*Wyszli ze studia BBC, wiało niemiłosiernie. Zatrzymali się w parku, tym samym gdzie kilka miesięcy temu Ewa zabrała Freddiego, na tym samym trawniku, na którym leżeli patrząc w nocne pochmurne niebo. *
Ewa : Idziemy na piwo?
John: Jasne wieczór jeszcze młody, Gdzie idziemy?
Ewa : Kamienica z bluszczem, nie pamiętam nazwy, ale jebać, wiecie o który lokal chodzi..Tylko Rog, trzymaj się z dala od córek właściciela.
Roger : Na luzie, teraz mam swojego idiotę do całowania.
Brian : Przynajmniej my nie lizaliśmy się na kanapie przed kamerami, na oczach połowy Anglii.
Freddie : Och spierdalaj. A to nie nazywa się poprostu "under an ivy leaf" ?
Ewa : Możliwe, przez ponad rok mieszkałam na przeciwko, chodziłam tam niemal co wieczór, a nie pamiętam.
*Pół godziny później siedzieli już na kanapie narożnej przy stoliku popijając piwo i rozmawiając o wszystkim i o niczym. Kiedy nagle Polkę oświeciło *
Ewa : Pamiętacie zakład.
John : Kupiłem toster, co prawda do studia ale no.
Brian : Na mnie nie patrzcie, Przecież Rog żyje.
Ewa : No ja też dom kupiłam.
Freddie : O co ja się wtedy założyłem?
Brian : Chyba że adoptujesz kota... Albo dwa? A nie pamiętam.
Roger : Cholera! Bri jedziemy kupić auto!
Brian : Po cholerę? Mamy dwa sprawne, a jeśli chodzi o zakład , to jeszcze Ewcia musiałaby cię pocałować.
Roger : Ewa! Chodź mnie pocałować!
Ewa : A weź spierdalaj! Jeszcze najebana nie jestem.
Roger : A z Fredem to co ?
Ewa : To było na pokaz.
Roger : Ta jasne, ale jeśli kiedykolwiek spróbujecie się ożenić, nie pozwolę na to!
Ewa : Co jest z tobą dzisiaj nie tak? Brian weź się nim zajmij.
Brian : Roggie uspokój się.
Ewa : Brimi Weź go! On mnie kuźwa wącha!
Brian : Poczuj się jak ja, mi co chwilę tak robi.
John : Co było w tym piwie?
Ewa : Właśnie nic, drugi raz was tu wzięłem i drugi raz mu odwala.
*Rozmawiali jeszcze przez godzinę, chwilę po 22:00 opuścili lokal, Freddie nalegał by Ewa go odprowadziła, John pomógł Brianowi z kompletnie pijanym Rogerem. Dwie przecznice od celu, Zatrzymali się pod drzewem. Ponieważ Ewce rozwiązał się but. Stara lipa nie szumiała nad ich głowami. Nie było na niej liści, stąd też gałęzie wydawały lekko skrzypiący, skostniały dźwięk, pośród tego wszystkiego coś się błyszczało. Polka podniosła wzrok i krzyknęła "Fred! Tam jest kot! Widzisz?! " Wokalista natychmiast stanął obok niej, patrząc we wskazanym kierunku. Zwierzę zaczęło schodzić z drzewa . W pewnym momencie stanęło na spróchniałej gałęzi, ta z trzaskiem pękła, kocie spadło w dół wprost w ramiona Freda. Ewa natomiast oberwała gałęzią w łeb. *
Freddie : Evie? Wszystko w porządku?
Ewa : Tak, chyba tak, co z kotem.
Freddie : chyba nic mu się nie stało, chodźmy do domu.
*Dotarli na miejsce powitani przez 5 kotów Freddiego. Okazało się że bezpański zwierzak którego znaleźli to kotka, śliczna malutka rudo-biało-czarna koteczka, siedzieli teraz na kanapie z już 6 kotów, popijając szampana i rozmawiając. *
Freddie : Skarbie, masz jakiś pomysł na imię dla młodej?
Ewa : Delilah.
Freddie : To śliczne imię, ale mogę wiedzieć dlaczego akurat je wybrałaś?
Ewa : Oznacza delikatność, eteryczność, ale i tęsknotę . Poza tym z tego co mi wiadomo rezonuje z Merkurym i Jowiszem.
Freddie : Słyszałaś malutka? Twoja mamcia Evie nazwała cię Delilah. Stara wiesz że to oznacza że mamy dziecko, chłopcy będą wujkami a Mary ciocią?
Ewa : Cudowną mamy córeczkę co nie?
Freddie : oczywiście, wiesz co! Napiszemy o niej piosenkę, siadaj do pianina bo trzeba ułożyć melodię.
*Po 3 godzinach pracy padali ze zmęczenia, pomijając fakt że wybiła właśnie 2:15 . A pisanie tekstów i melodii jest wykańczające. Zasnęli leżąc na kanapie, ze wszystkimi kotami. Obudziła ich Mary, która przyszła po swój notatnik, który zostawiła u Freddiego jakoś 2 dni temu. 31 grudnia, Sylwester, oficjalnie Roger przegrał, była 8:46 a próba zaczynała się o 10:00 nie planowali dzisiaj jakoś dużo ćwiczyć, Max 2,5h . Tym razem to Fred stylizował Ewę. Dał jej kwiecistą koszulę, jeansowe dzwony z ekstrawaganckim paskiem, zrobił jej warkocze, kreski i nałożył błyszczyk na usta. *
Ewa : Co?
Freddie : Nic poprostu jesteś prześliczną kobietą.
Ewa : Dzięki, ty też jesteś śliczny.
Freddie : Taa, zwłaszcza moje zęby.Ewa : Są urocze.
Freddie : Gdyby nie one to byłbym kompletnie zajebisty.
Ewa : I tak jesteś.
Freddie : Ty też, nawet jak się ze mną kłócisz, gotowa powkurzać Rogera?
Ewa : Zawsze (uśmiechnęła się szatańsko) Kochanie wkładasz mi pędzel do oka.
Freddie : Przepraszam. (uśmiechnął się, poraz kolejny maczając pędzel w pudrze. ) Masz takie śliczne oczy.
Ewa : Rog ma ładniejsze.
Freddie : Jeśli zaraz nie skończysz się kłócić , to się z tobą rozwiodę.
Ewa : Skarbie, my nawet nie mamy ślubu.
Freddie : I chuj.
Ewa : Aha .
Freddie : Podoba się ?
Ewa : Jest bardzo ładnie, dzięki.
Freddie : Musimy się zbierać.
Ewa : No to chodź, tylko pożegnam koty.
Ewa : Na Razie dzieci, kocham was (Mówiła podnosząc i całując każdego kolejno, kiedy Freddie wsypywał karmy do misek)*Chwilę po 11:00 dotarli do studia, "oczywiście divy musiały się spóźnić" Rzucił Brian na wejście, widać było że jest zdenerwowany. *
Ewa : Co jest?
Brian : Roger podpalił mi kuchnię, próbując zrobić sałatkę na sylwestra.
Ewa : No japierdole! A gdzie on teraz jest ?
John : Znowu zamknął się w jakiejś szafce i chyba tam utknął.

CZYTASZ
(Nie) ukoronowana
FanfictionW wyniku perypetii rodzinnych młoda Polka Ewa Branicka trafiła do Londynu. Dziewczyna nie znosi tego miasta. Po roku spędzonym w sercu Wielkiej Brytanii, udaje jej się poukładać większość swoich spraw. Wtedy właśnie poznaje członków legendarnego zes...