Rozdział 8

580 41 24
                                    

Ostatnie kilka dni Diana Collingwood spędziła w dziwnym zawieszeniu pomiędzy jawą, a snem, które przypominały stan wegetującego warzywa. Właściwie jej tryb życia ograniczał się do niewychodzenia ze swojego dormitorium, a jeśli ktoś w nim akurat był – ze swojego łóżka. Kiedy wychodziła na zajęcia, na których nie mogła pozwolić sobie na nieobecność, nie mogła znieść dziwnych spojrzeń w jej kierunku. Marzyła o tym, żeby wszyscy dali jej święty spokój, no i żeby każda zakochana para zniknęła z powierzchni ziemi. Po kilku nieprzespanych oczach jej wory pod oczami osiągnęły ekstremalny poziom i teraz wyglądała jeszcze bardziej jak chodzący trup. Nie schodziła na posiłki, bo i tak czuła że nic w siebie nie wmusi. Robiło jej się niedobrze na samą myśl wejścia do Wielkiej Sali. Jak głodniała sięgała po swoje zapasy smakołyków przywiezionych z domu, ale to i tak zdarzało się bardzo rzadko.

Tego dnia zamiast palącego uczucia smutku, które towarzyszyło jej od zerwania ślizgonka poczuła jednak coś jeszcze. Nie wiedziała za bardzo co to jest, ale nie dawało jej to spokoju. Czuła się zraniona i zdradzona (przez prawie wszystkich), ale z drugiej strony odczuwała złość. Z jednej strony chciała mieć siłę na zemstę, ale z drugiej, nadal najchętniej zakopałaby się pod kołdrą i nie wychodziła spod niej, aż do przerwy świątecznej. Upokorzenie jakie odczuwała osiągało poziom zenitu. Nie pomagało również, to że jej szanowny były chłopak afiszował się na każdym kroku swoją nową lalunią. Collingwood nie rozumiała czemu był, aż tak okrutny, ale jej głupie serce nadal cholernie za nim tęskniło. W końcu mieli być ze sobą na dobre i na złe, taka para idealna. Oboje ze Slytherinu, czystokrwiści, z dobrych rodzin. Ich rodzice byliby zadowoleni. A ona? Ona byłaby przeszczęśliwa będąc z nim. Ale oczywiście, on musiał wziąć całą jej miłość i pogrzebać wszystko. Ostatnie dni spędziła na rozdrapywaniu ran i obwinianiu się o ich rozstanie. Zastanawiała się co zrobiła źle i czuła jak powoli doprowadzało ją to do utraty zmysłów.

Tym razem zdecydowała się zmienić swój żałosny tryb życia i zejść w końcu na jakiś posiłek. Wcale nie pomagał jej fakt, że była przekonana o tym że praktycznie każdy widział to upokorzenie, nazywane zerwaniem. W tym przekonaniu utwierdziły ją tylko spojrzenia uczniów których mijała. Czuła jakby zaraz miała się rozpłakać, ale to było ostatnie na co Diana mogła sobie pozwolić. Jeszcze tego by brakowało, żeby uznali ją za beksę. Musiała więc przybrać swoją najtwardszą postawę, którą wymagało od niej bycie ślizgonem. Czuła jednak, że teraz i tak coś zdradzało jej samopoczucie, kiedy wchodziła do Wielkiej Sali. Spojrzenia ciekawskich uczniów przyprawiały ją o mdłości, ale ruszyła wymuszonym, pewnym krokiem na swoje miejsce.

Wejście Diany Collingwood faktycznie zwróciło uwagę większości uczniów obecnych w Sali. Mało kto widział ją od czasu ostatniego incydentu. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, a grupa gryfonów siedząca po przeciwnej stronie Sali, zdecydowanie chciała się w nim znaleźć.

– Słyszeliście, że Warrington zerwał z nietoperzycą? To była dobra jazda. – odchrząknął Ron Weasley, trącając swojego starszego brata Georga ramieniem.

– Trudno było tego nie słyszeć głąbie. – odezwał się Fred Weasley, tonem największej plotkary na osiedlu.

Jego brat bliźniak szybko dorzucił swoje trzy grosze:

– Właśnie Ronald, to było dość głośne.

– Może umyj w końcu uszy. – dorzucił Fred.

Ron przybrał obruszoną minę i wbił wzrok w ślizgonkę, która właśnie siadała. Bliźniacy i Lee Jordan również z ciekawości zwrócili się w jej stronę. Nie żeby którykolwiek był szczególnie zainteresowany jej samopoczuciem.

– Słyszałem, że chodziło o to że wolał być z młodszą ślizgonka. – oznajmił Lee z radosnym uśmiechem.

Siedząca obok Hermiona Granger przewróciła oczami. Może i jej doświadczenia ze ślizgonami nie były najlepsze, ale nie zamierzała wrzucać ich wszystkich do jednego wora z Malfoyem.

Słowa niewypowiedziane | Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz