– Po co tu przyszedłeś? – zapytałam, krzyżując ramiona na piersiach. – Wiedziałeś o wszystkim tak dobrze jak reszta, a nic mi nie powiedziałeś.
Aiden uśmiechnął się szeroko, ale nie odpowiedział. Jego milczenie tylko bardziej mnie irytowało.
– I czemu się tak szczerzysz? – rzuciłam z wyrzutem.
– Valentine. . . – zaczął powoli.
– Tak, wiem, baliście się mojej reakcji – przerwałam mu natychmiast, nie dając nawet szansy na wytłumaczenie. – I woleliście kłamać, niż po prostu powiedzieć mi prawdę.
– Ale. . . – próbował się wtrącić, unosząc ręce w geście, jakby próbował mnie uspokoić.
– Nie ma tu żadnych "ale", Aiden. – powiedziałam, czując jak narasta we mnie złość. – Nie powinniście tego przede mną ukrywać, jakkolwiek miałabym zareagować.
– Boże, czy mogę coś w końcu powiedzieć? – zapytał, podnosząc głos.
– W każdej chwili mogłeś. – rzuciłam szybko, przewracając oczami.
Aiden spojrzał na mnie, unosząc brwi z niedowierzaniem, po czym westchnął głęboko. – Ja też nic nie wiedziałem.
Zamrugałam, nie spodziewając się takiej odpowiedzi.
– Serio? – spytałam, zaskoczona.
– Serio. – odparł, krzyżując ramiona na piersiach i przedrzeźniając moją postawę z delikatnym uśmiechem. – Miałem swoje podejrzenia, ale nikt nie powiedział mi tego wprost.
Jego słowa sprawiły, że poczułam się głupio z tym jak na niego naskoczyłam. Spuściłam wzrok, nie wiedząc, co powiedzieć.
– Aha... – wymamrotałam cicho, nerwowo bawiąc się kosmykiem włosów. Miałam coś dodać, ale zamilkłam, niepewna, jak dokończyć zdanie.
Aiden uśmiechnął się lekko, potrząsając głową. – Nie mogę z tego, jak ty się szybko denerwujesz.
Zerknęłam na niego, marszcząc brwi. – Wiesz, uważam, że nadal mogłeś mi wspomnieć o swoich podejrzeniach.
Edwards wzruszył ramionami. – To nie jest moja sprawa i szczerze mówiąc, mało mnie obchodzi, czy są razem, czy nie.
– A reszta wiedziała o tym wszystkim? – zapytałam, patrząc na niego z zaciekawieniem. – Co mówili, jak poszłam?
Aiden zrobił chwilę przerwy, jakby zastanawiał się, jak najlepiej to ująć.
– Wydaje mi się, że tak. Zaczęli zrzucać odpowiedzialność na Maxa i Avę, mówiąc, że to ich wina, że wszystko się tak potoczyło. – powiedział, wyraźnie zmęczony sytuacją. – Skończmy już rozmawiać o nich.
– Nie wiem, co mam zrobić. – westchnęłam, czując się przytłoczona. – Nie chcę tam wracać, ale nie zamierzam czekać, aż wszyscy wyjdą.
– Nie możesz stać tutaj w nocy i tej temperaturze. – odpowiedział Aiden. – Chodź do mnie.
Rzuciłam mu spojrzenie pełne politowania. – Jeszcze czego.
– No to wróć do środka i spotkaj się z nimi wszystkimi. – rzucił chłodno Edwards. – Powodzenia.
– Jest ktoś u ciebie? – zapytałam, zmieniając temat.
Wizja powrotu do środka i udawania, że wszystko jest w porządku przemawiała do mnie mniej niż perspektywa spędzenia nocy w domu Aidena. W sumie, czy było coś dziwnego w przyjęciu uprzejmej propozycji od kogoś, kto wiedział, że nie miałam innego miejsca, gdzie mogłabym się podziać?
Pewnie nie.
Tylko że był to dom Edwardsa.
I cała noc w jego domu.
– Nie ma. – odpowiedział krótko.
– A jak jutro ze szkołą? – zapytałam, szukając kolejnej wymówki. – Przecież nie mam nic, żeby się ogarnąć.
Aiden wzruszył ramionami. – To wrócisz z rana do siebie, jak będziesz miała pewność, że Max już śpi i jest sam.
– No nie wiem. . . – odparłam, wciąż nie do końca przekonana do jego pomysłu.
Edwards spojrzał na mnie, a jego oczy błyszczały w świetle latarni. – Zachowujesz się, jakbyś pierwszy raz miała iść do kogoś na noc.
Do Aidena.
Tak tylko przypominam.
– Dobra, pójdę z tobą. – powiedziałam w końcu.
Brunet skinął głową, a kąciki jego ust lekko się uniosły.
Nie myślałam nawet o tym, co pomyśli sobie reszta, kiedy nagle nie wrócę do domu. Najważniejsze było to, że nie musiałam czuć się niekomfortowo w ich towarzystwie, po tym co się wydarzyło.
CZYTASZ
Brighton School
Novela JuvenilŻycie w Brighton School, szkole dla bogatych i rozpuszczonych dzieciaków, dla których każdy dzień to pokaz mody i luksusowych przyjemności. Valentine, pełna nadziei na nowy start, dołącza do grona uczniów, gdzie już uczy się jej brat Max. Na jej dro...