Rozdział 63

360 29 7
                                    

Diana Collingwood najbardziej bała się ciemnych korytarzy. Co szokujące, za dzieciaka nigdy nie miała problemów z ciemnością, ani wyimaginowanymi potworami czającymi się w niej. Jednak ten stan rzeczy zmienił się odkąd wróciła do Hogwartu, a Cassius Warrington okazał się najstraszniejszym z potworów. Dziewczyna nigdy nie przypuszczała, że ten przystojny chłopak o zabójczym uśmiechu, ten chłopak z którym do niedawna planowała swoją przyszłość, mógłby teraz wprowadzać ją w taki stan. I chociaż tak jak obiecali, Aaron i Helena starali się być przy niej przez cały czas, nie zawsze się to udawało. Puchon był pochłonięty nauką, z okazji nadchodzących egzaminów, związanych z jego końcem szkoły, a Hayes wręcz tonęła w obowiązkach prefekta. Ich napięte grafiki dopełniało pilnowanie Diany, przez co dziewczynie było po prostu głupio. Miała wrażenie, że para kompletnie nie miała dla siebie czasu, co potwierdzały tylko rozpaczliwe narzekania Heleny.

Nie chciała być już dłużej ciężarem dla ich obojga i po długich namowach uzgodnili, że żadne z nich nie będzie niańczyć jej po powrocie z alchemii. Droga z klasy nie była szczególnie długa, a Diana nie przypuszczała, że Warrington pofatygowałby się po nią, po godzinie ich zajęć. Och, jak bardzo się myliła...

– Co porabia moja ulubiona dziewczyna? – usłyszała za sobą jego znajomy głos, który niemal od razu przyprawił ją o dreszcze. Nie te pozytywne.

Sylwetka chłopaka wyłoniła się zza ciemnego rogu, a Diana cała się napięła. Ostatnio mało ze sobą rozmawiali, a ton Cassiusa wcale jej się teraz nie podobał.

– Jesteś pijany? – wypaliła wprost, w reakcji na jego „czułe" słowa.

– Nie – odparł i posłał jej jeden ze swoich firmowych uśmiechów. Dianie zrobiło się niedobrze. – Zaplanowałem dla nas coś.

– Co takiego? – dziewczyna naprężyła się, a w myślach przeklinała swoją głupotę, że nie poprosiła żadnego ze swoich przyjaciół o eskortę.

– Nie denerwuj się tak – wyszeptał jej do ucha, łapiąc ją za nadgarstek. Poprzednie obtarcia nie zdążyły się zagoić, więc Diana syknęła z bólu. – Nie sądzisz, że należy mi się coś za moje milczenie? Byłem w końcu grzecznym chłopakiem.

Nim się obejrzała, dziewczyna poczuła na sobie jego suche usta. Szybko odepchnęła od siebie chłopaka, czując jak waliło jej serce, ale ten przyparł ją do zimnego muru.

– Snape.. – wyszeptała gorączkowo, wymyślając pierwsze lepsze kłamstwo. – Zdaje mi się, że szedł przed chwilą tamtędy.

– Mylisz się – syknął Warrington, mrużąc oczy. Nie było w tym nic miłego. – Jesteśmy tu sami, sprawdziłem. A ty.. jesteś mi coś winna, Diana.

Jego ręce zaczęły błądzić po ciele dziewczyny, a ta poczuła momentalne obrzydzenie. Próbowała się wyrwać, ale to wszystko było na nic, bo Cassius był zwyczajnie silniejszy.

– Proszę! – krzyknęła, zduszonym głosem, bo paraliżował ją strach. Po policzkach płynęły jej łzy, ale nie zwracała na to uwagę. W tamtym momencie po prostu chciała, aby ktoś się tu zjawił i wybawił ją od ślizgona. – Nie tutaj..

– Nie tutaj? – zapytał drwiąco, łapiąc ją mocno za szczękę. – U nas w domu też mi się nie dajesz, Diana. Nie czuję się usatysfakcjonowany w naszym związku.

– Boję się Ciebie, proszę – wyszeptała, łamiącym się głosem na co on zaśmiał się głośno.

– Jesteś żałosna – Warrington przeniósł swoją rękę na jej szyję, a Diana zamarła ze strachu. – Słaba i żałosna, a teraz..

– Nie pomyliło Ci się coś przypadkiem?

Znajomy głos był wybawieniem, przez które Warrington niemal od razu odskoczył od dziewczyny. Wysoki rudowłosy chłopak, stanął przed nimi i podparł się rękoma na biodrach. Bacznie zmierzył wzrokiem dwójkę ślizgonów, a Diana odetchnęła z ulgą, kiedy nie rozpoznała w nim Freda, tylko George'a.

Słowa niewypowiedziane | Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz