Rozdział 4

726 40 13
                                    

Na parę dni przed odjazdem Hogwart Expressu, który miał zawieść Dianę Collingwood wraz z jej przyjaciółmi, wrogami oraz wszystkimi innymi uczniami do szkoły magii, dziewczyna nie czuła się najlepiej. Od mistrzostw świata wciąż nie mogła przestać myśleć o swojej matce i jej dziwnym ostrzeżeniu. Oczywiście, nie wspominała o nim nikomu, ponieważ... właściwie to nie miała zbyt dobrego, określonego powodu. Po prostu czuła, że jest to coś poważnego, co z pewnością sprawiłoby że Kieran i jej ojciec zaczęliby gorączkowo szeptać po kątach. A nie miała teraz ochoty na dzielenie rodziny na dwa.

Nie pomagał również fakt, że Winona Collingwood kompletnie nie dawała znaku życia. Diana nie miała odwagi nalegać na ojca, aby wyjawił jej prawdę. Doskonale wiedziała, że nie odwiedzała żadnych znajomych na północy. Ojciec jednak ciągle upierał się przy tej wersji, unikając tego tematu. Atmosferę w pustym i chłodnym dworze Collingwoodów poprawiały jedynie cykliczne śmiechy Kierana i Aarona Murphy'ego, którzy do końca wakacji mieli pozostać w ich domu. Diana raz na jakiś czas dołączała się z nudów do starszych chłopaków i wtedy faktycznie choć na chwilę zapominała o swoich zmartwieniach.

Kolejnym z jej zmartwień był Cassius. Jeszcze wcześniej Diana nie przypuszczała, że kiedykolwiek oszaleje w ten sposób na punkcie jakiegoś chłopaka, ale cóż.. stało się. Warrington od mistrzostw uraczył dziewczynę jednym lakonicznym listem, w którym mówił, że wszystko z nim w porządku, bo teleportował się ze swoim ojcem. Diana odczuwała lekką gorycz, że w swoim liście (który był odpowiedzią na co najmniej piętnaście jej listów) nie zapytał się nawet raz jak ona się czuje. Zrozumiała jednak, że może chłopak jest bardzo zajęty czymś ważnym i stwierdziła, że najlepiej będzie jeśli pogadają już w pociągu.

– Nadal się nie odezwał? – jej brat wyrwał ją z zamyślenia, kiedy siedziała wpatrzona bezmyślnie w okno, licząc że przyleci jakakolwiek sowa.

Pokręciła głową.

– Dupek. – stwierdził cicho Aaron, któremu Diana momentalnie posłała mordercze spojrzenie. – Twierdzę tylko, że są milsze partie.

– A ja twierdzę, że nie dla mnie. – mruknęła coś co powtarzała ostatnio jak mantrę.

Musiała przyznać, że od napadu śmierciożerców jej relacje z Kieranem, a nawet z jego przyjacielem znacznie się poprawiły. Diana oczywiście nie mogłaby się do tego przyznać przed swoimi ślizgońskimi znajomymi, ale nawet cieszyła się, że w Hogwarcie poza Heleną będzie jeszcze Aaron, z którym od czasu do czasu mogłaby nawet pogadać. Rzecz jasna, tylko wtedy kiedy nikt by ich nie widział. Nie miała najmniejszej ochoty po raz tysięczny tłumaczyć się przed swoimi znajomymi, dlaczego jej brat trafił do Hufflepuffu, przez co znała Murphy'ego.

Diana zwykle lubiła wracać do Hogwartu, ponieważ tam, wśród ślizgonów czuła się trochę jak w domu, albo nawet lepiej. Ludzie bali się jej, co jej odpowiadało bo nie była dobra w bliskie znajomości. A strach niesie ze sobą sporą władzę. Ale tym razem jakoś kompletnie nie potrafiła cieszyć się z powrotu do szkoły. Jej myśli zaprzątała jej matka i Śmierciożercy. Niejednokrotnie po finale łapała się na tym, że w środku nocy budziła się zlana potem, bo śniły jej się jakieś straszne sceny. Była świadoma tego, jakie konotacje wiążą dom węża i śmierciożerców. To właśnie ze Slytherinu pochodzili najstraszniejsi i najsilniejsi czarnoksiężnicy znani światu. Duża część, jak nie wszyscy Śmierciożercy, znani także jako dawny słudzy Voldemorta, pochodzili z tego domu. Diana jednak nigdy nie czuła się, aż tak zobowiązana do szerzenia idei czystej krwi. Właściwie to miała ją kompletnie gdzieś i to była jedna z niewielu rzeczy, w których Diana sprzeciwiła się matce. Robiła to jednak w cichy sposób, zwyczajnie mając gdzieś całą tą ideologię, kiedy miała okazję. Nie stawiała się jej bezpośrednio, bo szczerze mówiąc bała się konsekwencji.

Słowa niewypowiedziane | Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz