LVI

30 1 0
                                    

*Pierwszą osobą, która wstała była Kashmira. Spojrzała na dzielącą z nią namiot Ewkę, ta dalej spała. Postanowiła się przejść, w stronę jeziora było to jakieś 100 - 200 metrów od miejsca w którym spali. Na brzegu siedział jakiś facet i łowił ryby. Po niespełna 10 min Polkę, z racji czujnego snu, obudziły odgłosy kłótni. Odruchowo chwyciła za nóż myśliwski który miała w kieszeni kurtki skórzanej i wybiegła na zewnątrz. Jej oczom ukazała się Kash szarpiąca się i tocząca spór z dziwnie znajomym mężczyzną. Była niemal pewna, iż jest to Paul. *

Ewa : Printer !

Paul : Branicka!?

Ewa : We własnej osobie, co ty tu robisz i do jasnej cholery co tu się dzieje.

Paul : Ja sobie spokojnie ryby łowię, a ta wariatka mnie zaatakowała.

Kashmira : Co proszę!? Ja sobie spokojnie idę, a ten gość zaczął mnie szarpać.

Ewa : Jakoś bardziej wieżę w wersję Kash.

Paul : Bo to twoja kochanka, wiem kim jesteś Ewa Branicka.

Ewa : No dawaj kim, sama jestem ciekawa?

Paul : Katolicką dziwką i Lesbą!

Ewa : Aha, jakim prawem mnie oceniasz geju?!

Paul : Powiedz mi lepiej gdzie jest Fred?

Ewa : To nie twoja sprawa, zabieraj się stąd, nie masz tu czego szukać.

Paul : Przecież mówię, że ryby łowię.

Ewa : Czym? Tak bez żadnej wędki, ani nawet wiadra. Śledziłeś mnie?!

Paul : A żebyś wiedziała.

Ewa : Jaki debil.

Paul : Za późno, jak mówiłem wiem kim jesteś, Branicka.

Ewa : To napisz o tym w prasie, albo lepiej idź do telewizji, Branicka prostytutka, Branicka katolicka Lesba z Polski. Branicka narkomanka. Tania sensacja, proszę bardzo. Ale zejdź mi kurwa z oczu!

*popołudnie mijało raczej w sielankowej atmosferze. Przy obiedzie Ewa opowiedziała chłopakom akcję z poranka. Wyjaśniła co i jak, wprawiając tym samym swoich przyjaciół w nie najlepsze nastroje. Przy czym Rog wyglądał jakby dosłownie miał wybuchnąć, do tego stopnia, że gdyby Brian nie przytrzymał go siłą, perkusista najpewniej utopiłby się w jeziorze. *

Brian : Uspokój się już kochanie .

Roger : Jak ja tego jebanego chuja nienawidzę!

Ewa : Ja też, co jak co ale tego się nie spodziewałam.

John : A kto by się spodziewał bycia śledzonym. To nie jest normalne, ani tym bardziej nie jest twoją winą.

Ewa : Powinnam uważać, powinnam być czujna, zawaliłam przepraszam.

Brian : Ewka, gadasz głupoty. Uspokój się. Przecież nic się nie stało.

Ewa : Ale mogło.

Brian : A gdyby Rog założył spódnicę mógłby być babą, co to za gdybanie?

Roger : Dlaczego akurat ja?

Brian : Bo tak i się uspokój, księżniczko.

Roger : Aha! Obrażam się! Ewa chodź na papierosa.

Brian : Za co?

Roger : Za wszystko. (Mówiąc to chwycił niespokojnie krążącą w okół koca Ewę, pociągnął w stronę lasu)

Ewa : Co robisz? No przecież idę!

Roger : Masz (wcisnął jej do ręki paczkę fajek i zapalniczkę) Nie mam mentoli.

Ewa : Dobra trudno. Gdzie chcesz iść?

Roger : Nie wiem.

Ewa : Dobra, pokażę ci coś, mieliśmy tam iść wszyscy razem, ale skoro tak...

Roger : Urbex?

Ewa : Urbex.

Roger : Co może być na takim zadupiu?

Ewa : Opuszczona willa, ponoć mężczyzna który ją zamieszkiwał był nieszczęśliwie zakochany w Hrabinie  Isabell. Była ona kobietą, że tak powiem "Fatalną" Miała czterech mężów którzy zmarli w niewyjaśnionych okolicznościach.

Roger : Ten gościu zmarł?

Ewa : To znaczy, tak zmarł, z tym że jego Ukochana zmarła na 40 lat przed jego narodzinami. W tej willi ponoć widywał jej ducha, a w ogrodzie popełnił samobójstwo, na domniemanym grobie hrabiny.

Roger : Wiesz, że boję się duchów, nienawidzę Cię! .

Ewa : Nie ma się czego bać, po pierwsze jest środek dnia, a po drugie idziemy tam razem.

Roger : Dasz mi rękę?

Ewa : A Brian mnie nie zabije?

Roger : Nie zabije, słowo.

Ewa : Dobra , jesteśmy na miejscu.

Roger : Jak masz zamiar wejść przez ten żywopłot?

Ewa : Daj spokój to tylko krzaki, po prostu przez nie przejdziemy.

* Jak sama Branicka oceniła, nie było wielką filozofią, aby dostać się na teren posesji. Wejście do budynku stanowiło wybite okienko piwniczne, w pomieszczeniu było zimno do tego stopnia, że perkusista wyrwał Ewie skórzaną kurtkę, w koncie stały puste stare szklane butelki, metalowe kany, miski i inne tego typu rupiecie. Ewa pewnym krokiem weszła po schodach, prowadzących do drzwi , które ku jej nie małemu zdziwieniu były zamknięte, a raczej zastawione czymś ciężkim od drugiej strony. *

Roger : I co my teraz zrobimy?

(Nie) ukoronowanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz