Rozdział 28

179 17 0
                                    

Zjechałam po ścianie w dół i przyciągnęłam do siebie kolana.

- Chwilę wcześniej miałam wrażenie, że mnie pocałuje i o dziwo nie miałam nic przeciwko - opowiadałam, trzymając komórkę przy uchu. - Tylko nasz moment przerwała Lily i chyba stwierdziłam, że może tak miało być.

- Nikt nie kazuje się wam spieszyć - odparła Meredith. - Wcale też nie musicie być ze sobą. Może być przecież też tak, że źle to na was wpłynie.

- Masz rację - przyznałam, przytakując. Westchnęłam, przejeżdżając dłonią po swojej twarzy.

- Jesteś pewna, że cię odtrącił? - zapytała, chociaż już wiedziała, jak ja to widzę.

- Nie - odpowiedziałam. - Ale kiedy pocałowałam jego policzek, na jego twarzy pojawił się grymas. Wcześniej się tak nie zachowywał. Normalnie przynajmniej odwzajemniłby mój uśmiech, ale nie zrobił tego.

- Faceci są dziwni - uznała dziewczyna po drugiej stronie. - A później twierdzą, że to kobiety są skomplikowane.

- Na pewno miał do tego powód - wtrąciłam, wciąż doszukując się błędu w moim wczorajszym zachowaniu. Musiałam coś zrobić nie tak.

- Może po prostu go spytaj - zaproponowała, na co zmarszczyłam czoło.

- Co jeżeli to była jednorazowa sytuacja? - Nerwowo kreśliłam ślaczki po swoim kolanie. - Albo źle oceniłam sytuację? Będzie myślał, że mi odbija.

- Akurat tego jako kobieta raczej nie unikniesz - stwierdziła. - Przecież to i tak my zawsze jesteśmy wariatkami, nigdy mężczyźni. Dlatego zamiast się przejmować, możesz równie dobrze spróbować.

- Masz rację. - Uniosłam delikatnie kąciki ust. - Przepraszam, że tak późno zadzwoniłam Mer, ale chodziło mi to po głowie już od samego rana. Nie wiedziałam, komu mogę powiedzieć.

- Cieszę się, że zadzwoniłaś do mnie - oznajmiła.

Odkąd się otworzyłam na temat swojej relacji z Markiem, miałam większe zaufanie do Meredith. Źle ją osądziłam i chyba od początku czułam do niej pewien rodzaj niechęci, ponieważ przypominała mi tylko o nim i o moich wyrzuconych marzeniach. Dziewczyna w prawdzie potrafiła wkładać nos w nie swoje sprawy, ale była to po prostu część jej ciekawskiej osobowości. Dopóki nie przekraczała moich granic, nie miałam zamiaru podejmować się zmiany jej zachowania. Wolałam spróbować zaakceptować to, jaka jest.

Ziewnęłam i przeciągnęłam się, wstając z podłogi. Czułam dopadające mnie zmęczenie, a jeszcze czekało mnie do przerobienia dziesięć stron ze skryptu.

- Muszę się zbierać, Mer, ale dam ci w poniedziałek znać jak poszło - powiedziałam, otwierając drzwi łazienki. To właśnie tam przesiedziałam ostatnie dwadzieścia minut.

- Jasne, kładź się spać.

Uśmiechnęłam się, bo wiedziałam, że zanim pójdę spać, minie jeszcze trochę czasu. Meredith nie musiała o tym wiedzieć.

- No to do poniedziałku - rzekłam, odsuwając telefon od ucha.

- Do poniedziałku. - Usłyszałam głos dziewczyny i przerwałam połączenie. Włożyłam telefon do kieszeni spodni i przeszłam przez przedpokój do swojego pokoju.

Lampka przy moim biurku wciąż się paliła, a Lily leżała w naszym łóżku i zakryła dużą część twarzy kołdrą. Rodzice o tym nie wiedzieli, ale spędziła niemal cały dzień, dając dzieciakom z młodszych klas korepetycje. Mało nam brakowało, aby wykupić podróż dla nich, a dziewczyna starała się za wszelką cenę przyspieszyć proces zgarnięcia pieniędzy.

Sięgnęłam po książkę i marker, siadając na łóżku. Schowałam swoje stopy pod pierzynę, chcąc je trochę ogrzać.

Wyjęłam z kieszeni komórkę i położyłam ją obok siebie. Szczerze mówiąc, miałam przez cały czas nadzieję, że Harry napisze. Odezwał się dzisiaj jedynie z rana, życząc mi miłego dnia. Na moją wczorajszą wiadomość o tym, że dotarłam z Lily szczęśliwie do domu, odesłał tylko uśmiechniętą buźkę. Przekonywało mnie to jeszcze bardziej o tym, że coś jednak od piątku nie gra. A właściwie od chwili kiedy przyparłam na pożegnanie wargami do jego twarzy. Przecież wcześniej też to robiłam i nie zareagował w ten sposób.

Odwróciłam komórkę tak, żebym nie musiała patrzeć się na jej ekran. Nauka pozwoliła mi na chwilę uciec myślami gdzieś indziej i chyba dlatego zawsze też lubiłam się uczyć. Miałam wiele myśli, od których wolałam uciec.

Zaczęłam podkreślać pojedyncze słowa w zdaniu i już chwilę później znalazłam się w innym świecie. W świecie, który był bardziej logiczny.

liczba słów: 626

Gra Przegranych ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz