Rozdział 65

9.1K 276 84
                                    

– Co porabiasz? – zapytałam Kyle'a, gdy tylko odebrał telefon. W tle było słychać dźwięki stłumionej muzyki.

– Nic nowego. Właśnie skończyłem pisać esej, więc zasłużenie leżę i odpoczywam. A ty?

– Próbuję się zmotywować do zrobienia czegoś produktywnego, ale jakoś nie wychodzi.

– Klasyk. Może wyjdź na spacer albo... – przerwał mu nagle głośny trzask – Co do chuja?

Zmarszczyłam brwi, nasłuchując – Co tam się dzieje?

– Ptak! Mam w mieszkaniu ptaka! Wleciał mi przez okno! – jego głos był pełen zdezorientowanej paniki.

– Co?! – zaśmiałam się, ledwo mogąc sobie wyobrazić tę sytuację. – Jak to się w ogóle stało?

– Nie mam pojęcia! Okno było tylko uchylone, a ten skurwysyn jakoś się przedostał.

– Może spróbuj z nim porozmawiać. Zapytaj, czego chce.

– Val, przestań! On zaraz mi tu wszystko rozwali! – usłyszałam w jego tonie narastającą desperację.

– Kyle, wyluzuj – zachihotałam, próbując go uspokoić. – Jak wygląda sytuacja?

– Lata jak jakiś pojebany. Odbija się od zasłon, ścian, lamp! – odpowiedział zdenerwowany. – Nie wiem, co robić!

– Może spróbuj go wypchnąć na balkon, albo... powiedz mu, że nie jest mile widziany?

– Czekaj, chyba wylatuje... Tak! Wyfruwa! – w jego głosie było słychać ulgę. Jednak chwilę później nastała cisza, po której Kyle wybuchnął znowu: – Cholera, on wraca! Dlaczego on wraca?!

Wybuchnęłam śmiechem, nie mogąc dłużej powstrzymać się od rozbawienia. – Może mu się u ciebie spodobało? Nowy współlokator. Powinieneś nadać mu jakieś imię.

W tym momencie wyszłam na dwór, chcąc się trochę przewietrzyć, bo w domu zrobiło mi się duszno.

– Imię?! – zapytał z niedowierzaniem. –  Kto by pomyślał, że taki mały chuj potrafi zrobić taki chaos...

– Otwórz wszystkie okna w domu na oścież i w końcu wyleci znowu – zaproponowałam, kiedy nagle zauważyłam sylwetkę w oddali. Wyglądała bardzo znajomo, ale zanim do niej podeszłam, musiałam przyjrzeć się uważniej. Z każdym krokiem stawało się coraz bardziej oczywiste, że to Aiden.

Kyle, nieświadomy, że moja uwaga skupiła się na kimś innym, kontynuował: – Okej, otworzyłem wszystkie okna, ale on teraz siedzi mi na biurku i wygląda, jakby nawet nie zamierzał się stąd ruszyć.

Zaczęłam lekko się śmiać, ale mój wzrok wciąż był utkwiony w Edwardsie, który powoli się zbliżał. Z każdym jego krokiem narastało we mnie przeczucie, że coś jest nie tak.

Aiden wyglądał na naprawdę wyczerpanego. Jego ciemne włosy, lekko przyklejone do czoła, zdradzały ślady potu po intensywnym treningu. Patrzył w dół, jego spojrzenie było utkwione w szarej nawierzchni chodnika. Szedł powoli, niemal suwając się po asfalcie, a każdy krok wydawał się być dla niego ciężarem. Jego wyraz twarzy był pusty, pozbawiony jakichkolwiek emocji.

– Kyle... Muszę kończyć – odparłam nagle, przerywając naszą rozmowę. – Wierzę w twoje umiejętności i dasz radę wypędzić tego ptaka bez mojej pomocy.

– Ej, ale jeszcze... – usłyszałam z głośnika.

– Dasz radę! – zaśmiałam się, po czym nacisnęłam czerwoną słuchawkę.

Zrobiłam krok za bramę i powoli zaczęłam zbliżać się do Aidena. Nie zauważył mnie, zupełnie pochłonięty własnymi myślami. Zobaczyłam, jak jego ramiona drżą nieznacznie, a oddech wydawał się nierówny.

Brighton SchoolOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz