Rozdział 68

116 10 1
                                    

Otworzyłam swojego laptopa, włączajac od razu przeglądarkę internetową. Postawiłam go z boku przy kasie, czekając aż załaduje się strona mailowa mamy. Wciąż nie dotarły lody, które mieli przywieźć z samego rana. Była już jednak godzina dwunasta, cudowna słoneczna pogoda i chwilę wcześniej piąta osoba tego dnia pytała mnie o lody. Za każdym razem musiałam im oznajmić, że niestety nie mamy jeszcze lodów. Cholerne lody.

- Deuś, obsłuż pana. Ja się tym zajmę - oznajmił Harry, przechodząc obok mnie i uświadomił mnie o tym, że przede mną stał klient, który chciał coś kupić.

- Przepraszam, mamy małe zamieszanie - powiedziałam, kasując produkty, które rozłożył przede mną starszy mężczyzna.

- Nic się nie dzieje. - Schował rzeczy do plecaka, który zarzucił przez ramię. - Życzę wam miłego dnia.

- Wzajemnie - odparliśmy z szatynem równocześnie. Stanęłam obok niego, wpatrując się w ekran laptopa. Szatyn znalazł odpowiednią wiadomość i przeczytał jej treść.

- Miała być dzisiaj, prawda? - zapytałam, a Harry w odpowiedzi przytaknął. - Możesz im napisać, że zamówienie wciąż nie przyszło?

- Będzie lepiej jak zadzwonisz - stwierdził i miał rację. Pisanie nie miało sensu, bo niewiadomo, kiedy dostałabym odpowiedź.

Więc zadzwoniłam i dowiedziałam się, że musieli zapomnieć o naszym zamówieniu i nie było możliwości dowiezienia mi wszysktiego jeszcze tego samego dnia. Obiecano mi, że dostawa przybędzie następnego dnia, jednak przez ich opóźnienie już zrobiliśmy pewną stratę.

- Zaraz zwariuję - powiedziałam, zamykając laptopa i weszłam na zapleczę, aby go tam zostawić. Szatyn poszedł za mną i złapał mnie za rękę, odwracając mnie do siebie.

- Nie ma żadnej alternatywy? Mógłbym gdzieś podjechać - zaproponował, układając dłoń w dolnej części mojego kręgosłupa, bo właśnie tam od samego rana odczuwałam największy ból spowodowany okresem. Naprawdę, ten dzień nie mógł być gorszy.

- To chyba nie ma sensu - odparłam, wzruszając ramionami. - Jutro przyjdzie ich cała masa. Po prostu denerwuje mnie to, że jest dopiero wtorek, a już coś poszło nie tak.

- Może możecie otrzymać od nich jakieś odszkodowanie? - Też już o tym myślałam.

- Chyba nie chce mi się w to bawić - powiedziałam, a Harry gładził mnie po plecach, zastanawiając się nad czymś.

Spuściłam wzrok i oparłam czoło na jego klatce piersiowej. Przyciągnął mnie bliżej i przytulił do siebie. Staliśmy w tej pozycji może przez pół minuty. Wtedy ktoś wstąpił do sklepu, o czym powiadomił mnie dzwonek nad drzwiami. Wróciłam od razu za kasę, zostawiając Harry'ego na tyłach sklepu.

Obsłużyłam parę osób zanim do niego wróciłam i zobaczyłam, że siedzi oparty o ścianę z jedną z gazet, które wczoraj doszły. Domyśliłam się, że będziemy szybciej gotowi w dwójkę niż kiedy czasami pracowałam z rana całkowicie sama. Mama przychodziła nie raz później, a ja odbierałam poranne dostawy. Dlatego chłopak teraz nieco walczył z nudą.

- Jeżeli chcesz, możesz wyjść coś zjeść - zaproponowałam, siadając przy nim.

- Właśnie czytam, co o mnie piszą i odechciewa mi się gdziekolwiek wychodzić - odparł i wskazał na zdjęcie, które zostało mu zrobione na mieście. - Więc dziękuję, ale chyba zostanę tutaj. Wasze zaplecze jest całkiem wygodne.

- Kupię ci coś ciepłego, jak Lily przyjdzie. - Zatrzymałam wzrok na zegarku na swoim nadgarstku. Powinna być gdzieś za godzinę. - Nie możesz jeść tylko tych suchych batoników.

- Pamiętasz moje ostatnie spotkanie z Panią Doktor Crudy, którą zatrudniłem parę dni temu? - Spoglądnęłam na fotografię, na której widniał szatyn z kobietą w średnim wieku. Przytaknęłam, bo wiedziałam, o kim mówił. Miała piękne czarne loki. - Według tej gazety byliśmy na romantycznej randce, a pod koniec krótkiego arytukułu nazwano mnie kobieciarzem. Po prostu świetnie, że rzucają takimi określeniami w publicznych gazetach.

- Zostaw to. - Zabrałam gazetę z jego rąk i odłożyłam ją na bok. - Czytanie tego nie ma sensu.

- Masz rację. - Skrzyżował ramiona i oparł swoją głowę o moją. - Chciałbym, żeby po prostu przestali cokolwiek o mnie pisać.

- Wiem - odparłam cicho, wzdychając. Oboje unikaliśmy ostatnio tematu zdjęć w gazetach, ale byłam przekonana, że szatyn także widział, to co ostatnio zostało o nas opublikowane. Zrobiono nam z daleka zdjęcia, kiedy byliśmy w drodze do jego domu. Ktoś musiał wiedzieć, gdzie mieszka, bo nie był to pierwszy raz.

- Rozmawiałem z Lily i zostanę z nią dopóki nie wrócisz z pracy - oznajmił zielonooki, siadając prosto.

- Jeżeli ona tego chce. - Wzruszyłam ramionami. - Nie mam nic przeciwko. Tylko masz przypilnować, żeby napisała zadania domowe.

- Wymagająca jesteś - stwierdził, uśmiechając się.

- Chyba mam to po mamie - odparłam i na dźwięk dzwonka wstałam znowu z ziemi. Był dopiero wtorek, a ja już miałam dosyć.

liczba słów: 704

Gra Przegranych ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz