Rozdział 25

389 34 16
                                    

Dla Diany Collingwood gwiazdka przyszła o wiele szybciej, niż się tego spodziewała. Z radością stwierdziła, że skoro Weasley się tak wygłupił i nie chciał się jej posłuchać, to przynajmniej będzie mogła poczerpać korzyści z męczenia go. Po obiedzie, kiedy większość uczniów z wyczekiwaniem oglądała przystrajanie Wielkiej Sali na Noc Duchów, Diana pewnym siebie krokiem ruszyła do skrzydła szpitalnego. Z satysfakcję stwierdziła, że dwójka staruszków wciąż leżała na łóżkach, krzywiąc się z bólu. Ich brody powoli schodziły, ale po butelce Szkiele–Wzrostu Diana domyśliła się, że ich kości nadał wymagały naprawy i odmłodzenia. Kiedy zastukała obcasami o posadzkę szybko przykuła do siebie wściekłe spojrzenie bliźniaka, czując że zaraz pęknie z radości.

– Co tam Freddie? – zapytała drwiąco i zatrzepotała rzęsami.– Jak się masz mój biedulku?

Leżący obok George prędko udał gest rzygania, a Diana przewróciła oczami. Nie miała ochoty użerać się z ich dwójką, więc wykorzystując swoją różdżkę, rzuciła zaklęcie wyciszające na chłopaka. Fred obrzucił ją lodowatym spojrzeniem i podniósł się z trudem do pozycji siedzącej.

– Wspaniale – mruknął sarkastycznie, nie chcąc się z nią użerać.

Fred Weasley był święcie przekonany, że dziewczyna celowo uwarzyła eliksir w taki sposób, aby sprawić im jak najwięcej bólu. W końcu Collingwood była ślizgonką, a uprzykrzanie mu życia chyba stało się jej nowym hobby. Od dwóch godzin usiłował przekonać brata do swojej teorii, ciągle jedynie się nakręcając, więc kiedy ją zobaczył, nie mógł powstrzymać swojej złości.

– Mówiłam Ci, że ten pomysł nie miał polotu. – ciągnęła złośliwie Diana – Eliksir postarzający nie oszukałby nawet...

– Och zamknij się wreszcie – przerwał jej ze złością, a bliźniak który nie mógł się odezwać, za to słyszał wszystko doskonale, obdarował go zdziwionym spojrzeniem. Rzadko kiedy słyszał swojego brata w takim stanie. – Nie chce mi się już Ciebie słuchać. Po co tu przylazłaś?

Diana widząc ton tej rozmowy, groźnie zmrużyła oczy.

– To już nie można odwiedzić swojego chłopaka? – spytała drażniąc się z nim.

– Swojego chłopaka to się nie zostawia w potrzebie. – warknął wściekły, ponieważ miał jej za złe to, że nawet nie doprowadziła ich do tego głupiego skrzydła szpitalnego. – I skończ z tym gównem. Jesteśmy tu sami.

– Ostrzegałam Cię. – rzuciła, starając się brzmieć równie groźnie.

– No tak – chłopak parsknął. – Ostrzegałaś mnie, bo pewnie sama to tak spreparowałaś, żeby nie zadziałało i przy okazji połamało nam prawie wszystkie kości.

– Nie zrobiłam tego celowo – wysyczała ślizgonka, zła że chłopak miał ją czelność o to oskarżać, a nie pomyślał przez sekundę o swojej głupocie. – Musisz zrozumieć, że linii wieku...

– Najlepiej zasłaniać się linią wieku! – wykrzyknął, tak że dziewczyna mimowolnie podskoczyła w miejscu. Chłopak był tak wściekły, jak nigdy dotąd, kiedy go widziała. – Zamiast choć raz przyznać się do czegoś i wziąć odpowiedzialność za swoje czyny...

– Ale ja nic Ci nie zrobiłam Weasley! – dziewczyna zawołała równie zła, czując jak się gotuje, ale do chłopaka nic nie docierało.

– Ach, tak. Niemal bym zapomniał, że jesteś ze Slytherinu. – Fred ciągnął dalej, ignorując jej słowa. – Czego ja mógłbym się spodziewać po kimś takim?

Diana wprost kipiała ze złości, czując jak nie może nad sobą zapanować. Chyba jedynie Violet potrafiła doprowadzić ją do takiego stanu. Fred wpatrywał się w nią ze złością, a George z coraz większym szokiem na twarzy przysłuchiwał się ich kłótni. Dziewczyna liczyła tylko, że Pani Pomfrey nie wejdzie zaraz do Sali.

Słowa niewypowiedziane | Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz