Rozdział 74

118 13 2
                                    

Siedziałam w kuchni, słuchając radia, kiedy Harry akurat wrócił. Lily została z Anną w sklepie i poszły mi tym na rękę. Tak naprawdę to ja miałam tam dzisiaj być, ale nie pozwolili mi dzisiaj ruszyć się z domu. Miałam odpocząc po wydarzeniach, które miały dzień wcześniej miejsce.

- Kupiłem ciepłą zupę i mam parę warzyw. Wrzucę je na patelnię i ugotuję ryż. Chcesz coś do picia? - W odpowiedzi uniosłam do góry kubek z herbatą. Harry poklepał mnie po ramieniu, wkraczając z siatką pełną rzeczy do pomieszczenia.

- Jak sobie radzą Lily i Anna? - zapytałam, przyglądając się temu, jak wyciąga zakupy.

- Są świetne. Lily panuje nad wszystkim - odparł, uśmiechając się. - Rozpakowaliśmy rano to, co trzeba. Teraz dziewczyny mają już łatwiej i zobaczymy, czy w ogóle jeszcze będę im potrzebny.

- To dobrze - uznałam, kończąc pić herbatę. - Jeżeli masz jakieś swoje sprawy, nie musisz też wcale ze mną zostawać. Już jest mi lepiej.

- A ty chcesz, żebym został? - Spoglądnął na mnie, unosząc lewą brew.

- Chciałabym - przyznałam i wzruszyłam ramionami. - Po prostu nie chcę cię tu trzymać na siłę.

- Za dużo myślisz. - Znalazł na półce głęboki talerz i wrócił do mnie, aby go postawić przede mną. - Zostanę, o ile Lily i Anna nie będą potrzebowały pomocy.

Harry przelał z kubka, który dostał przy kupnie, wciąż ciepłą zupę do mojego talerza. Pachniała cudownie różnymi jarzynami i chyba pierwszy raz od wieczora poczułam głód i ochotę na jedzenie. Wręczył mi łyżkę do ręki i zaczęłam powoli jeść.

- Widziałam zdjęcia z wczoraj - oznajmiłam, kiedy skończyłam. Zajęło mi to chwilę i Harry zdążył już wrzucić warzywa na patelnię i je właśnie podsmażał.

- Gdzie? - zdziwił się. Rzucił mi krótkie spojrzenie.

- Znalazłam je w internecie. Byłam ciekawa, co piszą - odpowiedziałam i skrzyżowałam ramiona na piersi. - Mark miał rację. Wszystko przekręcili i zrobili ze mnie tę złą.

- Przepraszam, że tak wyszło. - Wydął wargę.

- Nie musisz mnie przepraszać - powiedziałam. - Po prostu... jak to jest, że ktoś może być najgorszym gnojkiem, jakiego znasz, a i tak wszystko mu się układa?

- Życie jest niesprawiedliwe, a faceci są do dupy - uznał bez jakiegokolwiek zwątpienia. - Ale karma jest prawdziwa i nieszczęście wraca. Zobaczysz, jak pójdziemy z tym do sądu, przestanie mu się układać.

- Nawet mi na tym nie zależy - burknęłam i wstałam z talerzem. Podeszłam do zlewu, wrzucając go tam. - Nie chcę się na nim mścić. Nie chcę jego nieszczęścia. Po prostu chciałabym zapomnieć.

Wzięłam z ręki szatyna drewnianą łyżkę i stanęłam przy nim, mieszając warzywa na patelni. Spoglądał na mnię kątem oka.

- Nie można raczej "po prostu zapomnieć" - stwierdził i oparł się biodrem o blat. - Ty chcesz pogodzić się z tym, co się stało. Dobrze myślę?

- Pewnie tak. - Przytaknęłam delikatnie. - Chcę w końcu dojść do siebie. Mam dosyć tego, że przy każdej czynności, jaką wykonuję, siedzi mi w głowie. Po tym wszystkim nawet nie mogę normalnie jeść, nie myśląc o tym, że łyżka dotykająca moich warg znajduje się tam, gdzie jeszcze niedawno znajdowały się jego wargi. I wtedy czuję się źle. I jest mi niedobrze.

- Daj sobie czas. Masz prawo do takich uczuć, a to wszystko jest wciąż bardzo świeże - odparł chłopak. Pogłaskał mnie po ramieniu i uniósł brwi. - Jest okej?

- Powiedzmy. - Wyłączyłam gaz i przesunęłam garnek z ryżem. - Chcesz to wymieszać razem?

- Tak - powiedział Harry, odpychając się od blatu kuchennego i stanął obok mnie. - Odcedzę go.

Zrobiłam mu miejsce, a sama nalałam naszej dwójce wody do szklanek. Postawiłam je na stoliku kuchennym.

- Koncept karmy chyba w ogóle nie ma sensu - stwierdziłam, kiedy szatyn zajął miejsce na przeciwko mnie. Położył przed nami talerze i posłał mi zmieszane spojrzenie.

- Rozwiń myśl - rzekł, utrzymując kontakt wzrokowy.

- Powiedziałeś przedtem, że karma jest prawdziwa. Uważam, że to bzdura. - Przerwałam, aby włożyć do buzi widelec z jedzeniem. Kontynuowałam dopiero po przełknięciu. - Nie sądzisz, że motyw karmy został skonstruowany po to, abyśmy po okropnych momentach naszego życia, wciąż wyczekiwali dobra? Jakby... to nas w pewnym sensie trzyma przy życiu. Przecież gdybyśmy wiedzieli, że nasze zachowanie nie ma większego wpływu na to, co się nam przytrafia, już dawno byśmy się wszyscy pozabijali. Dobrze myślę?

- Chyba tak - przechylił nieznacznie głowę. - To nam daje nadzieję. Zgodzę się.

- No właśnie. - Kiwnęłam głową. - Nie ma czegos takiego jak karma. To zwykła seria przypadkowych wydarzeń. Życie składa się z dobrych i złych momentów. Nic więcej się za tym nie kryje.

- Lubię to jak działa twój umysł - oznajmił z uśmiechem. - Właśnie zniszczyłaś cały mój światopogląd.

Prychnęłam, wywracając oczami. Powiedział to żartobliwie i sięgnął po moją dłoń leżącą na stole.

- Nawet mi o tym nie mów. Od wczoraj cały mój świat zawala się na nowo. - Splotłam nasze palce, zatrzując na nich wzrok. - Jestem tym zmęczona.

- Wiem. - Westchnął. - Ja tak samo.

liczba słów: 759

Gra Przegranych ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz