Rozdział 28

423 33 10
                                    

Ślizgonka po ostatniej konfrontacji z Weasleyem nie przestawała traktować go jak powietrza, kiedy tylko zostawali sami, co działo się ku jego wielkiemu niezadowoleniu. Nieważne ile razy próbował ją przepraszać, ona ciągle traktowała go w ten sam sposób, co sprawiało że Fredowi powoli puszczały już nerwy. Nie lubił się przed kimś korzyć, a dziewczyna chyba najwyraźniej tego właśnie oczekiwała. Był świadom tego, że lekko mówiąc przesadził, ale Collingwood wydawała się nieco dramatyzować. Kiedy wczoraj zjawiła się w jego dormitorium nad ranem chłopak liczył, że to dlatego że postanowiła mu wybaczyć i wrócą do poprzedniego statusu. Chyba jednak musiał zdać sobie sprawę, że nic z tego a Collingwood nadal uparcie będzie się na niego obrażać, do tego stopnia że wyrzuty sumienia pochłoną jego całą duszę. To musiał jej przyznać, że była upartą zawodniczką.

Fred nierzadko przyłapywał się na patrzeniu się na Mapę Huncwotów, w poszukiwaniu kropki z jej imieniem i nazwiskiem. Zazwyczaj przemierzała korytarze sama lub w towarzystwie tej całej Heleny Hayes. Czasem widywał ją także z Aaronem Murphym, co sprawiało że był nieco podejrzliwy. Murphy musiał być w niej solidnie zakochany, skoro wytrzymywał jej wszystkie humory. A zakochany puchon wcale nie pomagał im w udawaniu tego związku. Fred bał się, że ktoś przyłapie tę dwójkę i cały ich plan zostanie zdemaskowany, a on wyjdzie na zdesperowanego kretyna. Dlatego kiedy tylko zobaczył, że Collingwood już kolejną godzinę przesiaduje z Murphym, w zacisznym kącie biblioteki postanowił interweniować.

Nie miał może zbyt konkretnego planu i niekoniecznie wiedział co go tam czekało. Ciekawość jednak zżerała go od środka i choć nie miał zamiaru się do tego przyznawać, strasznie ciekawiło go o czym ta dwójka może rozmawiać. Kiedy znalazł się w bibliotece i jakimś cudem ominął Panią Pince, tak że go nie zauważyła, bezszelestnie wsunął się pomiędzy wysokie regały. Skradał się tak długo, aż w końcu doszedł go charakterystyczny głos ślizgonki.

– Jestem zmęczona Aaron – westchnęła dziewczyna, a Fred ze zdziwieniem stwierdził, że znowu brzmiała jakby była smutna. – Jestem po prostu cholernie zmęczona.

Gryfon przesunął książki, robiąc tym samym szparę, przez którą mógł ujrzeć rozmawiającą dwójkę. Puchon trzymał dłoń na plecach dziewczyny, a ta pochylała się nad jakąś książką, a jej czarne kręcone włosy zasłaniały jej twarz. Fred jednak mógł wyczuć, że na tej twarzy nie znajduje się nic podobnego do uśmiechu.

– Cassius ciągle patrzy się na mnie jakbym była co najmniej jakimś robakiem, Violet jest jak zwykle suką, wszyscy nauczyciele chyba powariowali i uważają nas za jakieś cyborgi, jeśli myślą, że jesteśmy w stanie przerobić tyle materiału. – ciągnęła Ślizgonka.

Jej głos był wyjątkowo dziwny. Nie brzmiała groźnie, ani nie siliła się na taką. Fred chyba drugi raz w życiu słyszał jej normalny, jak mu się wydawało, głos i nadal go to zaskakiwało.

– Witaj na szóstym roku – parsknął Aaron. – Jeśli myślisz, że na siódmym jest lżej to się grubo mylisz.

– Wiem, po prostu – dziewczyna znowu westchnęła głęboko. – Teraz wszystko się dzieje tak szybko. Zmienia. W jednej chwili jestem z Cassiusem, zaraz już nie. W jednej chwili ludzie mnie szanują, a potem staję się pośmiewiskiem. Raz moja rodzina jest w komplecie, a zaraz potem dostaję list od matki. Jednego dnia Weasley wyjątkowo nie jest dupkiem, a drugiego już tak.

Fred zamarł na dźwięk swojego nazwiska i rozejrzał się nerwowo, licząc że nikt go nie zauważył. Stwierdził, że nadal jest dobrze ukryty, więc z zaciekawieniem podsłuchiwał ich dalej.

– Znowu się pożarliście? – spytał chłopak, a Fred wyczuł w jego głosie wyraźną niechęć, która sprawiła że gryfon stracił do niego resztki sympatii. Kretyn Murphy, pomyślał.

Słowa niewypowiedziane | Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz