Rozdział 38

179 13 0
                                    

- Jak bardzo jesteś zła? - Właśnie te cztery słowa padły jako pierwsze z ust szatyna. Czyli wiedział, co się wydarzyło i jak nabałaganił. - W skali od jeden do dziesięć?

- Solidne siedem - odpowiedziałam krótko. Nie chciałam na razie rzucać słowami, ponieważ będę miała jeszcze wystarczająco do powiedzenia.

- Widziałaś nagranie? - zapytał z ostrożnością w głosie.

- Gdybym go nie widziała, na skali od jeden do dziesięć moja złość wynosiłaby marne trzy - uznałam. Akurat podjechał autobus, do którego od razu wsiadłam i usiadłam gdzieś w tyle, gdzie było mniej osób.

- Dea, uwierz, że nie chciałem - zaczął się tłumaczyć i byłam w sumie ciekawa tego, co mi powie. Może miał już pomysł na naprawienie tego, chociaż osobiście nie widziałam żadnej prostej możliwości pozbycia się filmiku z internetu. Nawet gdyby nam się to udało, część osób na pewno zapisała go w swoich komórkach lub na komputerach.

- Wiem, że nie chciałeś i nie cofniemy też czasu. Po prostu stało się, co się stało - stwierdziłam ze spokojem. Jeżeli myśleliście, że zacznę na niego krzyczeć, to się pomyliliście. To nie byłabym ja. Tak, byłam zła, ale Harry nie zrobił tego specjalnie.

- Nie mów tak, zachowałem się nieodpowiedzialnie. Obiecałem ci prywatność i zawaliłem to. Teraz wszyscy chcą wiedzieć, kim jest Dea, o kim mówiłem, co to za dziewczyna i to wszystko moja wina - oznajmił w jednym ciągu. Czułam, że mówił to szczerze. - Wiem, że zazwyczaj starasz się otrzasnąć się jak najszybciej z najróżniejszych negatywów, które cię spotykają i jak zawsze będziesz bezgranicznie wyrozumiała, ale zrozum, że naprawdę zawaliłem.

- Byłeś pijany - wtrąciłam.

- Tak, byłem, ale co z tego? Teraz mam przynajmniej za karę najgorszego kaca na świecie -  powiedział. - Dobrze, że ten dzień się niebawem kończy. Dzisiaj już nie jestem do niczego zdolny.

- Spałeś do teraz? - zapytałam, przekładając nogę na nogę.

- Jedenaście godzin - odparł. - Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam aż tyle snu.

- Przespałeś praktycznie cały dzień.

- I wcale nie czuję się z tym dobrze - oznajmił szatyn, po czym odchrząknął. - Jeszcze jutro mam cholerny wywiad w radiu, na którym po tej akcji na pewno nie uniknę pytania "Kim jest Dea?".

- To twoja sprawa. Prywatna. Nie musisz odpowiadać - stwierdziłam, wiedząc, że to może nie najprostsze rozwiązanie. Prawdopodobnie ilość pytań i plotek stanie się po takiej odpowiedzi jeszcze większa.

- Zobaczę, co zrobię. Miejmy nadzieję, że w ogóle mnie o to nie zapytają - mruknął. Sposób w jaki mówił wskazywał na to, że wciąż był zmęczony.

- Może skupią się na czymś innym. - Nacisnęłam na przycisk stop i powoli wstałam ze swojego miejsca, zarzucając sobie plecak przez ramię.

- Może - odparł, wzdychając. - A ty jak się czujesz? Wszystko w porządku?

- Tak, u mnie wszystko dobrze. Wracam właśnie z uczelni - powiedziałam, unosząc kąciki ust. - Lepiej martw się teraz o siebie. To nie ja mam okropnego kaca.

- Odebrałbym cię, gdybym nie doprowadził się do takiego stanu - oznajmił. Autobus się akurat zatrzymał i wyskoczyłam na zewnątrz. - Czuję się jak debil.

- Nie jesteś debilem, Harry - upomniałam go.

- Jestem. - Słysząc jego odpowiedź na moje słowa, wywróciłam oczami.

- Nie zrobiłeś nic złego, spotykając się ze znajomymi. To że się upiliście też nie jest niczym, za co teraz musiałbyś się wstydzić - tłumaczyłam mu powoli, aby przestał się już przejmować.

- Ale to nagranie... Dea. Przecież zawaliłem na całego - wtrącił, wracając znowu do tego samego.

- A ja ci wybaczyłam - odparłam. - Wiem, że nie chciałeś, żeby to tak wyglądało i wiem, że czujesz się z tym źle. Nic teraz nie zrobisz. Sytuacja mogła wyglądać o wiele gorzej, więc dajmy już temu spokój. Ja ci wybaczyłam.

- Kocham cię - powiedział, zaskakując mnie. Wciąż nie byłam do tego przyzwyczajona.

- Ja też cię kocham. - Uśmiechnęłam się, czując ciepło rozlewające się na mojej twarzy.

- Czasami chciałbym móc powiedzieć o tobie reszcie świata - uznał z rozczarowaniem. Przygryzłam wargę, chowając rękę do kieszeni swojej kurtki.

- Nie możesz. To ściągnie na nas jeszcze większą falę problemów. - Przeszłam na główną ulicę. Światła była tutaj jaśniejsze i przyglądałam się temu, jak za mną przemieszczał się mój cień.

- Wiem, że nie mogę. - Szatyn wyraźnie posmutniał. - Ale chciałbym.

Nic nie odpowiedziałam. Nie wiem ile razy mam jeszcze z nim o tym rozmawiać. Nie zmienię zdania, ponieważ już przekonałam się na własnej skórze, jakie są tego konsekwencje. Szczerze mówiąc martwiła mnie powoli też gala. W prawdzie będę siedziała na tyłku w zamkniętej loży, ale wciąż bałam się, że coś pójdzie nie tak. Meredith była przekonana, że mnie znajdzie na ekranie swojego telewizora i momentami wierzyłam w to, że tak może być.

Tylko, czy ktoś w ogóle by mnie poznał? Jeżeli stałabym gdzieś sama, nikt przecież nie wiedziałby, że przyszłam z Harrym. Pojedyncze osoby wiedzą jak wyglądam, bo się tym interesują. Ale czemu ktoś z gali miałby się mną zainteresować. Ludzie, którzy się tam pojawią, to w większości wielkie gwiazdy. Nikt nie zwróci na mnie uwagi, jeżeli nawet znalazłabym się gdzieś w pobliżu. Nic się nie stanie, Dea, nic się nie stanie.

- ...to trudna sytuacja. Dea, słuchasz mnie w ogóle? - Odpłynęłam myślami, tak że nawet nie zauważyłam, że Harry wciąż do mnie mówił.

- Myślałam nad czymś, przepraszam. - Poczułam się naprawdę głupio. Jasne, czasami zawalałam go nieświadomie swoimi zmartwieniami i gubiłam się w słowach, ale rzadko kiedy moje myśli potrafiły być tak samo intensywne, że nie dopuszczały do siebie nic innego. Zamykałam się wtedy w swoim małym świecie.

- Nie szkodzi - odparł spokojnie. - Naprawdę jesteś wiecznie zamyślona.

- Tak, a kiedy dzielę się z tobą swoimi myślami, widzisz, jak to się kończy. Gadam bez końca - powiedziałam, będąc zirytowana sama sobą. Nie spotkałam chyba jeszcze nidgy drugiej osoby, która też by tak miała. - To wkurzające, wiem.

- Za to cię kocham - stwierdził. Prychnęłam pod nosem, bo naprawdę nie widziałam, jak mógłby mnie akurat za to kochać. Osobiście nienawidziłam tego w sobie, tak samo jak parę innych cech. - Mówię poważnie.

- Jeżeli tak uważasz. - Wzruszyłam ramionami. Skręciłam w uliczkę, która prowadziła do mojej kamienicy. - Ale naprawdę nie musisz kłamać.

- Dea, przestań - skarcił mnie chłopak. Usłyszałam jak ziewa do słuchawki.

- Chyba ktoś wciąż potrzebuje snu - uznałam, kręcąc delikatnie głową.

- A tym kimś jesteś chyba ty, bo znowu marudzisz - rzucił.

- Ej! Wcale nie marudzę - Zatrzymałam się przed bramą kamienicy, opierając się ramieniem o jedno z jej skrzydeł.

- Ciągle marudzisz. Nie znam bardziej zrzędliwej osoby - dodał, na co rozdziawiłam buzię.

- Teraz to już chyba przesadzasz.

- Nie przesadzam. Czasami jesteś naprawdę nieznośna. Jak wrzód na tyłku. A pain in the ass. Doprowadzasz mnie do szału. Ale wiesz co? - zapytał i po prostu czułam, że się uśmiecha i zmierza swoimi słowami w całkiem innym kierunku.

- No co? - burknęłam, przykładając telefon bliżej ucha.

- Za to też cię kocham.

liczba słów: 1061

Gra Przegranych ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz