Rozdział 25

181 15 0
                                    

Wgryzłam się w ciastko, które pokruszyło się na talerzyk pod moją brodą. Odłożyłam je na bok i uniosłam wzrok, zatrzymując go na Meredith. Mieszała właśnie swoją herbatę, wyglądając na zewnątrz.

- Mer - powiedziałam imię dziewczyny, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę. Spojrzała na mnie z uniesioną brwią i delikatnym uśmiechem na ustach. - Zachowałam się ostatnim razem źle. Myślałam później o tym.

- Chodzi o spotkanie przed sklepem? - zapytała niepewnie, a ja przytaknęłam.

- Byłam nieco zimna wobec ciebie - dodałam. - Czasami potrafię być wredna, nie mając do tego większego powodu.

- Nie myśl tak - wtrąciła, krzyżując ramiona. - Wiem, że jestem wścibska. Wszyscy mi to mówią.

Posmutniała i wzięła się znowu za mieszanie herbaty, która i tak zdążyła już ostygnąć. Wiedziałam jak to jest, kiedy wszyscy ci mówią, kim jesteś i jaki jesteś, tak jakby człowiek sam tego w sobie nie widział.

- To nic złego - stwierdziłam. - Jesteś po prostu ciekawa tego, co się dzieje w okół ciebie. Nie mam ci tego za złe.

- Szkoda, że tylko ty tak myślisz - prychnęła, kręcąc głową.

Czułam od początku naszego spotkania, że Meredith zachowuje się inaczej niż zazwyczaj. Starała się nie zadawać zbyt wiele pytań i nie opowiadać zbyt wiele o sobie. Miałam wrażenie, że to może przeze mnie tak się zachowywała. Dałam jej ostatnim razem chyba dosyć wyraźnie do zrozumienia, że nie chcę rozmawiać o pewnych rzeczach, zwłaszcza jeżeli dotyczyły Harry'ego. Później doszłam do wniosku, że może nawet zbyt wyraźnie.

- Chcesz o tym porozmawiać? - zapytałam, kładąc jej swoją dłoń na ramieniu.

- Nie - wyszeptała, wzdychając. Zdjęłam z niej rękę i położyłam ją na stole.

Byłam zła na siebie, bo zachowanie dziewczyny mogło być naprawdę moją winą. Także przy Harrym zdarzało mi się czasami tryskać niezrozumiałą złością lub innymi emocjami. Zastanawiałam się, czy jego też mogłoby to dotknąć w negatywny sposób. Wydawał się być spokojny przez większość czasu i nie wypominał mi moich humorków. Zastanawiałam się jak długo wytrzyma, zanim odejdzie tak jak inni. Chyba zrozumiałabym nawet jego odejście.

- Przepraszam - mruknęłam pod nosem. - Za to że byłam ostatnio uciążliwa. Czasami tak mam.

- Mnie nie męczysz - odparła, kręcąc głową. - Jednak... wiesz, kiedyś zachowywałaś się inaczej.

- Poważnie? - Uśmiechnęłam się, bo wiedziałam chyba o czym mówiła.

- Byłaś chyba trochę bardziej odważna - tłumaczyła. - Przynajmniej tak mi się zawsze wydawało. Ty i Mark zawsze jako pierwsi zgłaszaliście się do różnych eventów i spotkań.

- Tak, ale to on tego chciał - przyznałam i przechyliłam nieznacznie głowę. - Rzadko kiedy pytał mnie o zdanie. Sprytnie wykorzystał to, że był dla mnie kimś więcej niż tylko partnerem do tańca.

- W sumie wszyscy czekali aż ogłosicie, że jesteście razem i byliśmy zdziwieni, kiedy to nigdy nie nadeszło - powiedziała ze zmarszczonym czołem.

- Ja chyba też - odparłam, spoglądając na swoją dłoń leżącą na stole. Odczekałam chwilę zanim kontynuowałam. - Bawił się mną, ponieważ wiedział, że zrobię dla niego niemal wszystko. Jednak w głowie miał tylko te wyniki i swój wizerunek, a ja okłamywałam samą siebie, udając, że tak nie jest.

Tym razem to Meredith mnie dotknęła i położyła swoją dłoń na mojej. Uniosłam wzrok, uśmiechając się do niej.

- Cóż - zaczęła, unosząć kąciki ust. - Pocieszę cię tym, że jego nowa partnerka, od początku nie grała według jego zasad. Musiałabyś zobaczyć jak często wychodził wkurzony z sali, żeby ochłonąć.

- Żartujesz? - Parsknęłam śmiechem, wiedząc jak wygląda zdenerwowany Mark.

- Nie - zaprzeczyła, chichocząc. - Początkowo była dla niego jak wrzód na tyłku. Próbował nie dać tego po sobie poznać, ale reszta wiedziała.

- Robi się wtedy czerwony - dodałam, a Mer przytaknęła. Zaczęłyśmy się wspólnie śmiać.

- Nie uwierzysz, co zrobił na pierwszej lekcji - przerwała, bo nie mogła przestać się śmiać.

- Co? - zapytałam, czekając aż się uspokoi. Potrwało to dłuższą chwilę, ale w końcu wydusiła z siebie następne słowa.

- Wyszedł z sali, tupnął tym swoim eleganckim bucikiem - powiedziała między kaskadą śmiechu. - I krzyknął: Cholerna Dea!

Dwa ostatnie słowa powiedziała, naśladując jego niski głos i ponownie zaczęłyśmy się cieszyć do siebie jak głupie. Potrafiłam sobie to świetnie wyobrazić, ponieważ właśnie taki był Mark. Kiedy coś mu się nie podobało, nie potrafił tego trzymać w sobie.

Zawsze jednak wydawało mi się, że to tylko ja przykuwałam temu większą uwagę, ale według tego, co mówiła Meredith, wszyscy śledzili jego zachowanie. Oczywiście nie było to trudne, jeżeli wychodził z tupotem cały czerwony z sali, ale kiedy to ja jeszcze byłam jego partnerką, nie odwalał takich scen przy innych ludziach. Pomimo tego wiedzieli jaki potrafi być, tylko szczęściarze nigdy nie poczuli tego na własnej skórze. Ale... wiedzieli.

liczba słów: 719

Gra Przegranych ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz