(25)

10.1K 676 61
                                    

W drodze do domu Luke'a rozmawialiśmy na różne tematy. Wydawał się inny niż w internecie, niby ta sama osoba, ale na żywo jest... po prostu inny. Nie, żeby gorszy.

– Przygotuj się. Calum'a będę trzymał z dala, ale jednak uważaj – ostrzegł, na co ja się zaśmiałam. Otworzył drzwi i przepuścił mnie pierwszą. Wnętrze było... Ładne. Jak na chłopaków białe ściany, to naprawdę coś. Zdjęłam torbę z ramienia i położyłam na ziemie. Schowałam okulary przeciw słoneczne i poczułam się trochę niezręcznie. Luke w tym czasie pozbył się swojej czarnej narzuty, która teoretycznie byłą kurtką, ale praktycznie to jej w ogóle nie przypominało.

– Za cicho – szepnął przy moich uchu, na co się spięłam.

– Nie ma nikogo? – pytam, robiąc kilka kroków w głąb domu.

– Możliwe. Mike pewnie jest w pizzerii, Cal na siłowni, a Ashów wywiało na bzykanie – szedł tyłem.

– Och, czyli jesteśmy sami – posumowałam.

– To właśnie powiedziałem – zaśmiał się. – Chyba się mnie nie boisz? – uniósł wysoko brwi. Co z tego, że nic o nim nie wiedziałam. W ogóle się nie bałam, w ogóle. – Serio?

– 'Serio', co? – pytam, nie rozumiejąc. Podchodzi do mnie.

– Serio się mnie boisz? – wydawał się... smutny? – Chcesz coś zjeść? 

– Nie.

– Nie ma takiego słowa w moim słowniku – uśmiechnął się sztucznie i ruszył, jak mniemam, do kuchni. Poszłam za nim.

– Luke, serio nie jestem głodna – zaczęłam się wymigiwać. Mało jadałam, a przez pobyt tutaj nie miałam zamiaru tego zmieniać.

– Proponuję kanapki... – podeszłam do niego. – Co? – unosi jedną brew.

– A ty jesteś głodny? – zdziwił się na moje pytanie.

– Trochę...

– No tak, żarłok trzy/czwarte życia – westchnęłam i otworzyłam lodówkę. Wybrałam potrzebujące składniki, kładąc je na blat.

– Co robisz?

– Coś do jedzenia. Nakarmić trzeba biednego Luke'a – wydęłam dolną wargę, na co prychnął.

– Och, tak. Biedny Luke nie jadł nic od kilku godzin – poklepał się po brzuchu. Wywróciłam oczami, biorąc się do pracy.


***


Siedzieliśmy, zajadając moją dziwną jajecznicę. Luke wziął pierwszego gryza i znieruchomiał.

– Boże, skorupa?!Nie wiem, wypluj! – wstałam przerażona, a chłopak zaczął przeżuwać – EJ!

– Maddy, to jest świetne. Zazwyczaj stołuję się na mieście, więc takie dobroci w domu to nowość – wskazał na talerz. Opadłam na krzesło bez sił. – Przestraszyłem cię? – spytał z troską. – Przepraszam. Odezwij się. Opieprz mnie, uderz, cokolwiek? – spojrzałam w jego... smutne oczy.

– Nic ci nie zrobię, ale naprawdę się przestraszyłam, że to jakaś trucizna – chwyciłam swój widelec do ręki.

– Ok – próbował ukryć rozbawienie. – Na jak długo przyjechałaś?

– Nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Ashley mówiła coś o dwóch tygodniach.

– Będziesz u nas dwa tygodnie... – powiedział pod nosem.

– A co? Przeszkadzać będę? – spojrzałam na niego przestraszona.

– Co? Nie. – odparł natychmiastowo. – Cieszę się i planuje, co byśmy mogli robić.

– 'My'?

– No chyba nie myślałaś, że oni cię przywieźli, by spędzać z tobą czas cały dzień? – prychnął. – Przywieźli cię, byśmy się poznali. Znam ich – zaczął dalej jeść.

– Świetnie. Zwalili ci mnie na głowę – westchnęłam poirytowana.

– Hej – złapał moją rękę. – Nie narzekam. Fajnie będzie porobić coś innego niż dotychczas – uśmiechnął się lekko.

– W ogóle, co z moją torbą? – teraz dopiero sobie o niej przypomniałam.

– Przywiozą ją pewnie.

Nagle usłyszałam otwierające się drzwi wejściowe. 

– LUCAS! – nieznany mi głos. Czyżby Calum?

– Nie zwracaj na niego uwagi – wziął łyk herbaty.

– Słyszysz co do cie... – zaniemówił, jak mnie zobaczył. – Ty! – krzyknął. – Maddy! – ucieszył się i podbiegł do mnie, przytulając się do pleców.

– Cześć – przywitałam go. Luke nagle przyjął groźny wyraz twarzy, a jego oczy pociemniały.

– Możesz się od niej odsunąć? – syknął z jadem. Ashley mówiła, że są w dobrych stosunkach, więc czemu...?

– Zazdrosny, mówiłem – uśmiechnął się do mnie. – Co wy jecie?

– Co cię to obchodzi? Idź sprawdzić, czy nie ma cię w Azji.

– Luke... – popatrzyłam na niego z politowaniem. – Ja to zrobiłam.

– Spoko, przywykłem – Calum machnął na niego ręką. – Gdzie reszta? – spojrzenie blondyna zelżało, zupełnie tak samo jak atmosfera w kuchni.

– Michael na mieście, a co z naszą parką, to nie wiem – odpowiedział, kończąc jedzenie.

– Pogodzili się? – wyjął z lodówki wodę.

– Wygląda na to, że już jest ok – odpowiadam.

– Całe szczęście. Nie zniósłbym tych ich kłótni. Już wolę jak się pieprzą – zakrztusiłabym się.

– Pieprzyć możesz zupę! – warknął Luke. – Poza tym, jeżeli lubisz wydawać kasę na nowe meble, to twoja sprawa. Ja już bym wolał, by się kłócili.

– Wtedy rzucaliby przedmiotami. – Co to za dziwna konwersacja?

– Cokolwiek – znudził się.

– Ej – Cal usiadł obok mnie. – Opowiedz coś o sobie, bo Luke nic nam nie mówi. Cham i prostak – popatrzył na niego z pogardą.

– Nie mów mu – poradził mi.

– Stul się i jedz! – uciszył go.

– Za chwilę będziesz miał coś złamanego – uśmiechnął się sztucznie.

– Szyyy! – przyłożył palec do ust i wrócił wzrokiem na mnie. – Więc dajesz.

– Hm. Ja tak nie umiem – wstałam i odniosłam swój talerz do zmywarki. – Wolę jak ktoś zadaje mi pytania.

– No i świetnie – ucieszył się Luke. – Idziemy na górę.

– Co wy chcecie razem robić? – otworzył usta w literkę 'o'.

– Nie myl nas z Ashami, dobra? – poprosił go. – Chodź – ponaglił mnie, idąc przodem.

– Zostawili mnie! – krzyknął za nami. Zaśmiałam się cicho, idąc po schodach za Luke'm.

Pokazał mi „mój" pokój, więc postanowiłam chwilę odpocząć. Położyłam się na łóżku i nawet nie wiem, kiedy znużył mnie sen.

Talks With Stranger//5sos//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz