Rozdział 48

6.9K 233 93
                                    

Ku mojemu zdziwieniu, następnego dnia czułam się fizycznie naprawdę dobrze. Psychicznie jednak... już nie do końca. Myśl o tym, jak zachowywałam się przez całą drogę z Aidenem, wracała do mnie co jakiś czas z nieprzyjemną regularnością. Za każdym razem, gdy przypominałam sobie swoje słowa, czułam narastające zażenowanie.

Pijąc z dziewczynami, trochę ryzykowałam. Powinnam raczej dobrze się prezentować podczas szkolnego charytatywnego balu, a cała ta sytuacja mogła zaburzyć mój wizerunek. Zwłaszcza, że miałam obowiązek zachować pewien poziom, szczególnie przy takich okazjach.

Podjechałam z szoferem pod szkołę, w której mieli zebrać się wszyscy uczniowie. Długa, złota sukienka na ramiączkach, którą miałam na sobie, była piękna, ale jednocześnie delikatnie odkrywająca. Obawiałam się, że może nie maskować mojej sylwetki tak dobrze, jakbym tego chciała.

Weszłam na salę, która była już wypełniona hałasem uczniów i nauczycieli. Od razu poczułam, że przyjechałam na ostatnią chwilę, gdy zobaczyłam Aidena, zbliżającego się do mównicy, gotowego rozpocząć swoją przemowę. Kiedy stanął przed mikrofonem, w mgnieniu oka wszyscy zamilkli, wpatrując się w niego z ciekawością i oczekiwaniem. Wyglądał na niezwykle pewnego siebie, co od zawsze przyciągało uwagę innych i sprawiało, że stawał się centrum zainteresowania w każdej sytuacji.

– Drodzy uczniowie, nauczyciele i wszyscy zebrani – zaczął, a jego głos wypełnił całą salę – Dziękuję, że przyszliście dzisiaj, aby uczestniczyć w tym wyjątkowym wydarzeniu. Nasz charytatywny bal to nie tylko okazja do świetnej zabawy, ale przede wszystkim szansa, aby pomóc tym, którzy tego najbardziej potrzebują. Zachęcam was do wsparcia zbiórki, która ma miejsce w holu, gdzie możecie przekazać datki. Każdy funt ma znaczenie i pomoże lokalnym organizacjom charytatywnym, które zajmują się pomocą dzieciom w potrzebie. Bawcie się dobrze, ale pamiętajcie, że każdy krok na parkiecie to również krok w kierunku lepszego jutra.

Wielki, kurwa, poeta.

Edwards powoli zaczął schodzić z mównicy, a oklaski zgromadzonych rozległy się w sali.

Póki jeszcze nie zauważyłam nikogo z przyjaciół, postanowiłam podejść pod scenę, by powiedzieć Aidenowi to, co krążyło mi w głowie przez cały dzień.

Na sali ponownie zapanował chaos i szum. Edwards zszedł ze sceny i zaczął zbliżać się w moją stronę. Jego spojrzenie było intensywne, nie spuszczał ze mnie wzroku ani na chwilę.

– Czekasz na mnie, Miller? – zapytał, zatrzymując się tuż przede mną.

Już nie Vee, a Miller.

– Po nazwisku to po pysku.

– To uderz mnie – rzucił nagle, a ja przewróciłam oczami.

– I to niby ze mną jest coś nie tak.

– Zaskakujące, że w ogóle pamiętasz, co wczoraj mówiłem.

Dziwnym trafem pamiętałam wszystko, co się wczoraj wydarzyło. Od chwili, gdy zadzwoniłam do Aidena, aż po moment, w którym Max musiał odbierać mnie z jego rąk. A naprawdę wolałabym wymazać te obrazy z pamięci.

– Właśnie do tego, co było wczoraj... Dzięki, że mnie podwiozłeś, ale lepiej zapomnij o tym, co się wydarzyło. I nie rób tego więcej. Nie potrzebuję twojej pomocy, więc przestań nagle zjawiać się, gdy cię o to nie proszę.

Jego twarz nagle przybrała poważny wyraz. – Czyli uważasz, że kiedy zadzwoniłaś do mnie, będąc pijana i wracając sama w nocy, powinienem cię tak zostawić?

– Tak, dokładnie to mam na myśli – odpowiedziałam z naciskiem – Nie zachowuj się, jakby między nami było to, co wcześniej.

Aiden, bez słowa, wpatrywał się we mnie, a ja nie potrafiłam wyczytać nic z jego twarzy. Miałam wrażenie, że zamierzał coś powiedzieć, ale się wstrzymał. W końcu intensywnie spojrzał mi w oczy, lekko pokręcił głową, a następnie nagle obrócił się na pięcie i po prostu odszedł.

Brighton SchoolOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz