Powrót do Hogwartu nie był przyjemny. Jak Diana się spodziewała, wszystko w szkole przyprawiało ją o beznadziejne samopoczucie, które wydarzenia w jej rodzinie jedynie potęgowały. Po przybyciu niemal od razu naskoczyła na nią Helena i Aaron, co nie spotkało się z aprobatą jej chłopaka. Co rzecz jasna, oznaczało kolejną kłótnię, która sprawiła, że Collingwood nie mogła mieć ani chwili spokoju.
– Myślisz, że możesz tak po prostu mnie opuszczać bez mojej zgody? – usłyszała niemal od razu, kiedy weszła do swojego dormitorium.
Diana była na tyle zmęczona, że nie miała nawet siły zastanawiać się jakim cudem Cassius się tam dostał. Z lekko podpuchniętymi oczami, wyminęła go nie patrząc na niego i położyła torbę na swoim łóżku. Ostatnie na co miała teraz ochotę to kłótnia z nim. W tym momencie, choć głupio było jej się przyznać, naprawdę potrzebowała aby ktoś ją przytulił. Fakt, że w jej marzeniach był to ktoś inny niż Cassius, dodatkowo ją dobijał.
– Odpowiadaj mi, kiedy do Ciebie mówię – zażądał ślizgon, a dziewczyna westchnęła ciężko.
– Przecież napisałam Ci, że chodziło o mojego tatę. Zaatakowano go– wyjaśniła mu krótko, nadal na niego nie patrząc.
– A starzec nie mógł poradzić sobie sam? – zadrwił chłopak. – Najwidoczniej sobie na to zasłużył, jeśli jest choć w połowie tak durny jak ty.
– Przepraszam, co? – powiedziała głucho ślizgonka.
Rozwarła lekko usta w szoku, a widząc drwiący uśmieszek na twarzy Cassiusa, poczuła że coś się w niej gotuje.
– Mówię tylko, że powinnaś była najpierw spytać mnie o zgodę na wyjazd – wycedził chłopak lodowatym głosem. – Jeśli twój ojciec jest równie nieposłuszny jak ty, nie dziwię się, że podpadł komu nie powinien i...
– Czy ty jesteś normalny? – Diana gwałtownie wstała z łóżka i zacisnęła dłonie w pięści.
Poczuła jak policzki ją zapiekły, a wtedy Cassius również wstał i zbliżył się do niej. Diana oddychała ciężko, nie mogąc zebrać myśli, ponieważ wściekłość je przyćmiewała.
– Jesteś moim pieprzonym chłopakiem, a kiedy mówię Ci, że mój ojciec trafił do szpitala, jedyne o czy myślisz to to, że nie spytałam Cię o zgodę?! – wykrzyknęła ślizgonka. – Jesteś jakiś niepoważny, Cassius.
– A ty jesteś zwykłą idiotką z popieprzoną rodzinką! – Cassius chwycił ją mocno za oba nadgarstki, a Diana syknęła z bólu.
To nie było dobre. To nie był dotyk, którego Diana potrzebowała. Dziewczyna czuła, że w jego dotyku było tyle czułości, ile pochwał zgarnęli od Snape'a wszyscy Weasleyowie razem wzięci.
– Nic dziwnego, że jesteś jaka jesteś, skoro tak zostałaś wychowana – prychnął, ciągnąc swój wściekły monolog, a Diana poczuła narastającą w niej złość. Usiłowała wyrwać swoje nadgarstki, jednak Cassius tylko zacieśnił uścisk. – Twój ojciec to zwykły tchórz, a matka to świrnięta szajbuska. Chyba wszyscy możemy domyślić się co ma na sumieniu.
– C–co? – czarnowłosa była zbita z tropu, jednak starała się zachować chłodny ton. Obserwowała jedynie jak na twarzy chłopaka wykwitł szeroki, mało szczery uśmiech.
– Jesteś strasznie naiwna, myśląc że korespondencja w Hogwarcie jest jakkolwiek silnie strzeżona. Dobrze wiem kim jest twoja matka. I wiesz co Ci powiem? Jeśli to ona urządziła tak twojego staruszka to powinnaś być z niej dumna.
Miarka się przebrała, a dziewczyna szarpnęła się na tyle mocno, że uścisk Cassiusa puścił. Jak on śmiał?! Tego wszystkiego było za wiele i zapominając o całym swoim smutku, Diana wbiła w niego wściekłe spojrzenie.
CZYTASZ
Słowa niewypowiedziane | Fred Weasley
FanfictionDianę Collingwood od zawsze obchodziły tylko trzy rzeczy - eliksiry, reputacja oraz jej ukochany chłopak. Gdy dwie z nich przestają być pewnikiem, niezbyt lubiana ślizgonka jest gotowa odzyskać je za wszelką cenę. Nawet jeśli oznacza to wejście w po...