Rozdział 46

369 31 36
                                    

Fred Weasley po chwili zaczął żałować swoich słów, czując jak pali się ze wstydu. Chcąc obrócić to wszystko w żart, parsknął cicho śmiechem, a Diana nie bardzo wiedząc jak to interpretować również się zaśmiała.

– Dobre, Weasley – mruknęła cicho, uśmiechając się kącikiem ust. Jej serce nieco przyspieszyło, ale nie zamierzała dać po sobie tego poznać. Chłopak pewnie jak zwykle stroił sobie z niej żarty.

Mówiłem to na poważnie, przez głowę Freda przebiegła krótka inwazyjna myśl, która sprawiła że chłopak poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku. Nie wiedział jak to wszystko odkręcić, ani tym bardziej jak zachowywać się wobec Diany.

– Znasz mnie – zaśmiał się wzruszając ramionami. – Wszystko co mówię jest świetnym żartem!

Idiota, idiota, idiota, skarcił się w myślach, czując się coraz bardziej zawstydzony.

Nie chcąc dłużej o tym myśleć, wziął dużego łyka gorącej czekolady i odwrócił wzrok za okno. Diana zrobiła to samo, nie chcąc dać po sobie znać, że jego słowa ją zawiodły. Była głupia, jeśli nastawiała się na cokolwiek. W mało zręcznej ciszy wypili swoje napoje, unikając swojego wzroku jak tylko mogli. Atmosfera między nimi coraz częściej wydawała się być napięta w dziwny sposób. I choć oboje czuli się dobrze w swoim towarzystwie, coś jakby ciągle wisiało między nimi.

Fred był już pewien, że wiedział co to było. Przynajmniej z jego strony. I wiedział też, że to go przerażało. Wieczorem tego samego dnia, jak zwykle wpatrywał się w mapę huncwotów wyszukując kropki z jej imieniem i nazwiskiem. Myśli o ślizgonce były natarczywe i nie mógł się ich pozbyć. Westchnął ciężko i odłożył pergamin. Usiadł na oknie w Wieży Gryffindoru. Jeśli ktoś powiedziałby mu kilka miesięcy wcześniej, że może zacząć czuć coś do Diany Collingwood, z pewnością by go wyśmiał. A teraz? Nie mógł przejść obojętnie wobec jej smutku, tęsknił za jej zapachem, uśmiechem, za tym jak rumieniła się kiedy mówił jej coś odważnego. Przez ostatni czas spędzał z nią niemal każdy dzień i próbował sobie to tym tłumaczyć. Tyle, że... swojego czasu z Angeliną też widywał się codziennie. A jednak, nigdy nie poczuł do gryfonki takiej troski jak do Collingwood.

Kolejna słabo przespana noc, spędzona na rozmyślaniu co powinien zrobić w tej sytuacji, sprawiła że nawet kiedy spadł pierwszy, obfity śnieg, Fred nie mógł się ucieszyć jak zwykle. Czuł, że powinien objąć jakąś taktykę. Albo zachowywać się tak, jakby wszystko to co czuje było jakimś głupim wynaturzeniem i zachowywać się tak jak do tej pory, licząc że mu przejdzie, albo nie ceregielić się i być szczerym z samym sobą i dziewczyną. Choć był gryfonem to odwaga w takich kwestiach nie należała do jego najmocniejszych stron, więc wybrał pierwszą opcję. Oczywiście.

– Wyjdziesz ze mną na dwór? Spadł pierwszy śnieg. – zachowywanie się tak jak postanowił było jednak trudniejsze, kiedy spotkał się z Dianą na pierwszym posiłku tego dnia.

W porównaniu z wczoraj, dziewczyna zdawała się promienieć, a chłopak nie znał tego powodu. Tak naprawdę Diana także była cholernie niewyspana, przewracając się przez całą noc z boku na bok, nie mogąc wyrzucić jego słów z głowy. No ale przecież on żartował.

– Nie, dzięki – odpowiedziała mu swoim zwyczajowym tonem. – Nie lubię śniegu.

– Czy ty cokolwiek lubisz? – nachylił się do niej i wyszeptał zaczepnie, a Diana poczuła jak robi jej się gęsia skórka.

– Tak, uwielbiam kopać szczeniaczki na ulicy i krzywdzić niemowlęta – przewróciła oczami.

– No, nie daj się prosić – nalegał Fred. Nie wiedział właściwie, czemu aż tak mu zależało na tym spacerze, ale naprawdę miał ochotę spędzić popołudnie w jej towarzystwie. – Wczoraj przecież było fajnie.

Słowa niewypowiedziane | Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz