(24)

11.5K 687 33
                                    

– Ale gorąco – zaczęłam poruszać sweterkiem, by trochę się ochłodzić.

– Ostrzegałam cię, lel – zachichotała, odbierając swoją walizkę.

– Super. Co ja mam teraz zrobić? Mam wyjść tak – wskazałam na swoją osobą – na to słońce? – A teraz na wielką szybę, za którą słońce świeciło.

– Hm... Dobra. Przebierzesz się w łazience, chodź – chwyciła mnie za nadgarstek i zaczęła prowadzić.

– Gdzie idziecie? – krzyknął za nami Ashton.

– Zaraz wrócimy! – odkrzyknęła mu.

Wygrzebałam ze swojej torby czarną bokserkę i niebieską koszulę. To lepsze wyjście od tego sweterka, aczkolwiek czarny kolor niespecjalnie mnie zadowala. No cóż, nie miałam czasu przeszukiwać całej torby.


***


– Jestem głodny – mruknął Michael. Ashley jak zwykle go zignorowała. – Ała! – krzyknął. Odwróciłam się, by sprawdzić, co się dzieje. Ja z Ash szłyśmy z przodu, a chłopacy za nami.

– To idź coś zjeść.

– O... No tak. To do potem, Maddy! – krzyknął i przeszedł na drugą stronę ulicy. Coś mi tu nie pasowało.

– Poczekasz tu za nami? My musimy coś załatwić. Ale nie ruszaj się nigdzie, bo cię nie znajdziemy! – zaśmiała się.

– Dobra. Poczekam i popatrzę do pobliskich sklepów – poszli prosto, a ja weszłam do pierwszego sklepu.

To był chyba jakiś z duperalimi, bo była tu masa małych rzeczy. Wzięłam w rękę bransoletkę z muliny. Podeszłam do sprzedawczyni.

– Przepraszam? – spojrzała na mnie z uśmiechem. – Ile ona kosztuje?

– Dwa dolary – uśmiechnęła się.

– Am, ok. – Dlatego kazali mi wymienić na tę walutę. Wyjmując pieniądze, chodziło mi po głowie jedno pytanie. – Przepraszam, ale znajomi zabrali mnie tutaj na wakacje i niezbyt wiem dokąd? – spojrzała na mnie jak na marsjanina.

– Australia. Dokładniej mówiąc Sydney – odebrała ode mnie należną sumę, a mi kopara opadła do ziemi.

– Dziękuję... – szepnęłam speszona. – Do widzenia – wyszłam szybko ze sklepu i na kogoś wpadłam. Telefon mojej ofiary upadł na ziemię, a ja już poczułam, że muszę za niego zapłacić. – Rany boskie, przepraszam! Zamyśliłam się – podniosłam urządzenie, o dziwo w dobrym stanie. Nim zdążyłam podnieść wzrok, zostałam zamknięta w żelaznym uścisku. To jakaś kultura, czy co? Staliśmy tak chwilę, a przechodnie zaczęli dziwnie na mnie patrzeć. Czyli to chyba jednak nie kultura.

– Am? – odezwałam się, chcąc uciec od tego dziwnego chłopaka. Odsunął się ode mnie, a gdy zobaczyłam jego twarz, zaniemówiłam.

– Hey, Maddy – uśmiechnął się, ukazując dołeczki.

– L... Luke?! – zamrugałam.

– Ja – zaśmiał się. – Co tu robiłaś? – wskazał na sklep.

– Kupiłam... coś dla... siostry – wydukałam, będąc w dalszym ciągu w szoku.

– Długo jesteś tu sama? Gdzie Ashley? – jego uśmiech zniknął, a pojawiło się lekkie zdenerwowanie.

– Poszli coś kupić. Miałam rozejrzeć się po sklepach i... To twoje – oddaje mu telefon. Znów się uśmiecha, tym razem lekko.

– Wykiwali nas.

– Co? – nie zrozumiałam.

– Michael do mnie dzwonił i kazał pilnie przyjść na tę ulicę. Powiedział, że mam mu pomóc, bo ktoś mu grozi. Ashley najwidoczniej wystawiła ciebie, mówiąc, że wróci, ale nie wróci. Zaaranżowali nasze spotkanie – pokazał na nas palcem.

– Uwierzysz, że kilka minut temu dopiero się dowiedziałam, gdzie jestem? – wskazałam na sklep. – A ta baba patrzyła na mnie jakbym była nie z tej ziemi – zaczął się śmiać. – Fajnie, że cię to bawi – mruknęłam. Zaczęłam szukać po torebce okularów przeciwsłonecznych. – Co robimy? – pytam, zakładając je.

– Mogę cię oprowadzić, jeśli chcesz. Wrócimy potem do domu – jego błękit oczu mnie hipnotyzował.

– Ok.


***


– Nie jest ci ciepło w tych czarnych ciuchach? – pytam go, gdy drugą godzinę chodzimy ulicami, a on ma na sobie tylko czarne ubrania.

– Nie. Przywykłem – odparł. Miał na głowie full cap z daszkiem z tyłu. Na nosie okulary przeciwsłoneczne, a w buzi gumę.

– A może bolą cię nogi? Bo... – zaczął się coraz szerzej uśmiechać.

– Nie, nie bolą.

– A może masz dosyć słuchania mnie? Jeszcze tak długo... – wybuchł śmiechem i stanął naprzeciwko mnie, zmuszając do zatrzymania się.

– Gadaliśmy całą noc, przypominam – uśmiechał się. – Poza tym cieszę się, że mogę ci towarzyszyć w poznawaniu Sydney. No i... mogę poznać cię na żywo – przytuliłam się do niego nieśmiało. Poczułam, jak odwzajemnia uścisk. – No i fajnie cię przytulić – odgarnął moje włosy, nie wypuszczając z objęć.

– Ciebie też fajnie poznać na żywo. Bałam się, że będziesz zły – odsunął się.

– O co niby?

– No wiesz... Internet, a rzeczywistość to dwa różne światy – patrzyłam gdzieś w bok.

– No to tym bardziej chcę cię poznać w tym drugim. Chodź, pójdziemy okrężną drogą do domu – złapał mnie za rękę, a mnie przeszła fala gorąca.

– Luke! – krzyknęłam, mając przed sobą świetny widok. Podeszłam do barierki i zaczęłam napawać się nim. Chłopak stanął za mną, czułam to.

– To faktycznie może zaprzeć dech w piersi – skomentował.

– Zrobisz mi zdjęcie? Plis – odwróciłam się do niego. podając swój telefon. Pokazał szereg białych zębów, zabierać ode mnie urządzenie. Odsunął się kawałek, by móc mieć dobre ujęcie.

– Gotowe – oddał mi telefon, a ja od razu zamieściłam zdjęcie na twitterze.

~Tweet~
@awenaqueen Sydney! Piękne miejsce <3 *załącznik* @penguinboy

Talks With Stranger//5sos//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz