Rozdział 4

425 22 4
                                    

W pokoju rozbrzmiał dźwięk mojego budzika, który mnie wybudził ze snu. Zmieniłam swoją pozycję, kładąc się na brzuchu i zaczęłam szukać z zamkniętymi oczami telefonu, który zostawiłam przed pójściem spać na podłodze. Kiedy mi się to w końcu udało, schowałam twarz w poduszkę, wzdychając.

- Dea - usłyszałam zaspany głos Lily. - Musisz wstać, bo znowu zaśniesz.

Miała rację i niestety wiedziałam z własnego doświadczenia, że krótka drzemka po budziku potrafi być niebezpieczna. Uniosłam się, siadając na krawędzi łóżka i przeczesując palcami swoje włosy, które już wczoraj wymagały umycia, ale nie miałam po pracy już na to siły.

Kiedy wstałam, poczułam ostry ból głowy, którego wcześniej nie zauważyłam. Zachwiałam się lekko, ale szybko znowu złapałam równowagę i ostrożnie przeszłam do łazienki.

Złapałam za szczoteczkę do zębów i przyglądając się sobie w lustrze, zaczęłam szorować zęby. Czułam się tak jakbym w ogóle nie spała, a obiecałam rodzicom, że im dzisiaj pomogę w sklepie i nie chciałam ich zawieść.

Poza tym lubiłam im pomagać. Wiedziałam, że prowadzenie małego sklepu spożywczego nie jest łatwe, szczególnie w Londynie. Większość mieszkańców woli duże sieciówki w centrum ze względu na nieskończoną ilość produktów. Pomimo tego przychodziła do moich rodziców pewna ilość stałych klientów lub turyści, którzy jeszcze nie zdążyli zapoznać się z resztą okolicy. Nie było tragicznie, ale to właśnie dlatego odkąd pamiętam byliśmy zmuszeni do ciągłego oszczędzania.

Mój ojciec dodatkowo rozwoził różne materiały budowlane, ale nie dostawał zbyt wiele poleceń i nie zawsze też miał czas. Jednak kiedy sprzedaż w sklepie szła gorzej, nawet niewielkie sumy pieniędzy dużo nam dawały. Tak samo ja od niemal roku wspierałam swoją rodzinę, pracując w teatrze i starając się opłacać swoje studia samodzielnie. Rodzicom bardzo zależało na tym, żebym trafiła na dobry uniwersytet, dlatego od początku byli gotowi dopłacić, aby zapewnić mi dobrą edukację. Chcieli, żebym miała łatwiej w życiu.

Po tym jak skończyłam myć zęby, wróciłam do swojego pokoju i starając się nie obudzić Lily, wyjęłam z szafy świeże ubrania. Założyłam na siebie niebieskie dżinsy oraz zwykłą białą koszulkę, na którą zarzuciłam granatową bluzę. W przedpokoju wskoczyłam w swoje zniszczone, lecz wciąż bardzo wygodne trampki i zanim wyszłam zabrałam z kuchni banana. Śniadanie w tramwaju stało się dla mnie dokuczliwym nawykiem. Wiedziałam, że powinnam wstawać wcześniej, aby mieć więcej czasu na jedzenie, ale za każdym razem decydowałam się na te dodatkowe pare minut snu.

W krótkim czasie znalazłam się w sklepie spożywczym rodziców i wchodząc do środka, zaczęłam szukać wzrokiem swojej mamy.

- Hej mamo - powiedziałam, zdejmując z ramion bluzę i zawiązując ją w okół bioder. Moja rodzicielka siedziała przy kasie, sortując pieniądze. W tle leciała cicho muzyka.

- Cześć kochanie. Wyspałaś się? - zapytała, nie unosząc swojego wzroku z nad lady.

- Powiedzmy - odparłam, opierając się na łokciach o blat, spoglądając na nią z góry. - Mogę ci już w czymś pomóc?

- Właściwie, to tak. - Uniosła głowę, przygryzając wargę w zamyśleniu. - Na zapleczu jest nowa dostawa batoników. Zdążyłam otworzyć tylko jeden z kartonów, ale trzeba je jeszcze wypakować i otworzyć drugie pudełko.

- Już się robi - oznajmiłam i ruszyłam na zaplecze.

Wchodząc do pokoju, związałam włosy w luźnego koka, który opadał na moją szyję i odszukałam odpowiedniego kartonu, o którym wspomniała moja matka. Sięgnęłam po nóż, który leżał na półce w kącie pomieszczenia i rozcięłam nim pudło.

Gra Przegranych ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz