Rozdział 6

352 23 5
                                    

Siedziałam przy stoliku kuchennym z łyżeczką w ręce i mieszałam swoją czarną herbatę, wyglądając za okno. Od dłuższego czasu jakiś ptak krążył nad sąsiednim budynkiem i zastanawiałam się, kiedy w końcu odleci.

Wzdychając, odłożyłam na bok łyżeczkę i przyłożyłam do ust kubek z herbatą, próbując rozkoszować się smakiem ciepłego napoju, jednak szybko zdałam sobie sprawę z tego, że nie potrafiłam. Od samego rana moje myśli ciągle powracały do wczorajszego wieczoru i zielonookiego chłopaka, który zdołał mi namieszać w głowie. Przez niego ciągle zastanawiałam się, co by było gdybym nie przerwała nauki tańca i zamiast poświęcać rodzicom i ich sklepikowi trzech dni w tygodniu, poświęcała tylko dwa. Jakoś zebrałabym pieniądze i opłacała sobie lekcje, przecież nie kosztują majątek. W końcu zrobiłabym od dłuższego czasu coś z myślą o mnie, a nie o innych. Jakoś dałabym radę.

Z drugiej strony, ostatnim razem przecież było dokładnie tak samo. Wydawało mi się, że wyrobię się ze wszystkim, ale tak nie było, a później żałowałam tego, że w ogóle o tym pomyślałam. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej? Nie potrzebowałam déjà-vu swojej porażki.

Uderzyłam lekko pięścią w stół, będąc wkurzona na szatyna, który pojawił się z nikąd, pokazał mi, że moje życie tak naprawdę jest do bani, a później zniknął bez śladu. To tak jakby rzucił mnie na głęboką wodę, krzycząc „A teraz płyń z powrotem, bo przez cały ten czas zmierzałaś w złym kierunku!", przejeżdżając mi przed nosem na swojej motorówce.

Przerwałam użalanie się nad sobą, kiedy mój ojciec wstąpił zaspany do kuchni. Wstałam z krzesła i podeszłam do zlewu, odstawiając w nim swój kubek.

Tata wyglądał na bardzo zmęczonego. Bardziej niż zazwyczaj. Przejechał dłonią po swojej twarzy, a następnie skrzyżował ramiona. Usiadł przy stoliku, zajmując moje wcześniejsze miejsce.

- Głowa? - zapytałam, jednak tak naprawdę już znałam odpowiedź. Zmagał się już od lat z migreną, ale w ostatnim czasie bóle głowy były częstsze i czasami nawet tabletka nie potrafiła ich zwalczyć. Wskazał w stronę kosmetyczki z lekarstwami, zamykając oczy.

Chciałam mu jakoś pomóc, ponieważ sama nie raz doświadczyłam, jak ból głowy potrafi być przeszkodą całodniową, ale nie wiedziałam już jak. Szukałam różnych metod pozbycia się bólu w internecie, pytałam znajomych, ale nic z tych wszystkich rad nie zadziałało. Jedynie tabletka i odpoczynek.

Położyłam przed nim pigułkę oraz napełnioną szklankę. Przytaknął delikatnie i sięgnął po lekarstwo, które wrzucił do buzi i popił wodą. Usiadłam na przeciwko niego, splatając przed sobą palce.

- Masz dzisiaj zajęcia? - zapytał mój ojciec, spoglądając na mnie swoimi niebieskimi oczami. Tak jak i bóle głowy, tak i kolor oczu odziedziczyłam właśnie po nim.

- Tak - potwierdziłam. - Za jakieś dwadzieścia minut muszę wyjść.

- Później teatr? - Uniósł jedną brew.

- Nie. W poniedziałki jest zamknięty - odparłam. - Miałam zamiar się dzisiaj pouczyć, ale jeżeli się źle czujesz, mogę...

- Nie, Dea - przerwał mi. - Położę się, może wtedy mi przejdzie. Ty się ucz.

- Na pewno? - Przyglądałam się temu, jak wypija resztę zawartości kubka.

- Na pewno - powiedział, odstawiając białą porcelanę przed sobą. Wstał, unosząc ręce i rozciągając się, a moje uszy spotkały się z dźwiękiem strzelających kości, którego strasznie nie lubiłam. Mark zawsze tak robił przed rozgrzewką i starałam się wtedy za każdym razem skupić na czymś innym.

Wspomnienie o Marku, przypomniało mi o moich wcześniejszych rozmyślaniach, dotyczących tańca. Byłam pewna, że moi rodzice nie będą popierali mojego pomysłu, ale dlaczego nie miałabym spróbować. Poza tym mam dwadzieścia jeden lat i nie mogą wiecznie kontrolować moich decyzji.

- Tato - zawołałam niepewnie, na co mój ojciec, zmierzający w kierunku sypialni, się odwrócił. - Zastanawiałam się nad... to znaczy, chciałam cię zapytać...

Po prostu mu powiedz, Dea, to nie jest takie trudne.

- O co chodzi? - Skrzyżował ramiona, czekając niecierpliwie aż skończę.

- Co sądzisz o dodatkowych zajęciach? Wiesz, takie poza pracą... i uniwersytetem - powiedziałam, starając się nie jąkać.

- Co masz na myśli? - Zmarszczył czoło i miałam wrażenie, że już nie podobał mu się mój pomysł, chociaż go jeszcze w pełni nie znał.

- Myślałam o czymś w stylu hobby. Coś dla odprężenia.

- Nie starczy ci odprężanie się przed telewizorem? - zapytał, chowając ręce do kieszeni piżamy.

- To nie to samo - stwierdziłam. - Słuchaj, mam wrażenie, że ciągle tylko pracuję i się uczę. Po prostu myślę, że powinnam robić też coś, co by dotykało mojej duszy.

- Dotykało twojej duszy? - Prychnął. - Kto ci nagadał takich bzdur? - Widziałam w jego oczach lekką złość, która się w nim stopniowo budowała. Mogłam w ogóle nie poruszać tego tematu.

Dlaczego, gdy mówił to Harry, brzmiało to dobrze?

- Nikt - odparłam, ale oczywiście nie było to prawdą. Gdyby nie Harry, pewnie bym o tym nie rozmyślała, ale mój ojciec na pewno nie miał racji, mowiąc, że to bzdury. - Po prostu chciałabym...

- Wiem do czego dążysz, Amadea, i lepiej wybij to sobie z głowy. Zrozum, że już z tego wyrosłaś i musisz skupić się na innych rzeczach - oznajmił ostro. Przygryzłam wnętrze policzka i przytaknęłam.

- Przepraszam - wyszeptałam, wzruszając ramionami.

- Nie rozumiem, jak w ogóle wpadłaś ten pomysł. Z mamą dbamy o to, żebyś miała jak najlepszą przyszłość, harujemy dzień w dzień, a tobie marzy się jakieś hobby. - Spuściłam wzrok, unikając jego srogiego spojrzenia. Nie myślałam, że zareaguje aż tak negatywnie na mój pomysł. - Skąd w tobie ten egoizm?

Nie odpowiedziałam i nie odważyłam się też na niego spojrzeć. Usłyszałam tylko jak po chwili opuszcza pomieszczenie i ponownie uderzyłam pięścią w stół, przeklinając w myślach szatyna, który zrobił mi nadzieję.


liczba słów: 872

Gra Przegranych ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz