Rozdział 6

582 43 28
                                    

Ku niezadowoleniu chyba wszystkich ślizgonów w tym roku szkolny, ten kto układał plan wyraźnie zapomniał jakie stosunki łączą Slytherin i Gryffindor. Już po pierwszych trzech dniach nauki każdy z nich zdążył zauważyć, że w tym roku z gryfonami mieli nie tylko transmutację, ale też obronę przed czarną magią i dla tych co rozszerzali ten przedmiot – opiekę nad magicznymi stworzeniami. Diana Collingwood cieszyła się jedynie, że w tym roku dała sobie spokój z tymi durnymi zajęciami z zajmowania się magicznymi stworzeniami. Gajowy Hagrid, który prowadził te zajęcia od zeszłego roku wiecznie narażał ich na jakieś niebezpieczeństwa. Po zdaniu SUMów dziewczyna do kontynuacji podjęła tylko i wyłącznie te przedmioty, które ona (albo jej matka) uznały za wartościowe. Opieka nad magicznymi stworzeniami nie znalazła się wśród nich.

– Ktoś chyba myślał, że to będzie strasznie zabawne dać nam tyle zajęć razem. – westchnęła Diana w trakcie przerwy lunchowej po zajęciach z transmutacji, na których Weasleyowie jak zwykle próbowali zrobić coś głupiego.

– Daj spokój, ty przynajmniej nie masz przynajmniej jutro z rana dwóch godzin opieki z tą bandą przygłupów. – burknął w odpowiedzi Pucey, a siedząca obok Helena Hayes pokiwała zgodnie głową.

– To nie moja wina, że mamusia każe Ci zostawać magicznym hodowcą świń, czy kim wy tam jesteście. – uśmiechnęła się złośliwie, a Adrian Pucey wbił swój nieszczęśliwy wzrok w talerz.

Adrian był szkolony na przejęcie rodzinnego biznesu, związanego z magicznymi stworzeniami, ale dla Diany cały ten temat był bzdurny.

Dziewczyna szybko skończyła jeść swój posiłek, bo poczuła się całkiem niezręcznie, kiedy znowu przyłapała kilka puchonek na badawczym przyglądaniu się jej. Takie sytuacje zdarzały się co chwila, przez co Collingwood czuła się jak jakieś zwierzę w ZOO. Najgorszym było, kiedy przyłapywała na tym grupę gryfonów, ponieważ nie rozumiała dlaczego takie szumowiny miały czelność się jej przyglądać.

– Idę poszukać Cassiusa. Skoro nie ma Moody'ego w tym tygodniu to może w końcu wyjdzie ze mną na błonia – oznajmiła, a Pucey niemal natychmiast wyglądał jakby zaraz miał si...ę czymś zadławić. – No co?

Helena tylko wbiła spojrzenie w swój talerz, a Diana nie rozumiała czemu przyjaciółka unika jej wzroku.

– Nic, nic. – Pucey równie prędko przywrócił się do stanu względnej normalności. – Powodzenia.

Hayes szybko dała mu kuksańca w bok, myśląc że Diana tego nie zauważy. Miała wrażenie, że każdy oprócz niej powoli tracił zmysły. Przewróciła tylko oczami i odeszła od nich równie prędko, ignorując to że znowu ktoś się na nią gapił.

Warrington znowu zręcznie unikał Diany przez niemal cały tydzień. Siadał z nią na zajęciach jedynie wtedy, kiedy nie miał już do kogo uciec, a dziewczyna zastanawiała się o co mogło mu chodzić. Był dla niej wiecznie cięty i na pewno nie był tym samym Cassiusem, który w zeszłym roku był dla niej cudownym chłopakiem. Cudownym, oczywiście jak na ślizgońskiej standardy. Całe szczęście dziś ślizgonom udało się uniknąć kolejnej lekcji z gryfonami. Alastor Moody odwołał swoje zajęcia z pierwszego tygodnia, wywołując przy tym sporo zawiedzionych jęków. Ludzie byli bardzo ciekawi jakich rzeczy zamierzał nauczyć ich były auror.

Diana nie chciała się do tego głośno przyznawać, ale raniło ją to jak Warrington się zachowywał. Czuła się całkiem samotna, mimo że Helena i Pucey starali się dotrzymywać jej towarzystwa. Mimo to sama czuła, że zachowywali się dziwnie.

– Tu jesteś! – usłyszała za sobą czyjś głos, ale ze smutkiem stwierdziła, że nie był to głos Cassiusa.

Aaron Murphy biegł w jej kierunku, odrywając się od rozmowy z kilkoma puchonami z jego roku. Wśród nich dziewczyna przyuważyła szkolną gwiazdę – Cedrikka Diggory'ego, którego każda dziewczyna w szkole uważała za jakieś cholerne bóstwo.

Słowa niewypowiedziane | Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz