XVIII

50 2 0
                                        

*Jakimś cudem trafili na miejsce była już 4 nad ranem, dzwonek w recepcji obudził staruszkę, która wyszła ubrana w koszulę nocną rzucając Ewie pogardliwe spojrzenie*

Recepcjonistka : Czego?

Ewa : Ile za pokój?

Recepcjonistka : 9£

Ewa: Biorę.

Recepcjonistka : Nazwisko?

Ewa : Branicka.

Recepcjonistka : (Podając jej klucz) pierwszy na lewo.

Ewa : Dziękuję.

*Pokój był mały, urządzony z totalnie przypadkowych mebli, stały w nim dwie różne szafki nocne, jakiś kredens, stara rozkładana wersalka i łóżko polowe w koncie, mieli trzy poduszki, dwie kołdry i jakiś zatęchły  koc. Brian z Rogerem zajęli łóżko polowe na którym ledwo się mieścili przez co podczas snu gitarzysta spadł z niego 4 razy, reszta natomiast cisneła się na skrzypiącej sofie, ta noc była straszna mimo wszystko spali do południa. Około pierwszej dziewczyna oddała klucz, było to jedno wielkie zamieszanie każde z nich miało potwornego kaca trzeba też było odebrać sprzęt i przede wszystkim wyjaśnić Freddiemu, Rogerowi i Brianowi co się tak właściwie stało stało. Wrócili więc do Heaven , okazało się że nawet David nie jest w stanie normalnie funkcjonować, pakowanie się i dojazd do studia zajęło im jakieś półtorej godziny. *

Freddie : Ej streści mi ktoś wczorajszy wieczór, mniej więcej od momentu jak poszedłem obczaić co z Paulem.

Roger : A na chuj tam polazłeś, wie ktoś co się działo odkąd ten debil upuścił Ewcię?

Brian : Ewa do cholery, ile ja wypiłem, że nic nie pamiętam.

Ewa : (stawiając aspirynę na stole) A więc tak gdzieś ok pierwszej wyszłam na papierosa, zaczepił mnie wtedy właściciel sali koncertowej w Liverpoolu, z resztą zostawił na siebie namiary, chce żebyśmy zagrali 3.11 o 21:00. Jak do was wróciłam ciebie (wskazała perkusistę) już nie było, później tańczyłam z Freddiem. Bri miał się ze mną napić, cóż wypiłeś niemal całą butelkę za jednym zamachem w międzyczasie Deaky znalazł naszą blondyneczkę a Fred gdzieś przepadł. Wasza dwójka po pijaku wyznała sobie miłość, żałujemy z Johnem że nie mieliśmy aparatu bo Rog siedział ci na kolanach, machał nogami i gadał jak potłuczony, wszyscy dalej się świetnie bawili, kwadrans po trzeciej nasza Diva miała swój wielki powrót, przyniósł cię mi ochroniarz na prośbę Davida i rzucił na ziemię, a ty nie potrafiłeś się pozbierać, później się dowiedziałam że zrobiliście własną imprezę na zapleczu, ale mniejsza o to Trzeba było wracać, Mary nie odbierała, z buta byłaby tragedia bo wasza trójka ledwo stała, nie mieliśmy gotówki, ale udało się nam z Johnem uzbierać na pokój z drobniaków i tak właśnie trafiliśmy do tej kobiety.

John : Rog, ty siedziałeś w kiblu i ryczałeś bo Bri cię nie kocha.

Brian : Chwila że co? Roggie to prawda?

Roger : Ja... Bri.... Proszę nie nienawidź mnie... Ja... Przepraszam... Nie chciałem się w tobie...zakochać... To było silniejsze ode mnie...przepraszam..

Brian : Kocham cię .

Roger : Co?

Brian : Kocham cię, ale czasami za dużo mówisz moja mała blondyneczko.

*Niewiadomo skąd  Fred wyjął butelkę Moët et Chandon, z racji iż byli zbyt leniwi aby udać się po jakiekolwiek kieliszki, każde z nich wzieło po łyku z gwinta. *

Ewa : Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia !

John : Gratulacje!

Freddie : Gorzko kochani !

(Nie) ukoronowanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz