Rozdział 65

150 13 1
                                    

- Właśnie opuszcza sklep. Zapisz godzinę - powiedział do dziewczyny obok niego. - Zapisz też, że rozmawia przez telefon. Robi to już trzeci raz podczas zamykania sklepu. Przypuszczam, że dzwoni do niego. Śmieje się. Zapisz to.

- Już piszę. - Zirytowana szatynka, zdmuchnęła z policzka włosy. Wolałaby w inny sposób spędzać swój sobotni wieczór. Tymczasem on znowu kazał jej zajechać pod ten cholerny sklep.

- Idzie na tramwaj. Nigdy nie jest samochodem. Zapisz - dodał, a ona wywróciła oczami. Za każdym razem działo się to samo, ale on wciąż myślał, że wydarzy się coś nowego.

- Po prostu wraca do domu. Jak każdy o tej godzinie - stwierdziła, zaciskając szczękę. - Oprócz nas, bo w ostatnim czasie masz coś z główką.

- Pierdol się. - Przekręcił kluczyki samochodu, po czym zaczął się wycofywać. Miał wszystkie informacje, które były mu potrzebne. Na razie mógł wracać do domu.

***

- Chciałabym móc się przeteleportować do domu. Mówię ci, padam z nóg. - Spojrzałam przez szybę do wnętrza sklepu, sprawdzając, czy zrobiłam wszystko, co miałam zrobić. Kasa zabezpieczona. Podłoga umyta. Drzwi zamknięte.

- Mogłem cię odebrać - stwierdził szatyn. Zaczęłam kręcić głową tak, jakbym zapomniała, że rozmawiamy przez telefon.

- Co ty? To daleko - odparłam i schowałam jedną z dłoni do kieszeni bluzy. - Wróciłbyś późno do domu, a wiem, że masz plany na jutro.

- Jesteś moim priorytetem. - Uśmiechnęłam się, obserwując światła na skrzyżowaniu.

- Mówisz tak, bo czegoś chcesz - uznałam, zaczesując włosy do tył. Wiatr poplątał ich końcówki. Zaraz zmieniły się światła i przeszłam na przystanek tramwajowy.

- Tym razem nie. - Prychnęłam i kopnęłam kilka razy lekko butem o ziemię. - Kocham cię.

- Ja ciebie też - powiedziałam jak zwykle. Czasami bałam się, że nasze kocham cię z czasem przestanie być szczere, bo zaczęłam się do niego przyzwyczajać. Jednak zazwyczaj było ono wciąż tak samo wyjątkowe, jak za pierwszym razem. Zwłaszcza wtedy, kiedy najbardziej potrzebowałam przypomnienia, że mnie kocha. A często odnosiłam wrażenie, że dokładnie wiedział, kiedy mi brakuje tych dwóch słówek, aby poczuć się lepiej.

- Ale widzimy się jutro. Czekaj na mnie po zajęciach - przypomniał mi. Z daleka ujrzałam zbliżający się tramwaj.

- Wiem, wiem - odparłam, zaczesując palcami prawej ręki włosy. - Myślałam, że może moglibyśmy tym razem porobić coś innego...

- Coś innego? - zdziwił się.

- No wiesz. Lubię, kiedy spędzamy u ciebie razem czas, nie zrozum mnie źle, jednak może chciałbyś tym razem na przykład wyjść gdzieś wspólnie na obiad? Albo kolację? - zapytałam, wzruszając ramionami.

- Chcesz pójść na randkę? - Zdawał się nadal nie do końca rozumieć.

- Chyba tak - odpowiedziałam, wsiadając do tramwaju. Zajęłam pierwsze lepsze miejsce przy oknie i skrzyżowałam nogi.

- To może być całkiem przyjemne - uznał w końcu. - Ale może też skończyć się bardzo źle.

- Nie skończy się źle. To, co wydarzyło się przed teatrem, ci ludzie. Jestem pewna, że ktoś ich powiadomił o twojej obecności. Nie dojdzie do tego samego, jeżeli będziemy bardziej dyskretni. - Wyjrzałam przez okno i westchnęłam. - To nie musi być niewiadomo co. Możemy nawet wyjechać trochę poza miasto, jeżeli uważasz, że tam będzie bezpieczniej. Ja pojadę, bo i tak nie piję. Jestem przekonana, że będziemy się dobrze bawić.

Gra Przegranych ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz