Rozdział 35

213 13 0
                                    

- Uwierzysz, że oczekuje ode mnie, że po prostu to przemilczę? Podczas naszej kłótni, uderzyła w czuły punkt i wiedziała, że mnie tym złamie. Wciąż oczekuję przeprosin - burknęłam, chodząc tam i spowrotem po kuchni Harry'ego. Chłopak stał przy kuchence, piękąc naleśniki.

- Do przeprosin też trzeba dojrzeć - stwierdził, zdejmując patelnię z palnika. - Daj jej trochę czasu.

- Jest dorosłą kobietą. Ileż można dojrzewać? Niektórzy po prostu nigdy się nie nauczyli, że swoje dzieci też trzeba przepraszać. Moja mama nie potrafi się przyznać do błędu. Będzie po prostu udawała, że nigdy go nie popełniła z nadzieją, że ja zapomnę. Ale uwierz, czegoś takiego człowiek nie zapomina. Do końca życia będę miała w głowie każde słowo, które tego dnia powiedziała, ponieważ tak mnie to dotkn... O Jezu, przepraszam. - Zatrzymałam się nagle, łapiąc za talerz w dłoniach szatyna, którego zawartość niemal spadła na podłogę. Uniosłam wzrok, spotykając się z zirytowanym spojrzeniem Harry'ego. Uśmiechnęłam się niewinnie, biorąc od niego naczynie i kładąc je na wyspie kuchennej.

- Nie zawracaj sobie tym głowy. Nie od każdego otrzymasz przeprosiny i niestety, musisz z tym żyć - stwierdził chłopak, sięgając na sam szczyt długiej półki. Stanął na palcach i zdjął z niej syrop klonowy. - Idealnym przykładem jest nasze spotkanie w teatrze. Pamiętasz jak Thana zwaliła wszystkie programy?

- Tak, ale to inna-

- I otrzymałaś od niej jakieś przeprosiny? - wtrącił kolejne pytanie, nie dając mi dokończyć.

- No, nie, ale Ha-

- Widzisz - przerwał mi po raz kolejny. - Czekanie na to, aż Thana cię przeprosi jest bezsensowne, bo to nigdy nie nastąpi. Tak samo jest z twoją mamą.

- Ale moja mama mnie zna. Jesteśmy rodziną - powiedziałam, biorąc od niego butelkę z syropem i stawiając ją obok naleśników. - Nie sądzisz, że sytuacja wygląda tu trochę inaczej?

- Może i tak, ale wszystko sprowadza się do jednego - odparł, odwracając się na pięcie i zabrał z blatu kuchennego dwie świeżo zaparzone herbaty, ustawiając je także na wyspie.

Skrzyżowałam ramiona, opierając się o ścianę. Chłopak schylił się, wyciągając coś jeszcze z szafki.

Był podobnie ubrany, jak zawsze, kiedy spędzaliśmy czas u niego w domu. Jakaś para wygodnych dresów i zwykła czarna lub biała koszulka. Tym razem była ona czarna z krótkim rękawem, co nie było może najlepszym wyborem, bo udało mu się ubrudzić ją mąką. Na białej koszulce byłoby to niemal niewidoczne. W sumie nie było to istotne, bo czy miał plamę na koszulce, czy też nie, nie interesowało mnie to na tyle, żebym musiała zawracać sobie tym głowę. Jezu, czemu ja zawsze uciekałam myślami w tak dziwne zakątki?

- Dea. - Harry usiadł przy wyspie kuchennej, odkładając pewną ilość naleśników na własny talerz. Spojrzał na mnie, polewając je syropem. - O czym myślisz?

Posłał mi ciepły uśmiech i poklepał miejsce obok siebie. Wzruszyłam ramionami, wzdychając. Podeszłam do szatyna, odpychając się od ściany i kiedy znalazłam się obok, przesunął dla mnie wysokie krzesło obrotowe. Wystawił dłoń w moją stronę, pomagając mi usiąść. Puściłam go, kiedy już wygodnie siedziałam i podziękowałam mu.

- Moja kuzynka jest znowu w mieście - oznajmił, podsuwając mi widelec i nóż.

- Anna, tak? - zapytałam, ukrajając kawałek naleśnika. Włożyłam go do ust.

- Tak - odparł szatyn, spoglądając na mnie. - Uznałem, że może byłoby dobrym pomysłem, gdyby to ona poszła z tobą kupić jakąś sukienkę czy co tam potrzebujesz. Poznacie się od razu i w ogóle.

Gra Przegranych ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz