Rozdział 37

369 35 15
                                    

Fred Weasley stał na tym samym cholernym moście, co Diana i przyglądał się jej z dziwnie zatroskaną miną. Dziewczyna zamarła i natychmiast odskoczyła kilka kroków w tył. Jak mogła nie zauważyć, że ktoś za nią szedł? Dlaczego ten kretyn w ogóle za nią szedł? Dziewczyna szybko otarła swoje łzy z policzków i przybrała groźną minę, która na gryfonie nie robiła już żadnego wrażenia.

– Jak długo tu stoisz, Weasley? – Collingwood próbowała zabrzmieć na wyniosłą, ale w jej głosie słychać było wyraźny lęk.

Rudowłosy zmarszczył brwi, nie bardzo rozumiejąc czego dziewczyna tak właściwie się bała.

– Dopiero co przyszedłem – wzruszył ramionami chłopak. – Pomyślałoby się, że jak ktoś daje Ci takie piękne kwiaty to chociaż je bierzesz ze sobą.

Diana wbiła wzrok w bukiet, jaki trzymał przed sobą chłopak. Był naprawdę ładny, ale co z tego, jeśli i tak było to na pokaz? Diana nie potrzebowała jego kwiatków. Przypominało jej to tylko o tym jak beznadziejnie rozegrała całe swoje życie miłosne, skoro teraz musi udawać dziewczynę Weasleya.

– Dzięki – mruknęła i niechętnie wyciągnęła po nie rękę, a Fred się zniecierpliwił.

Dlaczego tej dziewczynie było tak trudno dogodzić?

– Wszystkiego najlepszego – burknął jej w odpowiedzi.

Nie chciał, żeby wynikła z tego kolejna ich sprzeczka, bo naprawdę nie widział w tym sensu. Postanowił więc zmienić swój ton i dał upust swoim prawdziwym emocjom. A prawda była taka, że na poważnie zastanawiał się co sprawiło, że dziewczyna płakała w swoje urodziny i dlaczego nigdy nie chciała dzielić się żadnym problemem.

– Dostałaś list – stwierdził, chociaż w jego głowie miało to zabrzmieć jak pytanie.

Po chwili przeniósł wzrok na jej dłonie, które były lekko zaczerwienione od poparzenia. Czy Fred nakrył ją na celowym robieniu sobie krzywdy? Co Diana tak właściwie teraz robiła? I Dlaczego do cholery miał przeczucie, że i tak się niczego nie dowie, choćby starał się jak może.

– Wszystko w porządku? – chłopak wskazał na jej ręce, a ona zapragnęła zapaść się pod ziemię.

Nie tak to miało wyglądać, pomyślała Collingwood, Boże, teraz chłopak uzna mnie za słabą dziewczynkę. Nie wiedziała jednak co to było, ale im dłużej wpatrywali się w siebie, tym bardziej Diana czuła, że chciałaby móc mu powiedzieć cokolwiek. Zrzucenie całkowitej odpowiedzialności za to co przeczytała z siebie brzmiało naprawdę kusząco, ale nie miało kompletnego sensu. Chłopak od razu pobiegłby do dyrektora, a jej matka skończyłaby w Azkabanie. Kto wie, może dla bezpieczeństwa Dianę też by tam przymknęli.

– Dostałam po prostu list od mamy – zdecydowała się, że powie mu chociaż tyle.

Wciąż miała z tyłu głowy jego słowa, że pogadanie o problemie daje choć minimalną ulgę. W tym wypadku nie mogła go wtajemniczyć, a nawet nie chciała, ale jeszcze bardziej, w jakiś dziwny sposób nie chciała być teraz sama.

– Rzadko o niej wspominasz – powiedział bezmyślnie gryfon.

Oczywiście, że rzadko o niej wspominała, skoro nie jesteście żadnymi kumplami kretynie, skarcił się w myślach, a dziewczyna spojrzała się na niego chłodno.

– Bo to moja sprawa – mruknęła, bardziej do siebie niż do niego. – Niczyja inna.

– Wiesz, że... – zaczął chłopak. Miał już z tyłu głowy kolejny tekst o tym, że mówienie o tym co Cię trapi na serio pomaga, ale Diana w porę mu przerwała.

Słowa niewypowiedziane | Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz