W piątkowy wieczór, punktualnie o godzinie 19.00 Diana Collingwood stawiła się pod gabinetem profesor McGonagall. Ostatnie na co miała ochotę pod koniec tego okropnego tygodnia był to właśnie szlaban. Nieśmiało zapukała do drzwi i po chwili weszła do środka. Oczywiście w pomieszczeniu siedziała już Helena, na co Diana znowu poczuła nagły przypływ złości. Hayes uśmiechała się do niej, co tylko wprawiło ją w dyskomfort. Nie prosiła jej o pomoc w szlabanie. Helena zachowywała się jak idiotka, a Diana nie wierzyła w jej szczere intencje. Straciła już zaufanie do prawie wszystkich w Hogwarcie.
Profesor transmutacji szybko zaprowadziła je do opustoszałej klasy, w której wszystko wyglądało jakby nikt nie dopatrywał tego od co najmniej 100 lat.
– Chyba wiecie co musicie zrobić. – powiedziała surowo kobieta. – Zero magii. Poproszę wasze różdżki, a szczególnie Panią Collingwood, skoro tak ją korci do czarowania poza lekcjami.
Diana niechętnie westchnęła i podała przedmiot nauczycielce. Bez różdżki czuła się jak bez ręki.
– Wrócę za dwie godziny, a klasa ma lśnić. – ostrzegła je po czym odeszła w tylko sobie znanym kierunku.
Ślizgonka była święcie przekonana, że takie pomieszczenia istnieją w Hogwarcie tylko po to, aby uczniowie mogli odbywać szlabany. Brunetka ze zrezygnowaną miną podeszła do kubła z mugolskimi detergentami i wzięła do ręki ścierkę. Ignorowanie Heleny szło jej całkiem nieźle, mimo że blondynka zdawała się nie odpuszczać tak łatwo. Wzrok Hayes uważnie śledził ruchy Diany, a kiedy dziewczyna zaczęła czyścić pierwsze biurko, a Helena nie ustępowała, wyczerpała się jej cierpliwość.
– Zamierzasz tak stać i się gapić, czy może jednak ruszysz się do sprzątania co? – warknęła najgroźniejszym tonem, na jaki było ją stać.
Diana nadal nie czuła się najlepiej. Ciągle chciało jej się płakać, więc rozmowa z Heleną była jeszcze cięższa. Blondynka zmieszała się na słowa Diany. Przez jej twarz przebiegł cień skruchy i zakłopotania, ale Collingwood nie zamierzała dać się tak łatwo nabrać. Nie po raz drugi.
– Możemy porozmawiać Diana? – Helena westchnęła ciężko, w końcu zdobywając się na powiedzenie czegoś.
– Nie. – ucięła dziewczyna siląc się na obojętny ton i bez obdarowania jej choć jednym spojrzeniem, rzuciła w jej stronę czystą szmatkę. – Lepiej zabierz się do ścierania Hayes.
Dianie ciężko przychodziło udawanie, że sęki w biurku są na tyle interesujące, aby nie odrywać od nich wzroku.
– Więc co? Tak po prostu zamierzasz się do mnie nie odzywać po tylu latach? – prychnęła blondynka, a Diana bardzo chciała zobaczyć jej minę.
– Mhm, dokładnie.
– Sześć lat przyjaźni Diana! – obruszyła się, roztrzęsionym tonem, a Diana poczuła jak ogarnia ją złość.
W ostatnich dniach naprawdę niewiele brakowało dianie, aby przekroczyć jej punkt zapalny. Jej nastroje zmieniały się równie szybko, co w kalejdoskopie. W jednej chwili była smutna i zrozpaczona, a w drugiej piekielnie zła.
– Mogłaś o tym pomyśleć, zanim postanowiłaś kryć dupę Warringtonowi i nie odzywać się do mnie w tej sprawie. – odchrząknęła tonem ociekającym jadem.
– Przepraszam no! – Helena niespodziewanie podniosła głos, co było dla niej rzadkością. W jego barwie można było odczuć nutę rozpaczy, a Diana poczuła się trochę zbita z tropu. – Tyle razy już Cię przepraszałam. Nie sądzisz, że szkoda marnować naszą przyjaźń przez coś takiego?
CZYTASZ
Słowa niewypowiedziane | Fred Weasley
FanfictionDianę Collingwood od zawsze obchodziły tylko trzy rzeczy - eliksiry, reputacja oraz jej ukochany chłopak. Gdy dwie z nich przestają być pewnikiem, niezbyt lubiana ślizgonka jest gotowa odzyskać je za wszelką cenę. Nawet jeśli oznacza to wejście w po...