*11 grudnia 1997, kościół świeci pustkami,Ben i Charlotte zajmowali miejsca dla świadków, tuż za tymi przygotowanymi dla młodych, druhny były dwie Mary i Elizabeth. Z racji iż państwo młodzi nie mieli w Anglii przyjaciół, ba nawet żadnych znajomych, gości stanowili chłopacy z zespołu, rodzice Freda, Jim, David, Kashmira, Clare, Julie, Kalo, oraz Esmeralda. Ewa siedziała za klawiaturą organów, na chórze. Przyglądając się tej zaledwie garstce, zebranej w świątyni. Na znak szafarza zaczeła grać marsz weselny, XIX-wieczna melodia skomponowana przez Feliksa Mendelssohna, do Szekspiowskiego" Snu nocy letniej" wybrzmiewała dostojnie, do kościoła została wprowadzona młoda para. A Polkę ogarnęła mieszanka uczuć, z jednej strony szczerze nie trawiła Marka, z drugiej cieszyła się szczęściem młodszej siostry, z trzeciej strony Marta miała na sobie suknię Ewki. Ona ją zaprojektowała, uszyła praktycznie z niczego, to ona miała stać w niej na ślubnym kobiercu. Ona i o zgrozo Leonardo, tego ostatniego nie chciała wspominać. Zdjęła ręce z klawiszy i zaczeła wsłuchiwać się, w przebieg mszy, sprawowanej w jej ojczystym języku. Którego to już niemal dwa lata nie słyszała w takiej formie. Uroczysta Chwila, "Zatem ogłaszam was mężem i żoną, możesz teraz pocałować pannę młodą" Ksiądz ogłosił z mównicy. A Ewa na wyjście, dumnie rozkazała " Poloneza czas zacząć " Przez środek kościoła zaczeły ustawiać się pary Marta z Markiem, świadkowie, Mary z Fredem, Kashmira z Jimem, Rodzice wokalisty, Bri z Rogem (który to tańczył damską partię) Clare z Johnem, Julie z Davidem, Kalo z Esmeraldą, a na końcu Elizabeth z szafarzem. Ewa poświęciła ostatnie dwa dni na nauczenie ich tego tańca mimo, że momentami szło dość opornie. Staropolska melodia zakończyła się, bo Ewa z chóru musiała biec do auta. Jej wiśniowy Volkswagen K70, przystrojony białymi sztucznymi kwiatami już czekał, a w nim państwo młodzi. Droga do domu nie była daleka, tam Ewka z kierowcy, została kucharzem i kelnerem. Podgrzewała potrawy i serwowała do stołu, w czym od pewnego momentu zaczeła pomagać jej Jer, ponieważ nikt inny nie wykazywał fatygi. Po uroczystym obiedzie i toaście, miał miejsce pierwszy taniec, do którego przegrywała na pianinie, później już muzyka leciała z Radia. Wszyscy świetnie się bawili pomimo, iż ciotka Charlotte i Ben narzekali na pijaństwo i zbyt głośną muzykę, a rodzice Johna co chwila dopytywali o Gabrielle, ostatecznie Deaky wmówił im że ta poleciała do Kanady, ponieważ ma tam chorą chrzestną. Ok pierwszej w nocy już tylko Evie i Fred mieli siłę tańczyć. Wydawało się że ten duet jest nie do zdarcia. *
Mary : Ewa, Ewa, no kurwa chodź tu (obserwowała z irytacją kompletnie pijaną parę bawiącą się na parkiecie).
Freddie! Ewa! (Nic to nie dawało więc, szarpnęła długie włosy polki aby ją przyciągnąć, ta jednak z bliżej niewyjaśnionych przyczyn się przewróciła, a z nią wokalista)Ewa : Co?
Mary : Kończy się alkohol, ale waszej dwójce chyba wystarczy.
Ewa : Jezu to weź pieniądze są wiesz gdzie i kup.
Mary : ile?
Ewa : Dwa Moët et Chandon, cztery butelki wódki, jedno wino czerwone, jedno białe i z osiem piw.
Mary : Dobra, a gdzie Bri i Rog?
Ewa : A skąd ja mogę wiedzieć. Idę zapalić.
Freddie : Idę z tobą.
*Wyszli do ogrodu, oboje usiedli na kamiennym murku wpatrując się w niebo. *
Ewa : W przyszłym tygodniu wyjeżdżają.
Freddie : I bardzo dobrze, Evie...
Ewa : Mhm?
Freddie : Dlaczego na piętrze pali się światło ?
Ewa : Chwila a to nie z mojej sypialni?
Freddie : No to już wszystko jasne.
Ewa : Ale co?
Freddie : No co się stało z naszymi gołąbeczkami.
Ewa : Ty myślisz że oni
Freddie : Pieprzyli się w twoim łóżku? Tak.
Ewa : Japierdole, przysięgam zabije.
Freddie : "She's a Killer Queen. Gunpowder, gelatine. Dynamite with a laser beam. Guaranteed to blow your mind. Anytime. "
Ewa : A żebyś wiedział.
Freddie : Tańczyłaś kiedyś Tango?
Ewa : Tak a co?
Freddie : Pozwoli Pani. (Podał jej rękę)
*Tango bez muzyki, tango pod gwiazdami, to nawet nie był ten konkretny taniec, byli zbyt pijani, wygłupiali się wspólnie, nieświadomi że z okna obserwują ich praktycznie wszyscy goście. W pół godziny później wróciła Mary. Impreza trwała do białego rana, ok 5 goście zaczęli się rozchodzić. A Ewa zostawiając cały ten bałagan, zasnęła na kanapie. Obudzona przez dźwięk dzwonka pobiegła otworzyć. Na progu stał listonosz. *
Listonosz : Pani Ewa Branicka?
Ewa : Się kłania, dzień dobry.
Listonosz : Polecony dla Pani.
Ewa : Dziękuję.
*Rozerwała kopertę i wyjęła kawałek papieru oraz żyletkę.
Na kartce napisano :"Cześć śliczna!
To nie koniec, to dopiero początek, masz wybór, możesz sobie już żyły podciąć, sobie i kochankowi. Do zobaczenia, całusy z celi.
N.C. L.C. "Przywykła do pogróżek od Leonardo i Nicolasa, ale teraz naprawdę się bała, nie o siebie, bardziej o swoich przyjaciół. Wyrzuciła list do kosza i po prostu poszła dalej spać. Po chwili jednak rozbrzmiał telefon, był to Freddie i nalegał na natychmiastowe spotkanie. To ona pojechała do niego . Od wejścia witając się z kotami. *
Freddie : Jesteś nareszcie. (Rzucił się jej na szyję)
Ewa : Co się stało?
Freddie : Dostałem bardzo niepokojący list.
Ewa : Ty też? Pokaż mi go .
*Podał jej identyczną kopertę, zawierającą kartkę i żyletkę z tym że treść brzmiała następująco :
"Witaj!
Dobra Rada, uważaj z kim się zadajesz i radzę ci pożegnaj swoją Ewcię, albo razem z nią odbierz sobie życie. Dostaliście wybór. Dwa lata to mniej niż się wydaje. Na Razie Zanzibarska cioto .
N. C. L. C." *Freddie : Coś trzeba z tym zrobić.
Ewa : To pismo Nicolasa jestem pewna, ale co chcesz z tym zrobić, wiesz że nie mogę iść na policję, jestem Polskim agentem wywiadu, jakby nie patrzeć.
Freddie : Wiem, ty nie, ale ja mogę.
CZYTASZ
(Nie) ukoronowana
FanfictionW wyniku perypetii rodzinnych młoda Polka Ewa Branicka trafiła do Londynu. Dziewczyna nie znosi tego miasta. Po roku spędzonym w sercu Wielkiej Brytanii, udaje jej się poukładać większość swoich spraw. Wtedy właśnie poznaje członków legendarnego zes...