Rozdział 73

390 31 22
                                    

Resztę Walentynek Diana spędziła na sortowaniu składników w schowku mistrza eliksirów. Choć nie było to najciekawsze zajęcie, dziewczyna w końcu odnalazła schronienie przed napastliwymi serduszkami i obscenicznie szczęśliwymi parami. Snape był jedynie lekko zdziwiony z jej obecności, ale nie zastanawiał się dłużej. W końcu każda ręka do pracy się przyda, a zwłaszcza taka, która jeszcze rozumiała sztukę eliksirowarstwa. Diana za to uznała to za świetną okazję, aby podlizać się nauczycielowi, tak aby w przyszłości jeśli doszłoby do sprzeczki między nią a Cassiusem, nie musiał się wahać po czyjej stronie stanąć. Choć profesorowie z założenia powinni być sprawiedliwi i bezstronni, tego z pewnością nie można było powiedzieć o Snapie. Zwłaszcza w kontekście faworyzowania ślizgonów, ponad znienawidzonymi uczniami domu Gryffindora.

Po kilku godzinach odprężającej, lekko nudnej pracy dziewczyna z uśmiechem stwierdziła że skończyła. Dłonie bolały ją od ciągłego sortowania mniej lub bardziej niebezpiecznych (lub żywych) składników. Była z siebie dumna. Cały ten okropny dzień minął szybciej niż zakładała, a na dodatek w nawet miły sposób. Wracając do pokoju wspólnego ślizgonów, minęła ją zaledwie jedna radosna parka. W głowie układała już plan na resztę wieczoru. Po obcowaniu ze składnikami rozmaitych eliksirów, czuła że nie pachnie najlepiej, więc zaszycie się w łazience byłoby jej pierwszym krokiem. Następnie planowała nadrobić zaległe lektury w zaciszu swojego łóżka, licząc że żadna ze współlokatorek nie sprowadzi do ich dormitorium jakiegoś wątpliwego kawalera. Wszystko zapowiadało się całkiem obiecująco i nie uwzględniało żadnych kiczowatych serduszek i laurek. Walentynki idealne, pomyślała z satysfakcją.

Sama nie była jednak do końca przekonana czy faktycznie tak wyobrażała sobie idealne walentynki. Myśl, że spędziła to święto w towarzystwie much siatkoskrzydłych, na dodatek w akompaniamencie cyklicznych chrząknięć Snape'a, lekko ją dobijała. Nigdy nie była jakąś szczególną marzycielką, ale z tyłu jej głowy wciąż świtała myśl o pewnym gryfonie. Fred Weasley w życiu nie zaprosiłby Cię na randkę w Walentynki, bądź poważna, skarciła się w myślach. Chłopak z pewnością miał masę lepszych rzeczy do roboty i kim Diana niby dla niego była? Dziwną koleżanką ze Slytherinu? Nikt nie zaprasza dziwnych koleżanek ze Slytherinu na randki. No może poza Murphym, ale chłopak ewidentnie miał ze sobą jakiś problem. Samo wyznawanie uczuć młodszej siostrze swojego najlepszego przyjaciela dobitnie o tym świadczyło.

Dochodziła już do pokoju wspólnego, kiedy nagle usłyszała za sobą wołanie, które wyrwało ją z tego przygnębiającego zamyślenia.

– Diana, Diana! Hej! – Fred Weasley biegł w jej stronę, a cała nadzieja nagle wróciła do jej serca. – Poczekaj!

Collingwood poczuła jak się rumieni, choć wiedziała że to głupie. Może jednak?

– Co się urodziło? – spytała, starając się brzmieć jakby była opanowana.

Chłopak dobiegł do niej, a kiedy zobaczyła jego roztargnione spojrzenie i uśmiech, serce zabiło jej szybciej, za co zapragnęła się skarcić.

– Diana, musisz mi.. zaraz, co tak śmierdzi? – spytał, krzywiąc się, a Diana obrzuciła go poirytowanym spojrzeniem.

No i cały czar prysł...

– Ja – odburknęła niemiło. – Cały dzień sortowałam składniki w schowku Snape'a, idę się umyć. Co chcesz?

– Czekaj, dostałaś za coś szlaban? – spytał głupio, przekrzywiając głowę.

– Nie, zgłosiłam się na ochotnika – powiedziała całkiem poważnie, a widząc jego minę przewróciła oczami. – No co? – dodała z oburzeniem, kiedy Fred przyłożył swoją ciepłą dłoń do jej czoła.

Słowa niewypowiedziane | Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz