Diana ostatnio naprawdę polubiła się z biblioteką. Spędzała tam praktycznie każdą wolną chwilę, czasem w towarzystwie Aarona, czasem Heleny, a najczęściej jednak sama. Odkryła dziwnie kojące działanie tego miejsca i coraz rzadziej przestawała się dziwić tej całej Granger z Gryffindoru, że niemal całe życie spędzała w szkolnej bibliotece. Dla zachowania czystych pozorów, Fred Weasley odprowadzał ją do biblioteki za każdym możliwym razem, na co dziewczyna reagowała z niechęcią. Cieszyła się dopiero wtedy, kiedy gryfon znikał z jej pola widzenia i miała nareszcie spokój. Nadal nie miała najmniejszej ochoty przyjmować jego przeprosin, bo zwyczajnie nie wierzyła w jego szczere intencje. Musieli zachować jednak pozory, że nadal są razem więc dziewczyna przekonała się do ponownego siedzenia z nim przy stole gryfonów na posiłkach. Całe szczęście, sam na sam i nieobserwowani nadal mogła traktować go tak jakby nie istniał.
– Co ty niby robisz? – syknęła ślizgonka, mrużąc wściekle oczy, kiedy zobaczyła że tym razem gryfon nie wychodził z biblioteki od razu, tylko kładł swoją torbę na stoliku, który Diana wybrała.
– Siadam – Fred wzruszył ramionami. – Będę się uczyć.
Diana prychnęła, a chłopak musiał mocno się powstrzymywać, aby nie skomentować tego w jakiś niemiły sposób. Naprawdę miał zamiar udowodnić Collingwood, że nie był tak okropny za jakiego go uważała. Obrał to sobie za jakiś dziwny punkt honoru i teraz mało co mogło go od tego odwieść.
– To są chyba jakieś jaja – mruknęła zrezygnowanym głosem i posłała mu obrzydzone spojrzenie. – Jest tu jakaś ukryta kamera czy coś?
Dziewczyna udała, że się rozgląda i po chwili znowu wróciła do niego wzrokiem. Chłopak ani drgnął, więc Diana uznała, że też wróci do ignorowania go. Wyciągnęła z torby swoje pergaminy i podręczniki oraz wyjątkowe pióro, które dostała od matki na zeszłe urodziny i zabrała się za odrabianie pracy domowej.
Fred zaczął przyglądać jej się uważnie. Jej długie czarne włosy były poskręcane na tyle, że tworzyły artystyczny nieład na jej głowie. Ciemne oczy śledziły tekst w książce, a drobne dłoń trzymała za pióro. Dziewczyna wyglądała nawet łagodnie, kiedy się na czymś skupiała. Kiedy tylko tym czymś nie było wyzłośliwianie się na Fredzie, rzecz jasna. Siedzenie z nią w milczeniu kosztowało go sporo, bo Fred nie znosił ciszy. Napięta atmosfera między nimi szczególnie nie sprzyjała i chłopak czuł jak z każdą minutą coraz bardziej się frustruje. Westchnął głęboko. Musisz dać radę Fred, powtórzył sobie w myślach.
Diana nie mogła jednak znieść jego spojrzenia, które ciągle zdawało się być obecne. Fred przyglądał się jej z zaciekawieniem, jakby bijąc się z myślami, a dziewczyna pomyślała, że gryfon chyba naprawdę miał nierówno pod sufitem. Usiłowała skupić się na zadaniach, ale wzrok Weasleya skutecznie ją rozpraszał, mimo że wyjątkowo jak na siebie chłopak był cicho. W końcu nie wytrzymała dalszego siedzenia w milczeniu i warknęła w jego stronę:
– Zamierzasz się tak ciągle gapić palancie?
– Co mogę zrobić, żebyś przyjęła moje przeprosiny? – zapytał gryfon, kompletnie ignorując jej słowa.
Ślizgonka zamrugała kilkukrotnie, bo chłopak zbił ją z tropu. Jak na siebie miał wyjątkowo normalny głos. Jak na gust Diany, trochę zbyt normalny. Czyli, musiał coś knuć.
– Nic, wolałabym umówić się z całym Gryffindorem, przespać się z Filchem, a na koniec zostać stratowana przez stado hipogryfów, niż przyjąć twoje idiotyczne przeprosiny, Weasley – wyrzuciła z siebie okropnym tonem, który sprawił że Fred momentalnie się zirytował.
– Och, wystarczy że otworzysz usta i czar pryska – wyrwało mu się, mimo jego woli i niemal natychmiast chciał się ugryźć w język.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, słysząc jego podirytowany głos. Kiedy Fred zobaczył jej spojrzenie zrozumiał, że jak zwykle ostatnio, tylko się pogrążył.
CZYTASZ
Słowa niewypowiedziane | Fred Weasley
FanfictionDianę Collingwood od zawsze obchodziły tylko trzy rzeczy - eliksiry, reputacja oraz jej ukochany chłopak. Gdy dwie z nich przestają być pewnikiem, niezbyt lubiana ślizgonka jest gotowa odzyskać je za wszelką cenę. Nawet jeśli oznacza to wejście w po...