Rozdział 21

392 31 4
                                    

Kiedy Diana już drugi dzień z rzędu nie pojawiła się na żadnym posiłku, a także na zajęciach Fred Weasley poczuł się dziwnie winny. Niby dziewczyna powiedziała mu, że to nie przez jego teksty, ale z drugiej strony gryfon nie miał pojęcia co innego mogłoby ją tak zadręczyć. Ostatni raz jak ją widział wyglądała dosyć żałośnie, co nie zwiastowało nic dobrego. Coś sprawiało, że nie mógł przestać myśleć o jej zapłakanej twarzy, mimo że przecież zupełnie nie zależało mu na ślizgonce w żadnym stopniu. Ostatni raz kiedy Fred nie widywał jej tak długo było od razu po zerwaniu z Warringtonem. Myślał jednak, że to już temat zamknięty, skoro dziewczyna opracowała ten cały układ, aby go odzyskać.

Gryfon próbował wyrzucić z głowy obraz płaczącej dziewczyny, ale natarczywe pytania ze strony Ginny, a także Aaron Murphy, który ze zmartwieniem wypytywał go o aktualne miejsce pobytu i jej stan, nie dawały mu spokoju. Nie rozumiał jakim cudem puchon mógł mieć na tyle szczere intencję i relację z tą dziewczyną, skoro wszyscy wiedzieli jaka ona jest. W sobotnie popołudnie, kiedy chłopak był już mocno sfrustrowany całą tą sytuacją, a także (nie chciał tego przyznać) zżerała go ciekawość, uznał, że to najwyższa pora złożyć jej towarzyską wizytę. Powiedział wszystkim nauczycielom, że dziewczyna źle się poczuła, co wielu z nich kupiło, ponieważ Collingwood i tak nie wychodziła spoza swojego dormitorium.

Dziarskim krokiem znalazł się w lochach, a z odrobiną szczęścia i peleryną niewidką pożyczoną od Harry'ego bez problemu wkroczył do pokoju wspólnego Slytherinu. Niemal od razu wzdrygnął się na widok pomieszczenia, które w przeciwieństwie do pokoju wspólnego gryfonów, nie zachęcało do dłuższego przebywania w nim. Było ciemne i zimne, skąpane w nikłej poświacie od tafli jeziora. W ukryciu dostrzegł, że Warrington i jego banda siedzieli na kanapach zaśmiewając się w najlepsze z jakiegoś pierwszaka. Fred szybko przewrócił oczami i ruszył w stronę dormitorium dziewcząt. Kiedy był już w odpowiednim miejscu zrzucił z siebie pelerynę, uprzednio upewniając się, że nikogo nie było w jego okolicy. Miał szczęście, bo pogoda dopisywała i większość uczniów spędzała wolną sobotę na błoniach. Westchnął ciężko i sam zastanawiając się co on właściwie wyrabia zapukał kilkakrotnie w ciężkie drzwi.

Diana Collingwood pogrążona w głębokiej rozpaczy ledwo dosłyszała pukanie. Nie miała najmniejszej ochoty na żadne pogawędki. Od poranka, kiedy dostała list od matki ledwo co mogła skupić się na tym, żeby nie płakać, a i tak to jej nie wychodziło. Helena kilkukrotnie starała się wypytywać ją co się dzieje, ale Diana zawsze ją zbywała i wyciszała się w granicach kotar swojego łóżka. Przynajmniej większość dnia mogła spędzić całkowicie sama. Znowu czuła się jakby życie miało jej się zawalić i znowu wróciła na dno. Kiedy pukanie stawało się coraz bardziej natarczywe Diana westchnęła przeciągle i otarła łzy z policzków.

– Czego? – warknęła przez zamknięte drzwi wstając z łóżka.

Pociągnęła kilkukrotnie nosem, czując że jej głos nadal nie brzmi tak jakby chciała. Naprawdę nie wiedziała, kto może chcieć ją odwiedzać, ale szczerze mówiąc mało ją to interesowało. Chciała pobyć sama i całkowicie pogrążyć się w swoim smutku.

– Wiem, że tam jesteś. – głos, który usłyszała sprawił, że stanęła w szoku. Weasley? Co on do cholery tu robił? – Otworzysz mi?

Ślizgonka jęknęła przeciągle. Spodziewała się dosłownie każdego, ale nie tego durnego gryfona. Poczuła jakby znowu coś ściskało ją w klatkę piersiową, bo to w końcu on widział ją zapłakaną kilka dni temu.

– Chryste, odejdź. – krzyknęła w jego stronę, licząc że chłopak się jej posłucha.

Jak mogła się jednak spodziewać, w odpowiedzi dostała kolejną sekwencję pukania, a po chwili wesoły głos gryfona.

Słowa niewypowiedziane | Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz