Rzuciłam swoją torebkę w kąt pokoju i opadłam zmęczona na łóżko, które dzieliłam z młodszą siostrą. Czternastolatka wpatrywała się w swoją komórkę i nawet nie raczyła się spojrzeć w moją stronę, będąc w swoim świecie. Zdążyłam się przyzwyczaić.
Praca w teatrze wysysała resztki mojej energi. Tłumaczenie starszym panom, że nie mogą usiąść na miejscu kategori A, jeżeli zamówili miejsce kategori D było bardziej męczące niż myślałam, że będzie. Niemal codziennie wracałam do domu o późnych godzinach, a resztę dnia spędzałam na wykładach lub nauce. Nie miałam zbyt wiele czasu dla siebie, ponieważ moja przyszłość wisiała na włosku i musiałam dać z siebie wszystko, a nawet więcej.
- Zawieziesz mnie jutro do szkoły? - zapytała moja siostra, nie odrywając wzroku od komórki.
- Przecież jeżdżą autobusy - odparłam.
- Ale nikt nimi nie jeździ. Marthę zawsze przywozi jej starszy brat.
- To nie znaczy, że ja też tak muszę robić - powiedziałam. - Poza tym, widziałaś ile kosztuje benzyna?
- Oj przestań, Dea. - Westchnęła, wstając z fotela, na którym wcześniej siedziała. Wyjęła z szafy świeżą piżamę i skierowała się prawdopodobnie w stronę łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi.
Lily ciągle mi powtarzała, że zbyt często myślałam o pieniądzach. Ale o czym miałam myśleć, kiedy to cały świat kręci się wokół nich. Dodatkowo byłam w pozycji przegranej, ponieważ nasza rodzina nie posiadała ich zbyt wiele. Nie groziła nam w prawdzie ulica, ale nie pamiętam, żebyśmy kiedykolwiek nie musieli oszczędzać.
Nie raz miałam wrażenie, że Lily wciąż tego wszystkiego nie pojmowała. Nadal patrzyła na świat przez swoje różowe okulary i nie potrafiła dostrzec narastających problemów. A może to wcale nie była kwestia tego, że nie potrafiła, tylko raczej tego, że nie chciała ich dostrzegać. Wolała udawać, że konta bankowe naszych rodziców wcale nie są przeciążone i w dalszym ciągu żyć jak księżniczka. Pod tym względem byłyśmy całkiem inne, bo ja w przeciwieństwie do niej akceptowałam to, że ze wszystkich księżniczek, byłam co najwyżej Kopciuszkiem, jednak bez Dobrej Wróżki.
Przeciągnęłam się, unosząc się z wygodnego materaca i podeszłam do parapetu. Przesunęłam na bok doniczki z roślinami, abyt otworzyć okno. Chłodne powietrze momentalnie wparowało do pomieszczenia. Był wczesny marzec, ale Londyn zdawał się nawet nie myśleć o tym, żeby przywitać w tym roku wiosnę. Nie żebym narzekała, bo praca w teatrze bez klimy przy trzydziestu stopniach potrafi być bardzo nieprzyjemna.
Przyglądałam się przez jakiś czas szybko przejeżdżającym samochodom, czując się jakby zahipnotyzowana przez przemigające mi przed oczami światełka. Po chwili jednak zainteresowałam się bardziej grupką pijanych nastolatków, którzy krążyli w okół stacji autobusowej, śpiewając piosenki dla dzieci. W pewnym momencie nawet przerzucili się na francuski, nucąc wspólnie Frère Jacques. Uśmiechnęłam się pod nosem, kręcąc głową i zdecydowałam się zamknąć okno.
W tym samym momencie w pokoju zjawiła się Lily z turbanem z ręcznika na głowie. Usiadła na łóżku i złapała za krem do nóg, wsmarowując go w stopy.
- Mamy jeszcze tą dobrą maseczkę od mamy? - zapytałam, zabierając spod poduszki swoją piżamę.
- Powinna być w łazience między kremami - odpowiedziała i wzruszyła ramionami.
Przytaknęłam i opuściłam nasz pokój. Weszłam do łazienki, która znajdowała się zaraz obok, zamkykając jej drzwi. Podeszłam do lustra, stając na przeciwko, a piżamę rzuciłam na pralkę. Rzadko kiedy się malowałam, dlatego zmęczenie na mojej twarzy było bardziej widoczne, niż bym chciała.
Przejechałam palcem po swojej bliźnie, która ciągnęła się przez mój policzek. Na szczęście była blada, ale pomimo tego widoczna i zaakceptowanie jej zajęło mi trochę czasu. Teraz uważam, że dodaje mi charakteru. Jako dziecko lubiłam udawać, że jestem dzielną panią kapitan, która odważyła się zawalczyć ze śmierdzącym dowódzcą bandytów, ale niestety pozostawił przy tym ślad bójki na mojej twarzy. Opowiadałam tą historię w podstawówce i niejedno dziecko mi uwierzyło. Prawda była taka, że w przedszkolu jeden z moich nieco agresywnych rówieśników rzucił w moją stronę szklanką, która pękła kiedy mnie trafiła i rozcięła mi lewe policzko.
Nigdy nie zapomnę twarzy chłopaka, który utrudnił mi życie, chociaż zdążyłam już zapomnieć jego imię. Są takie twarze jak moja, które ludzie łatwo zapominają. Nie zważając na moją bliznę, wyglądałam jak każdy. Nie byłam szczególnie piękna, a blond włosy i niebieskie oczy, to najnudniejsza kombinacja na świecie.
Pewnie dlatego żaden chłopak nie raczył zawiesić na mnie oka, gdy jeszcze chodziłam do szkoły, bo bardziej podobała im się Rebecca z trzeciej ławki ze swoimi idealnie gładkimi, czarnymi włosami i błyszczącymi, zielonymi oczami. Czułam się przy niej zawsze bardziej niż przeciętnie. Ciągle tylko trwałam w nadzieji, że pomimo tego ktoś mnie zauważy i spojrzy na mnie z takim podziwiem z jakim ludzie patrzyli na Rebeccę.
liczba słów: 733
CZYTASZ
Gra Przegranych ✔
RandomJego życie zostało zaplanowane przez innych. Młodego szatyna trudno jest zaskoczyć, ponieważ otaczają go ludzie, którzy wszyscy myślą tak samo i oczekują od niego tego samego. Jest zdania, że tylko z takich osób składa się świat. Jednak intryguje go...