Rozdział 7

570 41 31
                                    

Plotki zarówno w czarodziejskim jak i mugolskim świecie miały do siebie to, że zazwyczaj nie brały się kompletnie znikąd. Mówiło się, że w każdej plotce jest ziarenko prawdy i choć to stwierdzenie według Diany Collingwood było tylko czymś, co miało je usprawiedliwić, tym razem przekonała się że jest ono bliskie prawdy. Sobotni poranek, kiedy większość uczniów była już na śniadaniu w Wielkiej Sali okazał się być dla Diany nieprzyjemnym spotkaniem z rzeczywistością. Rzeczywistością, która wcale jej się nie podobała i którą przez ostatnie dwa dni starała się usilnie wypierać. Trudno było jednak wypierać, że plotki o Cassiusie Warringtonie są nieprawdą, kiedy wszedł do Wielkiej Sali z młodszą o rok blondynką, która uczepiła się jego ramienia jak diabelskie sidła swojej ofiary.

W pierwszej chwili zrobiło jej się słabo, a przed oczami pojawiły się mroczki. Więc to co mówił Aaron miało okazać się prawdą? Poczuła tylko, jak oczy zachodzą jej łzami na samą myśl o tym. Nie, nie może być. Wstała ze swojego miejsca i momentalnie poczuła na sobie setki spojrzeń innych uczniów. Nie, nie, nie... Nie mogła uwierzyć w to, że tka po prostu wszystko to miało okazać się prawda. Nie chciała. W jednej chwili cały smutek, który czuła przerodził się na stres i złość. Przecież to nie mogła być prawda! Poczuła, że nie może tego tak zostawić. Niewiele myśląc, po zignorowaniu gapiów wstała od stołu i podbiegła w stronę swojego chłopaka. A może już byłego chłopaka? Warrington dopiero teraz zdał sobie sprawę z jej obecności, jednak nie wyglądał na szczególnie poruszonego, co sprawiło że Diana straciła wszystkie siły.

Blondynka uczepiona jego ramienia całowała go właśnie w policzek i wpatrywała się w niego cielęcymi oczami, jakby zapominając że ten chłopak jest zajęty. W Dianie się zagotowało. Rozpoznała w niej tą oszałamiająco ładną ślizgonkę z roku niżej. Tą, która od początku tego roku zdawała się posyłać jej najbardziej nienawistne spojrzenia. Tą, która sprawiała że Diana czuła się jak jakieś zwykłe, brzydkie kaczątko. Dysząc ciężko stanęła przed parą i zebrała w sobie wszystkie siły. Nie mogła pokazać, że trzęsie jej się głos.

– Co to ma znaczyć Cassius?! – spytała, o wiele bardziej rozchwianie niż chciała, a czuła że niewiele brakowało a jej głos zacząłby się łamać. Łzy znowu napłynęły jej do oczu, kiedy na twarzy chłopaka pojawił się paskudny uśmiech. Nie mogła pozwolić sobie na płacz, bo teraz chyba cała szkoła im się przyglądała. – Wyjaśnij to.

Wskazała z obrzydzeniem na blondynkę, starając się grać twardą, ale czuła jak w środku rozlatuje się na małe kawałeczki. Warrington zacisnął mocniej dłoń na talii blondynki i na jego twarzy przebiegł szyderczy cień.

– Ach, Diana tak. – powiedział zupełnie obojętnym tonem, co zbiło ją z tropu. Był tak obojętny i chłodny, że Collingwood zupełnie nie poznawała w nim swojego chłopaka. – To Lisa, moja nowa dziewczyna. Lisa chyba znasz Dianę, nie wiem co mi strzeliło do głowy ale była moją dziewczyną.

Była? Była. Diana poczuła się co najmniej jakby ktoś przywalił jej patelnią w twarz. I to mocno.

– C..co? – zająkała się w szoku, nie dbając o to czy ktoś ich słyszy. Coś w niej pękło na milion małych kawałeczków. Chyba serce.

Cassius jedynie przewrócił oczami, co wywołało głośny śmiech u młodszej dziewczyny. Diana ledwo rozumiała wszystko co ją teraz otaczało.

– C..co – sparodiował ją chłopak, wyjątkowo wrednym głosem. – Nico sieroto. Zrywam z tobą. Ot co.

Collingwood zrobiło się ciemno przed oczami, chociaż nie była pewna, czy to ze słabości czy przez łzy, jakie starała się powstrzymać. Była przekonana, że Cassius powiedział to na tyle głośno, aby usłyszał ich każdy w szkole. Wskazywało na to również szepty, jakie rozeszły się na końcu ich stołu.

Słowa niewypowiedziane | Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz