Rozdział 52

361 30 8
                                    

Trzymając Cassiusa Warringtona z powrotem za rękę, kiedy wchodziła do Wielkiej Sali wywołało w Dianie falę wspomnień. Zaskoczony wzrok uczniów ze wszystkich czterech domów tak bardzo przypominał jej o tym, kiedy we wrześniu robiła dokładnie to samo. Tylko z zupełnie innych pobudek, no i z kimś zupełnie innym. Jednak tego przecież właśnie chciała. Chłodna dłoń ślizgona ściskała ją kurczowo, tak jakby zaraz miała go opuścić. Ale Diana Collingwood tego nie planowała. Nie po to się tyle starała, aby teraz to wszystko poszło na marne.

Może jestem jakaś zepsuta, pomyślała do siebie, kiedy zorientowała się że wcale nie potrafiła się z tego ucieszyć. Nieważne jak bardzo próbowała siebie przekonać, to nadal nie było to czego oczekiwała. Jasne, dobrze było znowu widzieć szacunek na twarzy innych uczniów, zaskoczoną i złą minę Violet i Eloise i usłyszeć przeprosiny od bandy chłopaków ze Slytherinu, nie wspominając nawet o przystojnym chłopaku, którego przecież kochała.

– Słuchasz mnie w ogóle? – głos Cassiusa wyrwał ją z zamyślenia, gdy stali pod salą od transmutacji.

Rzecz jasna, Diana z powrotem siedziała w ławce ze swoim chłopakiem. Wszystko była jak wcześniej, można by powiedzieć że w normie. No, może poza nią samą.

– Tak, oczywiście – skłamała ślizgonka, odrywając wzrok od stojących pod ścianą gryfonów.

Fred jej unikał i doskonale mogła to wyczuć. Nie potrzebowała do tego żadnych eksperckich analiz, wystarczyło tylko popatrzeć. Kiedy tylko wchodziła do Wielkiej Sali, on jak najszybciej kończył swój posiłek i z niej wychodził. Nigdy nie widziała go na korytarzach, zupełnie tak jakby miał nałożony na nią jakiś radar. Właściwie to widzieli się tylko na wspólnych zajęciach, ale wtedy też nigdy nie patrzył w jej stronę. Stał jednak dziwnie przyciszony i szeptał coś ze swoim bliźniakiem. Okazjonalnie podchodziła do niego uradowana Johnson w duecie ze Spinnet, próbując z nimi żartować jednak gryfon ewidentnie nie był w humorze.

Diana wcale mu się nie dziwiła. To znaczy, dziwiła się że nie był w humorze, jednak ze smutkiem próbowała zrozumieć to, że unikał jej za wszelką cenę. W końcu nie byli dla siebie nikim konkretnym, to dlaczego miałby nadal się z nią zadawać? Zresztą, Warrington w życiu chyba by na to nie pozwolił.

– Hej, Weasley spójrz! – zawołał nagle ślizgon, a Diana poczuła na sobie jego dłonie.

Cassius przyciągnął ją do siebie, a na jej ustach złożył soczysty, bezwstydny pocałunek. Tym razem Diana nie poczuła żadnych motyli w brzuchu. Z wyrzutem spojrzała się na swojego chłopaka, kiedy banda Warringtona wybuchła śmiechem.

– Odpuść tę dziecinadę – poprosiła go cicho.

– Niech widzi co stracił, skoro się za Ciebie zabrał – powiedział nadal głośno, a czarnowłosa nie miała odwagi spojrzeć w stronę gryfonów. – Nie było stać Cię na przeprosinowe kwiaty, bo mamusia wydała wszystko na lumpeksowe szaty dla braciszka?

Znowu rozbrzmiał śmiech, a z każdym słowem chłopaka Collingwood czuła się gorzej. Nie chciała pozwolić na to już dłużej. Wcale nie zależało jej teraz na tym, aby dopiec Weasleyowi. To co robił teraz Warrington, uważała za strasznie dziecinne.

– Cassius – syknęła dziewczyna, a banda jego kolegów się uciszyła. Z twarzy ślizgona zniknął jego drwiący uśmieszek, kiedy zobaczył jej minę. Nie była zadowolona, była trochę jakby wściekła. – Nie mów o mnie jakbym była jakimś cholernym towarem do kupienia!

Śmiechy ucichły, a Diana poczuła jak wszystkie oczy zwróciły się na nich. Prawie wszystkie, bo jedna para czekoladowych oczu ze spuszczonym wzrokiem, opuszczało pośpiesznie korytarz, ignorując nadchodzącą lekcję.

Słowa niewypowiedziane | Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz