała, bo nie chciało jej się wierzyć, że chłopak ot tak po prostu zgodził się na jej prośbę. – Przecież jak się dowie, że omijasz u niego szlaban to Cię zabije.

– A od kiedy to przejmujesz się moim życiem? – spytał Fred, zakładając ręce na ramiona.

Diana przewróciła oczami, ale chłopak nie mógł tego zauważyć, bo było zbyt ciemno.

– Możemy wyjść zza tej durnej kotary? – spytała zniecierpliwiona Diana, czując się niezręcznie będąc tak blisko gryfona, na dodatek w takiej ciemności.

Kiedy ponownie znaleźli się na korytarzu, Fred Weasley popatrzył w zegar i klasnął w dłonie. Diana zmierzyła go dziwnym spojrzeniem. Jeśli on czegoś nie knuje, to ja jestem Kleopatra, pomyślała.

– Dobra, chodź zanim zmienię zdanie. Dziś międzynarodowy dzień dobroci dla zwierząt Collingwood, więc idziemy. – odezwał się dziarsko chłopak i chwycił ją za nadgarstek. Diana skrzywiła się, zarówno na jego słowa jak i czyn. – Mam jakieś dwie godziny maksymalnie, zanim zorientuje się że mnie nie ma.

Słowa niewypowiedziane | Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz