Rozdział 24

7.1K 172 19
                                    

Po ogłoszeniu zwycięstwa Aiden zszedł z ringu i bez słowa ruszył w stronę pokoju, by się przebrać. Gdy zniknął za drzwiami, wokół mnie zapanował zgiełk, a prowadzący wydarzenie ogłosił rozpoczęcie kolejnej walki. Tłum znów się ożywił, a na ring wkroczyli nowi zawodnicy.

Gdy przeciwnicy zaczęli wymieniać pierwsze ciosy, poczułam czyjąś obecność tuż obok siebie. Spojrzałam w bok i zobaczyłam Martima, który zbliżył się, a jego uśmiech był jeszcze bardziej chytry niż wcześniej.

– Czego pan ode mnie chce? – zapytałam, starając się zapanować nad irytacją, która narastała we mnie.

– Tylko rozmowy, moja droga – odpowiedział lekko, a jego ton był fałszywie przyjazny. – Chcę złożyć ci ofertę, na której oboje moglibyśmy skorzystać.

Nie podobało mi się, jak blisko się zbliżył, ani to, co chciał mi przekazać. Zerknęłam w stronę drzwi, za którymi zniknął Aiden, licząc na jego szybki powrót.

– Nie wiem, o co panu chodzi. – odparłam ostro, odwracając wzrok.

– Aiden to dobry zawodnik, ale nawet najlepsi mają gorsze dni – stwierdził z chłodnym uśmiechem – Jego dzisiejsze ciosy były spóźnione, brakowało im precyzji. Zawsze znajdzie się ktoś, kto z chęcią wykorzysta taką słabość.

W tej chwili usłyszałam nad uchem niski, poważny głos.

– Idziemy – powiedział krótko Aiden.

Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam twarz Edwardsa – zaciętą i pełną gniewu.

Nim zdążyłam odpowiedzieć, chwycił mnie za ramię i zdecydowanym krokiem zaczął prowadzić w stronę wyjścia.

W końcu, gdy minęliśmy już tłum i znaleźliśmy się na uboczu, Aiden nagle zatrzymał się, po czym odwrócił w moją stronę.

– Dlaczego, do cholery, z nim rozmawiałaś? – wyrzucił przez zaciśnięte zęby.

W tym momencie uświadomiłam sobie, że sprawa z Martimem jest o wiele bardziej skomplikowana, niż przypuszczałam. Edwards był wyraźnie zdenerwowany, co tylko potęgowało moje obawy.

– Sam do mnie zagadał. – odparłam, starając się bronić.

– To, że ktoś do ciebie zagaduje, nie oznacza, że powinnaś kontynuować rozmowę, zwłaszcza w takim miejscu. – odparł, a jego głos był pełen frustracji.

– Więc miałam się domyślić, że nie powinnam z nim rozmawiać? – zapytałam.

– Tak, dokładnie – powiedział z gniewem – Mówiłem ci wcześniej, że to nie jest odpowiednie towarzystwo.

Jego słowa brzmiały poważnie, a złość, którą odczuwałam, była teraz wymieszana z poczuciem winy.

– To kim on w takim razie jest? – spytałam, próbując zrozumieć, z jaką osobą miałam do czynienia.

Aiden wziął głęboki oddech, jakby próbował się uspokoić, zanim odpowiedział.

– Martim to osoba, która żyje z manipulowania innymi. – wyjaśnił brunet.

– Co to dokładnie znaczy? – dopytałam, marszcząc brwi.

– To oznacza, że ktoś obstawił moją następną walkę – zaczął Aiden. – Ta osoba zapłaciła Quinnowi, aby zrobił wszystko, co w jego mocy, bym przegrał. W takich miejscach, jak ten klub, zakłady mogą osiągać niewyobrażalne sumy, co sprawia, że niektórzy są gotowi posunąć się do wszystkiego.

Zamilkłam, próbując przetrawić to, co właśnie usłyszałam. Wszystkie fakty zaczęły się układać w mojej głowie.

– I myślał, że wyciągnie ode mnie informacje, które mogłyby cię osłabić. – odparłam, rozumiejąc powagę sytuacji.

– Tak. – potwierdził Edwards, patrząc mi intensywnie w oczy. – Wiedział, że jeśli uda mu się sprawić, byś zaczęła mówić o moich sprawach, mógłby odkryć coś, co wytrąci mnie z równowagi przed nadchodzącą walką. A tym samym zmniejszy moje szanse na zwycięstwo.

– To dlaczego w ogóle tu walczysz? – zapytałam z rosnącym zaniepokojeniem. – Nie możesz znaleźć jakiegoś normalnego klubu?

Aiden westchnął ciężko, jakby wahał się, czy odpowiedzieć na moje pytanie.

– Nie wiedziałem, że on dzisiaj tu będzie – powiedział w końcu – A ten klub, mimo wszystkich swoich wad, daje mi szansę, której nie mogę znaleźć nigdzie indziej.

Spojrzałam na Edwardsa, unosząc brew.

– Gdzieś indziej na pewno nie musiałbyś ryzykować swojego bezpieczeństwa. – odparłam chłodno.

– Czasami, aby osiągnąć swoje cele, trzeba stawić czoła ryzyku. A to jedyne miejsce, które daje mi taką możliwość.

Nie rozumiałam postawy Aidena i wiedziałam, że nie będę potrafiła jej zrozumieć. Był gotów na wszystko, by zdobyć to, czego pragnął.

Pokręciłam jedynie głową i zrobiłam krok w kierunku wyjścia. Nie chciałam już dłużej być w tym miejscu. Aiden, widząc moją reakcję, milczał, ale szybko podążył za mną.

Dotarliśmy do parkingu, gdzie stał samochód Edwardsa. Chłopak bez słowa ruszył w stronę swojego auta, po czym otworzył drzwi pasażera i machnął ręką w kierunku siedzenia, zapraszając mnie do środka. Kiedy wsiadłam, sam zajął miejsce za kierownicą. Cisza, która zapanowała w aucie była ciężka.

Gdy dotarliśmy do pierwszego skrzyżowania, Aiden postanowił się odezwać.

– Źle zrobiłem, że cię w to wszystko wciągnąłem. – powiedział, nie odwracając wzroku od drogi. – Najpierw w sprawę z moim bratem, a teraz w to całe zamieszanie z Martim.

Jego głos był ciężki od poczucia winy.

– Przecież nie zrobiłeś tego specjalnie. – odpowiedziałam, choć sama nie do końca byłam pewna, jak się czułam. – Sama nalegałam, żeby pójść na twoją walkę, mimo tego, że ty byłeś przeciwny. A jeżeli chodzi o twojego brata to nie masz wpływu na to, co on robi.

– Mogłem być bardziej ostrożny – kontynuował, wzdychając. – Zbyt wiele ryzykuję, a ty nie powinnaś być częścią tego wszystkiego.

Spojrzałam na Edwardsa, starając się zrozumieć, co naprawdę czuje.

– Aiden. . . – zaczęłam, próbując dobrać słowa. – Mam swój rozum i uwierz mi, jeśli zobaczę, że coś jest nie tak, to się wycofam.

Brunet wciągnął powietrze, a jego twarz była pełna napięcia. – Po prostu nie chcę, żebyś była przeze mnie w jakimkolwiek niebezpieczeństwie.

– To ja decyduję, w co się wplątuję. – odpowiedziałam spokojnie. – I póki co, jak widzisz, jestem tutaj.

Aiden skinął głową, choć nie wyglądało na to, żeby naprawdę przyjął moje słowa do wiadomości. Zapadła cisza, lecz była teraz inna niż wcześniej.

Kiedy dotarliśmy pod mój dom, wymieniliśmy się tylko krótkimi spojrzeniami, po czym bez słowa wysiadłam z auta.

Zauważyłam, że Edwards nie odjechał od razu. Zatrzymał się, czekając, aż wejdę do środka i zamknę drzwi za sobą.

Kiedy to zrobiłam, odrazu skierowałam się na górę, marząc o gorącym prysznicu. Gdy weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro, zauważyłam, że nie wyglądałam w sumie źle. Mój makijaż się utrzymał, włosy były wciąż w miarę ułożone, a sukienka leżała na mnie naprawdę dobrze. Brakowało tylko jednego elementu. Złotego kolczyka na moim prawym uchu. Kolczyka, którego wartość była większa niż mogłam sobie wyobrazić, nie tylko pod względem materialnym, ale także emocjonalnym.

Zaczęłam nerwowo przeszukiwać torbę i płaszcz, a potem wróciłam na dół, przeszukując jeszcze raz wszystko, co miałam przy sobie. Każda minuta bezskutecznych poszukiwań tylko potęgowała moje zaniepokojenie. W końcu, zmęczona i zrezygnowana, usiadłam na kanapie i się poddałam. Kolczyka nigdzie nie było.

Brighton SchoolOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz