Rozdział 2

812 47 10
                                    

Kiedy aportowali się przy pomocy świstoklika na miejsce, gdzie miał odbywać się turniej o mistrzostwo świata w Quidditchu, od razu otoczył ich zgiełk i masa głosów, należąca do innych czarodziejów. Wyatt Collingwood oraz jego dzieci Kieran i Diana wylądowali dość zgrabnie, na pewno zgrabniej porównawszy ich lądowanie do lądowania grupy młodszych gryfonów, tuż za nimi. Przez ostatni tydzień Collingwoodowie spędzili swój czas na nadrabianiu rozmów z Kieranem (głównie robił to tata Diany), ponieważ odkąd starszy brat Diany się przeprowadził, aby grać w Tajfunach mieli oni mniejszy kontakt. Czarnowłosa dziewczyna wolała jednak siedzieć w swojej sypialni i czekać na więcej listów od swojego chłopaka, który nareszcie raczył jej odpisać. W międzyczasie zdążyła przeczytać podręczniki, ze swoich ulubionych przedmiotów, potrzebne jej do szóstej klasy, którą miała rozpocząć.

Diana lubiła przykładać się do nauki i często bardzo angażowała się w swoje ulubione przedmioty, wśród których znajdowały się eliksiry oraz transmutacja. Dodatkowo w tym roku dowiedziała się, że z racji na swoje wybitne wyniki z testów z tych dwóch przedmiotów, w ramach Standardowych Umiejętności Magicznych (w skrócie SUM) może uczestniczyć w dodatkowych zajęciach z alchemii, prowadzonych jedynie dla nielicznych. Tym bardziej ucieszyła się, ponieważ Diana Collingwood uwielbiała czuć się wyjątkowa oraz lepsza od innych. Ciekawiła ją dziedzina alchemii, odkąd tylko profesor Binns, na którymś z nudnych wykładów z historii magii, omyłkowo wspomniał o niej. Od tamtej pory ślizgonka zaczęła przykładać się do eliksirów oraz transmutacji, co zresztą przychodziło jej z łatwością, w oczekiwaniu że kiedyś Dumbledore pozwoli jej uczęszczać na te lekcje.

– Kieranie – ojciec Diany zwrócił się uprzejmie do syna. – Mógłbyś zapytać tego mugola o nasze miejsce na kempingu?

Uwagę Diany przykuł mugol, starszy mężczyzna, z wyraźnie zaskoczonym wyrazem twarzy. Chyba nie spodziewał się, aż takiego ruchu na swoim kempingu. Ojciec Diany zwrócił się do jej brata, bo Kieran jako ten „inny" z rodziny dobrze znał się na zwykłym życiu niemagicznych ludzi. Oczywiście, matka Diany nie była z tego dumna, bo mugoli nie znosiła jeszcze bardziej niż czarodziejów o innej niż czysta krwi.

– Chodź ze mną. – powiedział władczo Kieran, chwytając siostrę za nadgarstek.

Diana jęknęła z frustracji. Doskonale wiedziała, czemu Kieran to robi. Chciał nauczyć Dianę, że poglądy ich matki nie zawsze powinny być brane na poważnie. Diana była tego świadoma i sama nie myślała tak jak jej matka. Cóż, przynajmniej tak czuła w głębi duszy. W Hogwarcie jednak, utarło się że dom Slytherina ma fioła na punkcie czystej krwi i nienawidzili mugolaków i samych mugoli. A Diana nie mogła tak po prostu nie zgodzić się z ideami swoich przyjaciół na głos.

Kiedy stali z bratem, nawiązując krótką wymianę zdań z mugolem, Diana trzymała się na uboczu, modląc się w duchu aby nie przechodził obok nikt znajomy.

– Plamisz sobie ręce brudną robotą, Collingwood?

Oczywiście, pomyślała dziewczyna ze zrezygnowaniem, oczywiście, że to musiała być ona. Diana wbiła wkurzone spojrzenie w dziewczynę o długich, prostych jasnych, kasztanowych włosach. Jej duże usta wykrzywiały się w pogardliwym uśmiechu, a brązowe oczy lustrowały ją z góry na dół. Wyniosła i podłużna twarz sprawiała wrażenie wyjątkowo chętnej na spotkanie z czyjąś pięścią, ale te myśli Diana zostawiła tylko dla siebie. Czarnowłosa dziewczyna odeszła od swojego brata i podeszła do drugiej.

– Odwal się Violet. – warknęła, starając się nie stracić przy tym opanowania. – Niektórzy z nas, mają w przeciwieństwie do innych trochę oleju w głowie, na tyle żeby nie przysparzać kłopotów Ministerstwu w kwestii tajności.

Słowa niewypowiedziane | Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz