Aiden
Valentine zbliżyła się do mnie i natychmiast zaczęła przekładać bandaż. Mimo że nie obchodziło mnie, że był źle owinięty, pozwoliłem jej to robić.
– Może gdybyś mniej się popisywał, to byś nie dostał – powiedziała z dumą.
Ten żart nie był zabawny. Tak szczerze, był nawet żałosny, ale gdy spojrzałem na blondynkę, która w końcu się przy mnie szczerze uśmiechnęła i chciała normalnie rozmawiać, odpuściłem.
Zerknąłem jedynie jak nadal starała się poprawić bandaż. Przez chwilę panowała cisza, przerywana jedynie szelestem materiału.
– Teraz już lepiej – rzuciła, delikatnie się uśmiechając. – Nie ma za co.
Nigdy po żadnym meczu czy walce nikt nie pomógł mi, gdy byłem zraniony.
A to naprawdę niewielkie przetarcie nie powinno było być wyjątkiem.
Valentine spojrzała mi w oczy, a potem szybko opuściła wzrok. – No... To chyba tyle – odparła niepewnie, po czym powoli zaczęła iść w stronę wyjścia.
Kiwnąłem delikatnie głową, ale wcale nie chciałem się zgodzić z tym, co właśnie powiedziała.
W końcu stanęła przed drzwiami i jeszcze raz zerknęła w moją stronę. – Do jutra – rzuciła, zanim ponownie ruszyła.
– Valentine – Musiałem się w końcu odezwać.
Zatrzymała się, odwróciła i spojrzała na mnie, cicho pytając:
– Co?
Najgorsze było to, że nie wiedziałem, co jej powiedzieć. Po prostu nie chciałem, żeby odeszła.
– Nie musisz wychodzić – wyrzuciłem w końcu z siebie, choć sam nie byłem pewien, co to miało znaczyć.
– A co, mam tu zostać i patrzeć, jak się dalej bandażujesz? – rzuciła z ironią, ale w jej głosie zabrzmiała nuta łagodności, której nie słyszałem wcześniej.
Coś w mojej głowie krzyczało, że jeśli teraz odpuszczę, ona odejdzie i znowu będziemy w tym samym miejscu, co zawsze.
Przeczesałem włosy dłonią i dodałem: – Nie miałbym nic przeciwko.
– Aiden... – zaczęła.
Moje imię, wypowiedziane przez nią, zawsze brzmiało inaczej. Łagodniej. Lubiłem, jak to robiła.
– To chyba nie jest dobry pomysł – dokończyła w końcu.
– Naprawdę zostawisz mnie tu rannego? – Specjalnie syknąłem z bólu, udając dramatyzm. – Widzisz w ogóle co się ze mną dzieję?
– Jesteś głupi – rzuciła, przewracając oczami.
– Potrzebuję cię. – Te słowa zabrzmiały mocniej, niż planowałem – Jesteś jedyną osobą, która może mnie teraz uratować, a ty tak po prostu chcesz odejść.
Sam nie wierzyłem w to, co robię. Aż tak się pogrążałem, tylko po to, żeby została.
– Najwidoczniej coś jest na rzeczy, skoro nikt ci nie chce pomóc – powiedziała, po czym na jej twarzy pojawił się uśmiech z tą ciepłą nutą. To właśnie na nią czekałem.
– Po prostu reszta myśli, że jestem nie do ruszenia.
– To przestań – jej głos był delikatny. – Udawać, że nic cię nie rusza.
Milczeliśmy przez chwilę, a napięcie między nami rosło. Wiedziałem, że im dłużej zostanie, tym trudniej będzie mi pozwolić jej odejść.
Ruszyła kilka kroków w moją stronę.
CZYTASZ
Brighton School
Teen FictionŻycie w Brighton School, szkole dla bogatych i rozpuszczonych dzieciaków, dla których każdy dzień to pokaz mody i luksusowych przyjemności. Valentine, pełna nadziei na nowy start, dołącza do grona uczniów, gdzie już uczy się jej brat Max. Na jej dro...