Rozdział 53

6.4K 253 103
                                    

Nie jechaliśmy długo. W końcu samochód zwolnił, a po chwili zatrzymaliśmy się na niewielkim, kameralnym parkingu. To miejsce było mi zupełnie obce. W oddali, za niewysokimi drzewami, zauważyłam jezioro, wokół którego stało kilka niewielkich jachtów.

– Świetnie to sobie wymyśliłeś – rzuciłam z przekąsem. – Las, jezioro i zero ludzi w pobliżu. Idealne miejsce na pozbycie się kogoś bez świadków.

W tym momencie Aiden wysiadł z samochodu, a ja wiedziałam, że to mój koniec.
Gdy obszedł auto, otworzył moje drzwi i skinął głową, dając mi do zrozumienia, że też powinnam wysiąść.

– Mam lokalizację w telefonie – powiedziałam, gdy stanęłam obok niego. – Na pewno ktoś mnie tu znajdzie. Max na przykład, jak się zorientuje, że mnie nie ma. Albo Mia, bo miała do mnie dzisiaj wieczorem przyjść.

Aiden nie odpowiedział ani słowem, po prostu odwrócił się i ruszył przed siebie. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, ale nie miałam zamiaru zostać sama na tym odludziu, więc, wzdychając ciężko, podążyłam za nim.

– Naprawdę czuję się jak jakaś zakładniczka – mruknęłam pod nosem, próbując nadążyć za jego szybkim krokiem.

– Ty po prostu nie przestaniesz mówić, co? – zaśmiał się Edwards, rzucając mi krótkie, przelotne spojrzenie.

– Wykorzystuję swoje ostatnie chwile na irytowanie cię. Powinieneś czuć się zaszczycony.

– Czuję się, uwierz mi.

– Kiedy wymyśliłeś, że mnie tu zawieziesz? – zapytałam.

– Nie chciałem, żebyś jeszcze szła, a to pierwsze, co mi wpadło do głowy – odparł, stając przed jednym z jachtów, który wydawał się być jego.

Podeszliśmy bliżej, gdy Aiden wyciągnął dłoń w moją stronę. Po chwili ją chwyciłam i jako pierwsza wskoczyłam na pokład. Momentalnie poczułam, jak łódź zaczyna się kołysać pod moimi stopami, a ja ledwo utrzymywałam równowagę. Trzymałam dłoń chłopaka tak mocno jak nigdy.

– Ja się za chwilę wywalę, obiecuję.

– Może lepiej nie obiecuj mi tego.

Gdy Aiden wszedł na jacht za mną, udało mi się zrobić krok do przodu i przysiąść na jednej z ławek. Chłopak bez słowa odcumował łódź, a chwilę później powoli zaczęliśmy się oddalać od brzegu, delikatnie kołysani przez spokojne fale jeziora.

Po chwili podszedł bliżej, ale zamiast usiąść obok mnie, przeszedł na przód jachtu. Oparł się o barierkę, obserwując z oddali linię brzegową.

– Zawsze mówisz, że to ja dużo gadam, ale... zauważyłeś, jak mało ty mówisz? Przy mnie jeszcze się odzywasz, ale w grupie? Jakby cię wcale nie było.

– Nie czuję potrzeby, żeby się wysilać na rozmowę z nimi. Lepiej, jak to oni gadają, a ja mogę po prostu słuchać – rzucił, spoglądając na mnie kątem oka. – Z tobą to co innego.

– No tak, bo przecież rozmowa z nimi jest niezwykle męcząca.

Aiden spojrzał na mnie w taki sposób, jakbym właśnie trafiła w sedno.

– Zimno tu trochę – odparłam, otulając się ramionami, by odnaleźć choćby odrobinę ciepła.

– Możemy pójść do samochodu. Przecież masz tam nagrzane miejsce – jego ton sugerował, że był dumny z tego, co właśnie powiedział.

– Tylko ja tak mogę żartować – rzuciłam, przewracając oczami.

– Odwiozłem ją, bo zadzwoniła, że samochód jej się zepsuł i nie miała jak dotrzeć do szkoły. – wyjaśnił nagle.

Brighton SchoolOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz